Dlaczego tak trudno jest poznać samego siebie?

Myślę, że mam problem. Na pewno mój organizm nie zachowuje się tak dobrze jak kiedyś. Prawdopodobnie nawet wiem, gdzieś w głębi siebie, w czym leży ten problem. Jednak nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie wiem jak długo trwa ten stan, w jakim się znajduję. Podejrzewam, że początek miał związek z problemami w szkole. W sumie z jednym problemem. Zawsze byłam dobrą uczennicą. Wysokie średnie, stypendia etc. Także wiedziałam, że jak pójdę do liceum - nie będzie to już to samo co gimnazjum. Że wszystko nie będzie dalej takie proste. Pierwszą klasę liceum przeszłam bez większych problemów. Teraz jestem w drugiej. Na profilu biologiczno-chemicznym. Na początku roku załapałam jedną 1 z biologii, przez głupotę i niezauważenie paru zadań na kartkówce. Potem była druga kartkówka, sprawdzian, odpowiedź. Skończyło się na tym, że miałam pięć 1 i trzy pozytywne oceny. Pisałam sprawdzian na koniec semestru, by zaliczyć biologię na dopuszczający. Nie zaliczyłam. Na każdym sprawdzianie brakowało mi jednego punktu. Na szczęście nie będę musiała poprawiać tego semestru. Najgorsze jest to, że przeraża mnie fakt, iż cały czas zachowuję się tak, jakby było mi wszystko jedno. Jednocześnie boję się, że nie poradzę sobie w przyszłości. Nie zdam matury albo w ogóle nie zdam do trzeciej klasy. Że nie zdobędę dobrego wykształcenia i nie będę w naszym społeczeństwie szanowana. Widzę jak inni sobie doskonale radzą. Z przedmiotów piątki, czwórki, trójki. A ja wiem, że znienawidziłam biologię i po prostu się jej boję. Nie potrafię się zmobilizować do nauki. W sumie do jakiejkolwiek nauki. Tak jakby dosłownie życie przelatywało mi między palcami. Zaznaczam, że jestem osobą wierzącą i staram się znajdować w tej wierze jak największe oparcie. Nie zawsze wychodzi. Jestem cały czas zmęczona. Wracam do domu, kładę się, śpię ok. 2 h, czyli gdzieś do 19 (zależy oczywiście od dodatkowych zajęć). Mam zawsze zamiar przygotować się na kolejny dzień w szkole, ale krążę po domu. Siadam przy komputerze, idę do pokoju, włączam sobie muzykę, siadam, myślę. Gdy w końcu zabiorę się do lekcji niektóre odkładam, bo stwierdzam, że trudno, najwyżej dostanę tę jedynkę. Nigdy tak nie miałam. Zawsze ocena niedostateczna była dla mnie czymś strasznym i nigdy nie mówiłam sobie, że to tylko jedna jedynka! W czym tkwi problem? Kładę się spać o 1, 2 w nocy. Rano zazwyczaj nie jem śniadania. Robię sobie kanapki do szkoły z byle czym, czyli np. z samym serkiem. Często przynoszę kanapki z powrotem do domu, bo po prostu o nich zapominam. Nie czuję aż tak wielkiego głodu w szkole. Obiady jem w domu, normalnie. Kolacji najchętniej bym nie jadła, ale rodzice dbają, bym o niej nie zapomniała. Choć zazwyczaj też jest to jedna kanapka i herbata. Wracając do problemu z biologią... Przyjmuję do świadomości to, że to właśnie ona mogła być tego wszystkiego przyczyną. Miałam takie dni, kiedy wracałam do domu, kładłam się na łóżku i zaczynałam płakać. Czasami modliłam się o to, żeby Bóg pozwolił mi z tego świata odejść. Nawet wiem dlaczego. Chciałam się uwolnić od tego stresu, od zadań jakie stawiają mi wszyscy dookoła, od tego, że ciągle muszę coś robić. Po prostu chciałam pójść na łatwiznę, umrzeć i mieć życie z głowy. Jednak wiara w to, że nie jestem na tym świecie bez przyczyny i w to, że moje samobójstwo wcale nie spowodowałoby szybkiego spotkania z Bogiem, pomagała mi zapominać o czymś takim jak śmierć. Może to banalne co mówię, ale... Najgorsze jest dla mnie to, że cały czas myślę, iż np. to, co tu piszę, specjalnie sobie wmawiam. Że szukam cały czas jakiegoś usprawiedliwienia dla samej siebie. Tracę wiarę w siebie. Rozpamiętuję przeszłość, bo wiem, że była lepsza. Trenowałam przez 3 lata lekkoatletykę. Żałuję, że zrezygnowałam. Ale nie potrafię się do czegokolwiek zmobilizować. Cały czas myślę, że 18 lat to za późno na cokolwiek. Że nie mam szans zostać kimś godnym uwagi. Kimś, kto coś zrobi we własnym życiu pożytecznego dla innych czy nawet dla samego siebie. Tak naprawdę, nie rozmawiam o tym. Próbowałam rozmawiać z jedną osobą, ale zawsze, pisząc do niej i opowiadając to wszystko, mam wrażenie, że robię z siebie ofiarę. Że tylko się nad sobą użalam i że jestem egoistką zapatrzoną tylko w swoje życie. Z rodzicami nie rozmawiam. W sumie to rzadko z nimi o czymkolwiek rozmawiam. A już na pewno takie poważne rozmowy raczej nie mają miejsca. Nawet gdybym chciała o tym wszystkim komuś powiedzieć, to znowu nabieram nieufności do samej siebie i zaczynam myśleć, że sobie wszystko wymyślam. Często jest tak, że porównuję się do innych. Oni zrobili to i tamto. Oni w tym wieku zaszli już tak daleko, a ja ciągle stoję w tym samym miejscu. Im wszystko tak pięknie wychodzi. Nie mają problemów z nauką. I naprawdę boli mnie to bardzo, że w podstawówce i gimnazjum byłam zawsze bardzo dobra. Teraz powinnam walczyć o przetrwanie, ale nie mam siły. Najchętniej porzuciłabym to wszystko i wyjechała gdzieś, gdzie nie będę mieć żadnych zobowiązań. Wiem, że byłoby to pójście na łatwiznę. Pisząc tutaj to wszystko, zastanawiam się czemu to robię. Chyba myślę, że nagle ktoś mi powie coś genialnego. I będę wiedziała, co zrobić ze swoim życiem. Naprawię błąd i wszystko będzie jak dawniej. Wiem również, że pewnie w odpowiedzi będzie: "najlepiej skonsultuj się z psychologiem". I wiem, że ja tego nie zrobię. Nawiązując do mojego pytania... Bardzo możliwe, że nie znam samej siebie. Nie wiem, co mogłabym robić w życiu. Bo moje umiejętności są podzielone raczej równo. Mam uzdolnienia i jestem tego świadoma, ale żadne nie jest tak dobre, by można się go chwycić i iść w tym kierunku. Coraz częściej zastanawiam się nad sensem mojego życia i nad tym, dlaczego tu jestem. Bo świat nie jest czymś prostym, prawda? Świat od nas wymaga, byśmy osiągali szczyty, umieli się w nim odnaleźć. Świat wymaga od nas życia. Życie jest najtrudniejszą czynnością, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam. Przepraszam, że ten opis jest taki rozległy, ale myślę, że tego wszystkiego nie da się opisać w paru zdaniach. Najśmieszniejsze jest to, że teraz Pan/Pani mi napisze, że prawdopodobnie mam jakieś początkowe objawy depresji, może cukrzycy, anemii etc. A ja nic sobie pewnie z tego nie zrobię. Czytając teraz to wszystko co tu napisałam, stwierdzam, że znam prawie zawsze powody swoich problemów. Jednak nawet ta świadomość i wiedza, nie pomaga mi w ich rozwiązywaniu. Po prostu nie mam chęci i siły na zmienianie swojego życia. Może podświadomie czekam na kogoś, kto mnie pociągnie w tę właściwą stronę i będzie mi towarzyszył już do końca. Może...

KOBIETA ponad rok temu

Pierwsza pomoc przy napadzie padaczkowym

Witam!
Jeśli będziesz czekała cały czas na kogoś, kto pchnie Cię do przodu i rozwiąże Twoje problemy, to faktycznie życie może przelecieć Ci między palcami. Z Twojego listu można wyczytać, jak bardzo się pogubiłaś i jak nie możesz się zmobilizować. Jednak wynika z tego także, że zamiast radzić sobie z problemami i stawiać im czoła, Ty chowasz głowę w piasek i uciekasz od odpowiedzialności.
Myślę, że to nie są objawy depresji, tylko użalanie się nad sobą. W ten sposób sama przed sobą możesz się wytłumaczyć, dlaczego nic nie robisz. Sama sobie utrudniasz poprawę sytuacji - zamiast się uczyć czy robić coś, co może wpłynąć na poprawę sytuacji w szkole czy w domu, Ty chodzisz bez celu po domu i zajmujesz się nieistotnymi sprawami. W swoim liście sama sobie starałaś się odpowiedzieć.
Warto, żebyś skupiła się na tym, co Ty myślisz i co możesz dla siebie zrobić. Wyobrażanie sobie, co sądzą o Tobie inni nie poprawi Twojej sytuacji, ale może być kolejną wymówką. Zachęcam Cię do przemyślenia takich spraw, jak Twoje marzenia, plany na przyszłość i możliwości, które posiadasz. Postaraj się być w tym obiektywna i w razie czego zapytać innych, np. rodziców, co myślą o Twoich zamierzeniach. Kiedy będziesz miała plan na przyszłość, to postaraj się go realizować.
Piszesz, że masz 18 lat i że to za późno na cokolwiek. 18-stka to dopiero początek - wkraczasz w dorosłe życie i warto, żebyś wzięła na siebie odpowiedzialność za to, co dzieje się w Twoim życiu. Masz szansę wiele osiągnąć w przyszłości, jednak to od Ciebie zależy, jak dalej potoczą się Twoje losy. Mam nadzieję, że znajdziesz w sobie siłę i motywację, by przejąć kontrolę nad swoim życiem i zacząć stawiać czoła problemom.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty