Może naprawdę się nie nadaję na studia?

Witam. Mam 20 lat, teoretycznie powinnam być energiczną i pełną radości oraz życia dziewczyną, a czuję się jak wrak człowieka. Moja historia jest dość zawiła, więc od razu przepraszam za tak długi "list". Może zacznę od tego, że zawsze byłam zamkniętą w sobie, skrytą i nieufną osobą, taką introwertyczką pełną buzią. Nawet w dzieciństwie zamiast szaleć godzinami na dworze z rówieśnikami wolałam być sama: czytałam książki, wymyślałam sama sobie zabawy, oglądałam tv, słuchałam muzyki. Większą frajdę od bycia z kolegami sprawiało mi nawet gapienie się na krajobraz za oknem. W podstawówce oczywiście wzorowa uczennica, paski na świadectwach itd. W gimnazjum, a zwłaszcza później w liceum, było gorzej, ale zawsze miałam jednak przyzwoite oceny. No i studia. Mimo, że w gimnazjum planowałam wybrać się na humanistyczny kierunek typu historia czy filologia, to dałam się namówić mamie na biologię (jako że mam dość podatną na wpływy innych osobowość). W szkole dobrze mi z nią szło i ją lubiłam. Po wielu perypetiach dostałam się na biologię. I nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że ponad połowa zajęć to były różne chemie, fizyki i matma, a ja mam do nich stosunek jak ogień do wody. Na początku nieźle mi szło, przedmioty stricte biologiczne były nawet ciekawe i dość łatwo mi się ich uczyło. Kiedy jednak pojawiły pozostałe koszmary, zaczęło się psuć. Dołożyć do tego "wspaniałą" atmosferę świata studenckiego. Długo walczyłam, ale w końcu przegrałam - nie wytrzymałam psychicznie. Zrezygnowałam w połowie drugiego semestru. Świat mi się zawalił. Postanowiłam jednak spróbować na innym kierunku, bardziej humanistycznym, jak planowałam kiedyś. Ponieważ jednak maturę miałam z biologii i chemii, jedyną możliwością została pedagogika. W sumie myślałam o niej wcześniej. Znalazłam nawet pasującą mi bardzo specjalność: edukacja dorosłych. Zaznajomiłam się z planem przed zapisami, zrobiłam wywiad środowiskowy - wypytałam znajomych z tegoż kierunku. Wszystko było na tak. Cieszyłam się, że na humanistycznym może mi pójdzie znacznie lepiej. Tym sposobem od tygodnia uczęszczam na zajęcia z pedagogiki i ...znowu jest to samo co wcześniej. W ogóle nie mogę się odnaleźć na tych studiach. Zajęcia okazały się 100 razy gorsze niż myślałam, literatury do przeczytania mamy już chyba z 50 książek, których oczywiście nigdzie nie można dostać, a jak już, to 1 szt. na cały rok. Dobija mnie cała atmosfera wyścigu szczurów - kto pierwszy ten lepszy, kto lepiej się ustawi i pokombinuje, ten ma łatwiej. Nie mogę przyzwyczaić się do toku wykładów. Na biologii było tragicznie z chemią itd., ale jeśli chodzi o bardziej biologiczne zajęcia, to chociaż wykłady i ćw były prowadzone konkretnie: wystarczyło zapisać wszystko co było na slajdach i się tego wyuczyć (notatki, choć było ich mnóstwo wystarczały na zaliczenie sesji). A tu? Wykładowcy mało wiadomości przekazują, właściwie wszystko trzeba robić samemu. Tak, wiem, że to STUDIA więc teoretycznie się samemu uczy. Ja tak jednak nie umiem. Mój szwagier powiedział mi po porażce na biologii: "Wiesz, wydaje mi się, że po prostu nie jesteś typem osoby nadającej się na studia. Jesteś za mało cwana i przebiegła, a za bardzo wrażliwa, dokładna i bierzesz wszystko zbyt serio". I chyba ma rację. Bo w sumie sama nie wiem co ja chcę robić, czego chcę od życia. Właściwie... to chcę po prostu spokoju. Jak pisałam wcześniej, jestem samotniczką, stronię raczej od ludzi - chyba się ich boję. Nie jestem materialistką, nie wychodzę na imprezy, nie kupuje sobie kosmetyków, ciuchów, gadżetów. Nie potrzebuję tego. Nie potrzebuję pracy nie wiadomo jak dobrze płatnej. Z tym że nie oszukujmy się - dziś bez fakultetu szanse są marne, żeby znaleźć cokolwiek. Nie mam zawodu, skończyłam ogólniak. Mieszkam z mamą - tata zmarł 4 lata temu. Dostajemy rentę rodzinną (ja oczywiście tak długo jak się uczę - kolejny argument za studiami). Nigdy nie mieliśmy kokosów, do tego mama teraz dostała wypowiedzenie. Cały czas mi powtarza (i choć to niezbyt szczytny tok myślenia, to się z nią zgadzam): "Skończ cokolwiek. Bylebyś miała papier, że masz wykształcenie. Dziś prawie nikt nie pracuje w zawodzie, a bez studiów nigdzie się nie załapiesz". Z tym, że ja naprawdę się do studiów nie nadaję. Od jakiegoś czasu myślałam o swoich predyspozycjach i pragnieniach. W wakacje pracowałam (niestety tylko na sezon) przez 3 miesiące w antykwariacie z podręcznikami szkolnymi. I choć szef nie był za bardzo w porządku, klienci też często doprowadzali do szału i nie raz trzeba było zostać chwilę po godzinach, to jednak czułam satysfakcję. Mimo, że zdarzało mi się wrócić do domu bardzo zdenerwowaną, to ogólnie czułam wewnętrzny spokój. Wiedziałam, że po "odrobieniu" swojej pracy jestem wolna, nic mnie nie ogranicza, niczym się nie muszę przejmować. A na studiach? Zaczęły się tydzień temu, a już chodzę cała przygnębiona, płakać mi się chce, albo wyżywam się na Bogu winnej mamie, bo mam wrażenie jakbym była jakimiś łańcuchami skuta, albo była w klatce zamknięta. Co z tego, że wyjdę z wykładów czy ćwiczeń, skoro ciąży na mnie świadomość, że wcale nie jestem wolna - bo trzeba nawet w domu się uczyć, przygotowywać, jeździć po mieście i załatwiać? Rodzina zawsze mi powtarzała, jaka to ja jestem zdolna, że na pewno jakieś dobre studia skończę, jakąś "ambitną" pracę znajdę. Kuzynka nawet stwierdziła, że widzi mnie jako wykładowcę na uczelni. Ale ja stwierdziłam (już pod koniec liceum mi to świtało), że bardziej widzę się w roli... szarego, zwykłego pracownika jak np. praca w antykwariacie czy sklepie. Najbardziej zależy mi na tym, żeby iść na swoją zmianę, zrobić, co mam do zrobienia, a później mieć święty spokój i robić co mi się rzewnie podoba. Teraz nie mam pojęcia co z swoim życiem zrobić. Nie mam zawodu. Nic nie potrafię: ponieważ nigdy nie miałam zbyt wielu znajomych, to zawsze skupiałam się na nauce. Właściwie w moim dotychczasowym życiu nie było nic innego, jak rodzina i szkoła. Teraz okazało się, że studia są chyba jednak ponad moje siły, czyli nauka, połowa mojego życia się zawaliła. Do pracy też się nie nadaję, bo kto zatrudni nic nieumiejącą absolwentkę liceum? Co mam robić? Poczekać, jak sytuacja na studiach się potoczy? Nie chcę znowu rezygnować, ale czuję, że jestem za słaba psychicznie. Byle głupstwo mnie wytrąca z równowagi i doprowadza do płaczu. Myślałam o psychoterapeucie, ale po opowiadaniach sąsiadek i krewnych chodzących na terapie wiem, że same leki są za drogie jak na nasze możliwości. Mimo, że nie zależy mi za luksusach życia, to wiem że na leki nie stać mnie. Zwłaszcza, że mama też przechodzi załamanie z powodu pracy (i prawdopodobnie mojej osoby też) i też się leczy u psychologa. Zawiodłam mamę, siostrę, samą siebie. Nie mam chęci na nic. Do tego presja - moja starsza siostra skończyła wcale niełatwe studia (ochrona środowiska) mimo, że w trakcie, na 3 roku, urodziła dziecko. Udawało jej się godzić studia, macierzyństwo, pracę i małżeństwo. A ja nie daję rady na żadnym kierunku. Odechciewa mi się już żyć...

KOBIETA, 20 LAT ponad rok temu

Rozpoznanie nerwicy

Witam!

Proponowałabym, aby się Pani zastanowiła w jaki sposób chciałaby się Pani realizować w życiu. Jeżeli nie czuje się Pani na siłach, aby studiować, to proszę tego nie robić. Postępowanie wbrew swoim oczekiwaniom nie zmotywuje Pani do pójścia na zajęcia, czy zaliczenia sesji. Proszę pamiętać, że być może potrzebuje Pani dorosnąć do decyzji o studiach, przecież nie jest powiedziane, że musi je Pani zaczynać już teraz. Może za 2-3 lata będzie odpowiedni czas, aby do tego powrócić.
Co do ogólnego Pani funkcjonowania, to ważne jest, aby otaczała się Pani ludźmi, którym może zaufać. Wspomina Pani, że jest samotnikiem i w taki sposób najchętniej spędza czas. Proszę jednak pamiętać, że żyje Pani w społeczeństwie i nawiązywanie kontaktów z drugim człowiekiem jest wskazane. Jeżeli ma Pani jakieś pasje to proszę je rozwijać. Może w Pani mieście organizowane są warsztaty z umiejętności psychospołecznych - warto się na to zapisać. Pozna Pani nie tylko nowe osoby, ale także przyjrzy się Pani swoim emocjom, czy mocnym stronom.
Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty