Burzliwa przeszłość, depresja a szczęście

Mam 24 lata. Nie wiem nawet od czego zacząć, bo historia jest długa, sytuacja nieciekawa i wydaje mi się, że potrzebuję szybko pomocy, bo boję się, że to wszystko może się źle skończyć. Kiedy miałam 6 lat, moi rodzice się rozwiedli. Po wizycie u psychologa nakazano mi zostać z mamą, a bratu z tatą. Mój ojciec nadużywał alkoholu oraz przemocy. Jeszcze w trakcie rozwodu mama miała już kogoś i tata także. Ciężko przeżyłam rozstanie z bratem, bo zawsze byliśmy bardzo zżyci. Zawsze tęskniłam za pełną rodziną w obawie, że spotka mnie to samo. Kiedy dorastałam, ojciec nie interesował się mną za bardzo i często musiałam go prosić o pieniądze na szkołę, bo mamy nie było stać.

Ojca zastępował mi dziadek, który był jak mama i tata w jednym. Kiedy odszedł, bardzo to przeżyłam. Po nim odeszła babcia, a dziadek ze strony ojca popełnił samobójstwo. Nie odczułam tego bardzo, bo nie byłam z nim związana uczuciowo, ale fakt, że się powiesił, nie był zbyt miły. Ciągle byłam sama z mamą, która bardzo chorowała. Przeszła ciężką operację serca. Od około 14-15 roku życia zwiększyły się kontakty z bratem, który jednak nie był dla mnie miły. Ciągle się kłóciliśmy, biliśmy, ciągle mnie wyzywał i tak do około 18 roku życia. Po tym znowu się bardzo zbliżyliśmy do siebie. Może dlatego, że byliśmy już w podobnym wieku i bardziej się rozumieliśmy. Dorastając, ciągle miałam żal to do mamy, to do ojca o rozwód. Tęskniłam za ojcem, chciałam mieć normalną rodzinę jak moje koleżanki.

Jeśli chodzi o relacje partnerskie, popełniłam wiele błędów, za co codziennie pluję sobie w brodę. Często zmieniałam partnerów. Jeśli komuś na mnie zależało, podobał się mojej mamie, był dobry dla mnie, mnie to zawsze zaczynało odpychać, nie wiem czemu. Może się bałam czegoś, może robiłam mamie na złość, nie wiem. Kiedy inni mnie odpychali, wykorzystywali, ja za wszelką cenę chciałam ich zatrzymać. Kiedy mi się nie udawalo, a zazwyczaj tak było, strasznie cierpiałam. Nigdy się nie mogłam pogodzić z tym, że ktoś mnie nie chce. Bardzo dobrze się uczyłam, zawsze byłam ambitna, chciałam być kimś. Nigdy nam się nie przelewało i w domu nie było pieniędzy na studia, więc postanowiłam, że wyjadę za granicę na parę miesięcy i zarobię na dalszą naukę, bo nie chciałam nikogo prosić o pomoc. Maturę zdałam jako jedna z najlepszych w szkole i od razu po tym wyjechałam do Anglli. Miałam wrócić za 6 miesięcy.

Dziś minęło 4,5 roku od kiedy wyjechałam i czuję, że to największy błąd, jaki popełniłam. Moje życie runęło w gruzach. Pierwsze miesiące były ciężkie, miałam dobrze płatną pracę, ale bardzo tęskniłam za domem. Nie było nikogo, kto mnie kontrolował, mówił co złe, a co dobre. Czułam się zagubiona. Zaczęłam się przyzwyczajać. Nie miałam problemów z językiem, lubiłam się uczyć, rozmawiać z różnymi ludźmi. Po pewnym czasie zaczęłam czuć się pewniej. W pracy poznałam chłopaka, z którym potem się spotykałam. U Polaków wzbudzałam pogardę, bo był on urodzonym w Anglii Pakistańczykiem, a Polacy za granicą nie akceptują takich par. Anglicy zresztą też tego dobrze nie odbierają. Potem był następny, też nie-Polak, potem następny, następny i następny. Kiedy wpadłam w to wszystko, nie mogłam z tego wyjść, zmieniałam partnerów bardzo często, spałam z nimi, zepsułam sobie opinię.

Potem spotkałam kolejnego mężczyznę. Był dla mnie dobry, dogadywaliśmy się. Nie wstydziłam się, że z nim jestem, nie zależało mi na opinii innych. Kiedy miałam 19 lat, zaszłam z nim w ciążę i kiedy się dowiedziałam, nie mogłam przestać płakać. Chciałam mieć dziecko, ale bardzo się bałam. Usunęłam ciążę. Żałuję, ale nie mogę cofnąć czasu. Wydaje mi się, że Bóg mnie ukarze i że nie będę mogła mieć już dzieci. Bardzo się boję, bo to moje wielkie marzenie. Zastanawiałam się, jaka byłaby płeć dziecka, jak dałabym na imię. Prawie każdego partnera zdradzałam, szybko się nudziłam, czułam, że to nie to i szukałam kolejnego. Nie potrafię zliczyć, ilu ich było. Jest mi wstyd, że dopiero teraz to widzę.

Ściągnęłam mojego brata do Anglii. Robiłam dla niego wszystko, prałam, gotowałam, sprzątałam po nim. Dużo razy mi mówił, że nie powinnam robić takich rzeczy, że to faceci powinni za mną biegać, a nie ja, jeśli tego nie robią, nie są tego warci. Wstyd mu było za mnie, bo gdzie nie poszedł, wszyscy o mnie mówili. Kiedy mnie zostawiali, okaleczałam się. Zdarzyło się to 2 razy. Raz przecięłam sobie szkłem rękę bardzo głęboko; raz nożyczkami brew. Chyba chciałam na siebie zwrócić uwagę. Chciałam, żeby ktoś mi pomógł, żeby zrozumiał, dlaczego ja to robię, że może nie jestem łatwa, ale szukam kogoś, kto się mną zajmie, kto się będzie mną opiekował i zobaczy, jaka naprawdę jestem.

1,5 roku temu spotkałam mężczyznę. Zaczęłam chodzić na siłownię, na którą chodził mój brat. Był on jej właścicielem i jego znajomym. Kiedy pierwszy raz weszłam do środka, żeby się rozejrzeć, a on mnie zobaczył, powiedział, że ja doprowadzę go do rozwodu i zaczął się śmiać. Zaczęłam przychodzić, on zaczął się mną interesować. Przychodził porozmawiać, ale nigdy nie patrzyłam na niego jak na kogoś, z kim mogłam być. Nie wydawał mi się atrakcyjny, ale lubiłam, że się mną interesuje. Zostaliśmy przyjaciółmi. Okazało się, że ma żonę i 2 dzieci, 3 i 7 lat. Zawsze mi pomagał, mówiłam mu absolutnie wszystko. Wiedział o moich partnerach. Okazał się on najlepszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam. Był dobry, opiekuńczy, mądry. Uwielbiałam go, ale dalej nie myślałam o nim pod żadnym innym kątem.

Pewnego dnia powiedział, że mnie kocha. Nie bardzo w to wierzyłam, choć robił dla mnie wszystko. Obsypywał kwiatami, prezentami, zawsze był miły, ciągle mnie odwoził, przywoził gdzie chciałam. W ogień by za mnie skoczył. Nie wiem czemu, ale zawsze kiedy chciał mnie pocałować, ja jakoś nie mogłam. Nie wyobrażałam sobie, żebym mogła iść z nim do łóżka, choć z każdym innym mogłam to robić od razu. Tyle razy go skrzywdziłam, widywał mnie z innymi, błagał mnie, żeby mógł ze mną spędzić chwilę czasu lub żebym z nim gdzieś poszła. Zawsze odmawiałam, mówiłam, że nie jestem gotowa, że następnym razem. Tyle razy płakał jak dziecko, a ja nadal nie dawałam mu szansy. Miał żonę, dzieci. Nie chciał z nią być, od lat im się nie układało. Wiedziałam, że jest dobry, mogłabym być w końcu szczęśliwa.

Nie wiem, czy bałam się szczęścia, bo nigdy go nie miałam, czy może bałam się, że zabrnęłam w to wszystko tak daleko, że nie mogę być wierna; nie chciałam go skrzywdzić. Wszyscy pchali mnie do niego, mówili, że do siebie pasujemy, jaki on jest dobry itd., a mnie to odpychało. Myślałam, że jeśli kiedykolwiek będę z nim, to nie, bo ktoś tak chce, ale dlatego, że ja tak czuję. W marcu, po roku jego starań, coś we mnie pękło. Zaczęłam widzieć jaki jest dobry, ile dla mnie znaczy i że powinnam dać mu szansę, bo na to zasługuje. Zastanawiałam się, jak może mnie tak bardzo kochać, wiedząc o wszystkich złych rzeczach, jakie w życiu zrobiłam.

Pamiętam, kiedy mu powiedziałam, że czas spróbować, on tak się cieszył. Powiedział, że zawsze będzie się starał, żebym była szczęśliwa, że nigdy mnie nie zdradzi, że nigdy nie kochał żadnej kobiety tak jak mnie, nawet swojej żony. Zaczął zostawać w moim domu coraz częściej, wracał po pracy. Ja byłam na zwolnieniu lekarskim, miałam depresję, tęskniłam za domem, miałam problemy w pracy i tylko on trzymał mnie przy życiu. Postanowiliśmy, że najlepiej będzie jak odpocznę, pojadę do Polski, a on w tym czasie będzie miał czas na załatwienie sprawy z rozwodem, a potem po mnie przyjedzie, a jak wrócę, zaczniemy mieszkać razem i będziemy na zawsze szczęśliwi.

Każdego dnia kochałam go coraz bardziej. Wszystko, czego nie lubiłam w jego wyglądzie, charakterze, pokochałam. Kiedy wyjechałam do Polski, nie zdradziłam go, nie myślałam o innych. Moje życie się zmieniło, on je zmienił. Tylko on dla mnie istniał. Nie mogłam się doczekać, kiedy przyjedzie i pozna moją mamę. Nawet go nie znała, ale już go uwielbiała, bo zawsze jej mówiłam, jaki jest wspaniały. Pamiętam, kiedy go zobaczyłam po raz pierwszy po 2 miesiącach. Cudownie wyglądał. Tęskniłam za nim tak bardzo, wydawał mi się taki piękny. Tak się cieszył, kiedy mnie zobaczył, jego oczy błyszczały - po tym już nigdy ich takich nie widziałam. Czasem się kłóciliśmy, ciągle przypominał mi co kiedyś robiłam, a ja mu tłumaczyłam, że to już przeszłość, że się zmieniłam i nigdy więcej tego nie zrobię. Strasznie bolało, kiedy mi to wszystko mówił.

Wracaliśmy do Anglii, a ja tylko myślałam o naszym szczęśliwym, nowym życiu. Weszliśmy do naszego nowego, wspólnego mieszkania. Nigdy nie czułam się tak dobrze. Nigdy z nikim nie mieszkałam, bałam się, ale on zawsze mnie wspierał, mówił, że damy razem radę. Ja poszłam spać, a on pojechał zobaczyć się z dziećmi. W międzyczasie jego żona (papiery były w drodze, tak przynajmniej słyszałam) dowiedziała się, że kogoś ma, chodziła do ludzi, pytała, czy coś wiedzą i doszło do niej, że to ja. Właśnie tego dnia, kiedy wrócił, zaczął się koszmar, który trwa już ponad 3 miesiące. Dużo ludzi wie, że często zmieniałam partnerów, mam złą opinię. Ludzie przychodzą do niego i mówią mu, że jestem zła, że zdradzam itd.

Kocham go ponad życie i bardzo się zmieniłam, nie byłabym w stanie go skrzywdzić, bo jestem z nim szczęśliwa. Jestem po próbie samobójczej. Ciągle myślę o tym, że nie chcę żyć, nie widzę sensu w życiu. Chciałabym, żeby zauważył, że już nie jestem taka, że moja przeszłość to już zamknięty rozdział i nie chcę do tego wracać, bo on jest tym, kogo zawsze szukałam. Codziennie mi mówi, że mnie kocha, że nigdy nic takiego nie czuł do nikogo, ale boli go to, że tyle o mnie wie. Ja już nie mam siły, nie chcę od niego odejść, bo sobie nie poradzę; nie chcę, bo to mężczyzna, o którym marzyłam.

Czy nie zasługuję na szczęście? Czy już na zawsze jestem skończona? Nie chcę żyć bez niego i jeśli nie będę z nim, to nie będę z nikim. Nie chcę żyć. Nawet mi powiedział, że nie weźmiemy ślubu, że nie będziemy mieli dzieci, a to coś, o czym zawsze marzyłam. Teraz chcę być tylko z nim i nawet nie chcę tego mieć, chcę tylko jego. Boję się następnego dnia. Nie wiem, co robić. Nie widzę sensu w niczym, nie mam ochoty wstawać rano, mogę cały dzień siedzieć i nic nie robić, nie daję sobie z niczym rady, nienawidzę się. Czy ja już nie zasługuję na nic? Jestem nic nie warta? Czy można jakoś nas uratować? Nie wiem, co powinnam robić. Proszę o pomoc!

KOBIETA, 24 LAT ponad rok temu

Czy warto do siebie wracać po rozstaniu?

Wymienia Pani wiele obszarów, którym warto się przyjrzeć w procesie psychoterapii. Fakt, iż we wczesnym dzieciństwie doświadczyła Pani traumy, związanej z alkoholizmem i przemocą ze strony ojca, jest istotny. Warto poznać znaczenie, jakie nadaje Pani związkom z mężczyznami, a także warunkowanie samooceny od akceptacji przez partnerów. W sytuacji odrzucenia reaguje Pani depresją i tendencjami do działań autodestruktywnych. Obniżenie nastroju, samookaleczenia, apatia, samoobwinianie się są objawami, które powinna Pani skonsultować z lekarzem psychiatrą.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty