Jak pomóc mężowi, który nie radzi sobie z życiem?

Witam serdecznie! Mam bardzo poważny problem. Otóż nie wiem dokładnie, co dzieje się z moim mężem, z jego psychiką. Jesteśmy ze sobą prawie 15 lat, w tym 6 lat w związku małżeńskim. Mamy synka 3-letniego. Mój mąż zawsze był skryty, zamknięty w sobie, dusza artysty, zamiłowania fotograficzne, artystyczne. Przez 12 lat spotykaliśmy się praktycznie weekendowo. Od 2 lat mieszkamy razem. Mój mąż bardzo dobrym człowiekiem był, jest, zawsze na niego mogłam liczyć, chociaż trochę niezorganizowany. Przez pół roku mieszkania razem było ok, później pojawiły się problemy finansowe, ja byłam wiecznie zapracowana, utrzymywałam rodzinę i zaczęły się kłótnie, mąż zaczynał rozkręcać firmę fotograficzną, narobił długów itd. Było źle. Później zaczął współpracować z koleżanką za blisko (nie chodzi o sex), ale taka zażyłość, więc ja zaczęłam się kłócić z nim o to. Zawsze ufaliśmy sobie, nigdy nie stosowaliśmy względem siebie jakiejś zaborczości, no żyliśmy na odległość, bardzo mocne uczucie było między nami, naprawdę świata poza sobą nie widzieliśmy. Mąż był oddany, o co poprosiłam, o jakąkolwiek pomoc dostałam, nawet rodził ze mną synka przez 18 godzin i nie opuścił mnie na krok.

Od 1,5 roku zaczął mąż się zmieniać i to bardzo, najpierw do ludzi taka jakaś złośliwość, zawisłość. Później do mnie, zaczął mieć problemy seksualne, przestaliśmy ze sobą sypiać, zresztą ja prawie rok po porodzie też nie chciałam zbliżenia i on to szanował. Mieliśmy mnóstwo problemów, rodzice nasi, zwłaszcza moi, też dawali nam popalić, pomagaliśmy im - byliśmy na wszystko dla wszystkich i chyba zagubiliśmy się w tym. Mój mąż zaczął być bardzo nerwowym człowiekiem i agresywnym, agresja objawiała się tym, że krzyczał na mnie, synka, kazał wynosić się z pokoju, że zaraz dojdzie do tragedii na naszych oczach, wsiadał w samochód i jechał w plener na 2-3 godz. Siedział, rozmyślał, przez 3 m-ce wypił sam 5 półlitrówek, zaczęły się wymioty, biegunki, bicie pięściami w ściany, stoły itd. Nigdy nie zrobił nam krzywdy i ręki na nas nie podniósł, chociaż zaczęło go denerwować dziecko. Płakał, trząsł się, że się nie poznaje, że nie panuje nad swoimi nerwami, że chce się ratować, że musi nas zostawić, wyprowadzić się. Że życie go zawiodło, że ma dość, nie potrafi dłużej żyć, że mu na dziecku przestaje już zależeć, że najlepiej jakby zginął, że obwinia się, że nie czuje do mnie tego co dawniej, że nie wiedział, że można doprowadzić się do takiego stanu, że zrobił coś strasznego dla siebie, bo na słowa, czy mnie kocha nie potrafi odpowiedzieć ani tak, ani nie, a zawsze był mi oddany z wzajemnością.

Nie wiem, życie go przerosło, mnóstwo problemów, kłody pod nogi, choroba dziecka, długi, niepowodzenia zawodowe itd. Nie chce dać sobie pomóc, mówi, że mu nie potrzeba pomocy, leków, że potrzebuje tylko spokoju, którego nie ma. I w końcu nas opuścił, nie wiemy gdzie jest. Kłamie i oszukuje wszystkich, w tym mnie cały czas, opowiada różne dziwne rzeczy nieraz. Jest dzień, że jest jakby wszystko ok i on jakby nic mu nie było, ale ogólnie stracił radość życia, nie ma jakby sensu i celu życia, jest taki dziwny inny. Zabrał mało rzeczy z domu, nie wie co będzie dalej, czeka na cud, że poczuje do mnie miłość. Nie rozumiem go, widzę, że cierpi, że jest wewnętrznie rozbity, nie wiem czy to nerwica, czy depresja? Nie wiem co robić, jakby ostatnio troszkę się dźwignął, ale do domu nie wróci, mówi, że go niesłusznie oceniam, że nie jest taki, że nie ucieka, ale on nie potrafi już ze mną żyć, ale żyjmy sobie tak bez nadziei, a nuż się mile zaskoczymy, a nuż się coś miłego wydarzy, niż żyć nadzieją, że wróci, a się rozczarujemy.

Nie ma jakby żadnych planów na przyszłość, żyje dniem dzisiejszym, nie obchodzi go, co będzie jutro. Codziennie pisze do mnie i synka jednego esemesa, co u nas? Woli napisać niż zadzwonić, bo tak mu łatwiej, tak mówi. Widzę, że tęskni za dzieckiem, chociaż wcześniej zaczął mieć mieszane uczucia do niego. Przyjeżdża do nas nieraz, sporadycznie zadzwoni, ale jest chłodny, smutny, nieraz zaniedbany, oziębły, do mnie jest taki zimny. Jakby użala się nad sobą, chociaż mówi, że nie, ale mówi, że wszyscy mieliśmy za dobrze z nim, że on też jest ważny, że on też czuje, że jego uczucia też się liczą, nie tylko ja, że zapamięta mnie jako człowieka, a małego jako swojego syna. Tyle mi przykrych słów powiedział, tak mnie rani, ja to znoszę, bo go kocham, ale nie wiem, jak mu pomóc i co z nim jest nie tak, i czy się sam z tego dźwignie. Jakieś witaminy w niego pakowałam, żeń-szeń jak był z nami, bo na niczym nie mógł się skupić, ludzie zaczęli go atakować, żeby oddawał zlecenia.

Miał 3 wypadki samochodowe, z ostatniego to cudem wyszedł i podsumował, że może byście się wszyscy zastanowili, dlaczego ja te auta tak tłukę, że nie jest tak jak wy myślicie, że tu nie chodzi o kochankę, chociaż uważam, że zauroczył się tą koleżanką. Nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę i się tym przeraził, bo ma ona męża i dwoje dzieci. Jej mąż też zrobił mu awanturę, bo jest bardzo zazdrosny o żonę. Mój mąż nagle wmówił sobie, że nie jest dla mnie odpowiedni, bo nigdy nie potrafił na mnie wpłynąć, że nie wyprowadziłam się 7 lat temu jak chciał, ale nawet wtedy poważnie nie porozmawiał, tylko rzucił hasło. Krzyczy, że nienawidzi swojego domu, ojca zwłaszcza. Zawsze z nim miał problemy i teraz po 14 latach dowiedział się, że ojciec go całe życie bił, tak mi powiedział. Nie wiem, ma żal do wszystkich i wszystko, jest strasznie rozbity, ale są dni, kiedy jest jakby normalny.

Błagam o pomoc, co mogło się z nim stać i co spowodowało oziębłość uczuć? Powiedział, że nigdy nie usłyszę od niego, że mnie nie kocha, ale to nie znaczy, że mnie kocha, że on nie mógłby mieć kochanki, bo nie potrafi uprawiać seksu bez miłości. Ja się czuję taka oszukana, wykorzystana, upokorzona. Jak mi powiedział, że jest ze mną teraz tylko z litości, no ale w końcu odszedł. Widzę jednak, że jest coś nie tak, jakby tylko wygląd jego, a tak to zupełnie inny człowiek. Jeszcze zapomniałam, miał jakieś takie ataki, upadał na ziemię, trzymał się za serce, kazał wzywać pogotowie, ale za chwile wyrywał mi telefon, że już mu przeszło i że jak wezwę pogotowie, to on ucieknie oknem albo szyby w domu porozbija - dla mnie to był taki szantaż emocjonalny, chociaż on uważał, że tak nie jest. Podczas tych ataków miał problemy z oddychaniem i trzasł się i był blady. Dla mnie jest to tragedia życiowa, bowiem nie znam konkretnego powodu odejścia męża, bo mówi krótko i zagadkami i jakby nieraz zaprzecza temu co powiedział wcześniej albo ja to tak odbieram. Nie wiem co mam robić, mąż twierdzi, że nic nie jest przekreślone. Jak ja płaczę i mówię, dlaczego nam nie wyszło, to on mówi, jak do tej pory, to ty tak mówisz. Jak mówię, dlaczego nas zostawiłeś, to mówi, ja was nie zostawiłem, ale przecież go nie ma, nawet nie wiem gdzie jest i co robi. Ponoć wynajmuje pokój w domu na piętrze na wsi, blisko naszego miasta. Zawsze dusił się w bloku, bo on taki wolny ptak, tylko aparat w rękę, przestrzeń i przyroda. Starał się, chciał robił dla nas tę firmę i to wszystko ostatnio mi powiedział - ty nadal niczego nie rozumiesz, mnie po prostu życie kopnęło i te problemy, mój ojciec, twoi rodzice, my, nasze kłótnie, długi, współpraca z koleżanką, która cię tak zraniła, tego wszystkiego mam dość, ja inaczej nie potrafię, ale nie oceniaj mnie niesłusznie, bo skąd wiesz, co będzie za pół roku, za rok, za miesiąc. Jak rok temu by mi ktoś powiedział, że można się doprowadzić do takiego stanu, to bym go wyśmiał. Widać nie znam sam siebie, bo bym się do takiego stanu nie doprowadził, dawałem znaki, ale za słabe i położyłem lagę na tym wszystkim, bo ty nie widziałaś itd.

Rozwodu nie chce, bo nie wie, co będzie. Na razie żyjmy sobie tak, ja też cierpię, ja też przeżywam, ale co mam na to poradzić. Widzę wiele rzeczy, ale może jestem inny, nie potrafię inaczej. Mówi, że będzie musiał coś z tym zrobić, bo tak się żyć nie da, ale jeszcze nie wie co. Chciał, żeby dziecko u niego też było, no ale ja nie wiem, czy to dobry pomysł, nawet nie wiedziałabym, gdzie jest nasze dziecko. A tak mnie zawiódł, że boję się mu zaufać. Co mam robić, jak ratować małżeństwo? Do lekarza i psychologa mąż nie pójdzie. Uważa, że leków nie potrzebuje, że może ma nerwicę, ale to przez życie, że wie co mu potrzebne - spokój. Nie odbiera telefonów, od rodziny, nieraz od matki, ode mnie też odbierze. Utrzymuje, że jest sam, bo tego potrzebuje, że nie chce z nikim rozmawiać, że sam sobie poradzi. Boję się, żeby się nie zatracił, teraz auto zezłomował po wypadku i to go też przygniotło, no bo pieniędzy mało, a samochód do pracy potrzebny. Złości się jak chcę się do niego przytulić, bo mówi, że nie potrafi poczuć tego co dawniej, że nie potrafi odwzajemnić moich uczuć, nie wiem, czy można się tak odkochać po tylu latach? Chociaż jak ja mówię słowo odkochać, to on mi od razu mówi, to ty to powiedziałaś, nie jesteś we mnie, w moim wnętrzu i nie wiesz, co czuję. Widzę, że jest rozdarty, męczy się sam ze sobą, jakby go małżeństwo też zmęczyło. Zawsze w rozłące, ale nie zawiódł. Mogłam liczyć, ale teraz czuje się jak na uwięzi. Zaufanie miał, też je zawiódł.

Może piszę chaotycznie, ale ta cała sytuacja jest dla mnie niezrozumiała do końca. Co mam robić, jak mu pomóc, jak reagować, o czym rozmawiać. Jak przyjedzie, złości się jak wypytuję. Widzę, że nie zawsze chce odpowiadać, mówi że musi kłamać, żeby mnie chronić, ale przed czym nie powie, że zrobił coś strasznego dla siebie, że go znienawidzę. I to chodziło, o te uczucia, ale ja go nie znienawidziłam, ja go kocham i zarówno on, jak i synek są sensem mojego życia. Nie wiem, co mam robić, jak się zachowywać, jak mu pomóc. Co mu jest, czy to depresja, czy nerwica? Czy coś innego? Miał w dzieciństwie poważne zapalenie opon mózgowych, nawet przestał chodzić. Wówczas w wieku chyba 6 lat na nowo uczył się chodzić. Nie wiem, czy coś się w nim rozwija? Jak mu mówię, że jest dobrym człowiekiem, że zawsze był dobry, to mi mówi, że nie, już nie jest dobry, że wie, że rujnuje swoje życie, moje życie, życie dziecka, ale inaczej nie potrafi. Ja jestem załamana, tak za nim z synkiem tęsknimy, ja tyle łez wylewam :(.

Pobraliśmy się po 8 latach chodzenia, co prawda związek na odległość, ale każdy weekend razem, święta, wyjazdy w wakacje, różne sytuacje trudne i zawsze potrafiliśmy się wspierać. Teraz może rutyna się wdarła, nie wiem. Na pewno te kłótnie nasze, ale to jest powód, żeby się odjechać? W nim tak jakby odżyło dzieciństwo i nie tylko, no po prostu wszystko jest źle i może nie wszystko, ale dużo było źle, ale nic nie mówił. Nie wierzę, trochę chyba teraz naciąga, nie wiem. A mógł inaczej postępować. On wszystkiemu winien prawie, bo w 80%, złości się jak ja biorę winę na siebie, rozmijamy się w rozmowie, myśleniu. Co mam robić, jak z nim postępować? Błagam o radę, tak mało rzeczy zabrał, ale nie wróci do domu, bo nie tak mówi i to jest odpowiedź dorosłego człowieka - nie bo nie :(. To w skrócie wielkim wszystko. Wiem, że podczas kłótni padały słowa, gdzie raniliśmy się, no ale to powód na taką odmianę człowieka o 180 stopni?

Proszę o poradę, o pomoc, czy to już koniec nas? Co z nim się stało? Opisałam szczerze wszystko. Czy człowiek może się tak zmienić? Jakiej pomocy on wymaga, czy się dźwignie? Jak ta miłość może się pojawić na nowo? Nie będąc razem? Czy zatęskni? Tak nas wiele łączyło i mocne uczucie naprawdę. Wszyscy na około są w szoku, że my, że on taki chłopak i my ponoć wzór pary, wzór małżeństwa, to tak znajomi mówią, każdy mówi, że coś nie tak, że to jakaś grubsza sprawa, ale co? A widzę, że mąż bije się z myślami. Mówi, że wcale tak świetnie samemu mu tam nie jest, no ale co ma zrobić. Pozostaje mu sobie tylko w łeb strzelić. Proszę o pomoc wiem, że jest uparty i już sama nie wiem czy złośliwy? Czy to co robi jest w pewnym sensie niezależne od niego? Jest bardzo wrażliwy. Zawsze był bardzo pobożny, teraz odszedł od Boga. Zastanawia się, czy Bóg w ogóle istnieje, bo go na próbę wystawia od dzieciństwa. Nie chodzi do spowiedzi, kościoła, a był mega pobożny, pielgrzymki itd. Był z nami tylko w Wigilię, święta spędził sam. Płakał, bo jak dzwonił, to płakał, ponoć dużo spał. Co chwile choruje, bo się nie doleczy no i pewnie stres, obniżona odporność, a miał końskie zdrowie, że się tak wyrażę. Ta sytuacja i mnie już przerasta, no i dziecka szkoda. Zresztą mąż pyta o dziecko, czy zdrowe, jak tam, czy chore i się interesuje. Nawet w sobotę będzie na urodzinach synka, tylko my będziemy i nasz synek - tak w trójeczkę.

KOBIETA, 35 LAT ponad rok temu

Nerwica - kiedy warto udać się do specjalisty?

Witam!

Pani mąż ma poważne problemy. Jednak do zdiagnozowania ich wymagana jest bezpośrednia wizyta u lekarza psychiatry lub chociaż kontakt z psychologiem/psychoterapeutą. Na podstawie listu nie ma możliwości rozpoznania problemu i zalecenia leczenia. Bezpośredni kontakt ze specjalistą zapewni nie tylko odpowiednią diagnozę, ale także możliwość skorzystania z odpowiedniego leczenia. Mąż nie chce się leczyć, a Pani przykłada wszelkich starań, by go wspierać i pomagać mu. Dla Pani ta sytuacja jest wyjątkowo trudna. Powstające w Pani emocje, które są odpowiedzią na obecną sytuację w rodzinie, wpływają na Pani samopoczucie i mogą je obniżać. Dlatego zachęcam Panią do skorzystania z pomocy psychologa lub psychoterapeuty. Skorzystanie z pomocy będzie mogło mieć kilka pozytywnych efektów, m.in. poprawę Pani samopoczucia, efektywniejsze wspieranie męża, odpowiednie motywowanie go do skorzystania z konsultacji u specjalisty, itp. Rozmowy z psychologiem czy terapeutą mogą pozwolić Pani poukładać swoje sprawy i wyrażać trudne emocje. Z listu wynika, że w pełni jest Pani podporządkowana zachowaniu i nastrojom męża i za wszystko bierze Pani winę na siebie. Proszę pamiętać, że najlepiej będzie Pani pomagała innym, kiedy sama Pani będzie sobie radziła ze swoimi problemami. Psychoedukacja i możliwość szczerej rozmowy ze specjalistą mogą pomóc Pani poradzić sobie z obecnymi trudnościami. Warto, by pomagała Pani mężowi na tyle, na ile Pani sama może oraz na ile on chce tej pomocy. Dlatego warto porozmawiać o oczekiwaniach i możliwościach. Może go Pani zapytać wprost, co Pani może dla niego zrobić i czego on od Pani oczekuje. Opisując zachowanie męża wspomina Pani również, że on nie mówi bezpośrednio o problemach, pozostawia wiele niedomówień i chce, żeby Pani się reszty domyślała. Domyślanie się to w większości nasze fantazje na temat myśli drugiego człowieka. Takie fantazje są przefiltrowane przez nasze emocje, nastawienie do drugiej osoby, samopoczucie i wiele innych czynników. Nie odzwierciedlają myśli i przekonań bliskiej osoby, tylko nasze własne. Dlatego tak ważne jest, żeby o wszystko, co niepokojące czy trudne, pytać bezpośrednio osobę zainteresowaną. Jeśli Pani mąż oczekuje pomocy, to warto go zapytać jakiej. Jeśli pomocy nie chce, to warto dopytać, z jakiego powodu. Takie pytania mogą pomóc Pani zrozumieć, co się z nim dzieje i jaką rolę w tej sytuacji Pani miałaby odegrać. Zachęcam Panią do korzystania z telefonów zaufania i for/czatów internetowych. Takie wsparcie nie zastąpi bezpośredniej pomocy specjalisty, ale może pomóc w zmniejszaniu napięcia psychicznego i poszukiwaniu nowych rozwiązań.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty