Trwa ładowanie...

Adam Strycharczuk z kanału "Na Pełnej" wrócił z Chin, gdzie szaleje koronawirus. Zwycięzca "Twoja twarz brzmi znajomo" opowiada o toczącej się tam walce z wirusem

Avatar placeholder
27.03.2020 16:38
Finalista "Twoja twarz brzmi znajomo" był w Pekinie
Finalista "Twoja twarz brzmi znajomo" był w Pekinie (Materiały własne)

Zwycięzca 12. i juror 13. edycji programu "Twoja twarz brzmi znajomo" niedawno był w Chinach, gdzie trwa walka ze śmiertelnym koronawirusem. Youtuber znany z kanału "Na Pełnej" w rozmowie z WP abcZdrowie stwierdza: "Samo sianie paniki nie wystarczy".

1. Koronawirus z Wuhan

W Chinach odnotowano już 106 śmiertelnych przypadków, a w poniedziałek w Pekinie zmarła jedna osoba zakażona groźnym wirusem "2019-nCoV". Koronawirus dotarł też do Europy - jeden przypadek stwierdzono w Niemczech i trzy we Francji, wszystkie u osób, które były w Chinach.

Tymczasem do Polski z Pekinu wrócił Adam Strycharczuk, ulubieniec widzów programu "Twoja twarz brzmi znajomo". Wspomina on, że najwięcej niepokoju w czasie jego pobytu w Pekinie wprowadzały wiadomości, jakie otrzymywał z kraju.

Adam Strycharczuk zwiedzał Wielki Mur Chiński
Adam Strycharczuk zwiedzał Wielki Mur Chiński (Instagram)
Zobacz film: "Koronawirus z Chin zbiera żniwo. Polak z Changsha pokazuje puste ulice"

- Kiedy poleciałem do Azji, to ludzie z Polski pisali do mnie, czy nie boję się wychodzić na miasto. A to nie wyglądało tak dramatycznie. Generalnie jak poleciałem tam 10 stycznia, to jeszcze wtedy nie było widać w Pekinie, że ktoś się tym w ogóle przejmuje. A maseczki noszono dla ochrony przed smogiem – opowiada youtuber. - Pojechaliśmy zwiedzać Chiński Mur i wycieczka ta odbyła się wtedy normalnie. Swoją węglową maseczkę antysmogową wziąłem z Polski, w Warszawie też ją zresztą noszę. Zauważyłem, że głównie Europejczycy i ludzie spoza Azji to bagatelizowali i ich nie mieli – dodaje Strycharczuk.

Jego zdaniem, na ulicach Pekinu widać było spokojne podejście, bez oznak paniki i jakiejś nerwowości.

- Potem sytuacja zmieniła się w ciągu właściwie dwóch tygodni, bo zamknięto niektóre odcinki Muru Chińskiego, które wcześniej zwiedzałem. Spieszyłem się więc, żeby zwiedzić inne atrakcje, zanim je zamkną ze względów bezpieczeństwa. Wówczas już wszyscy Azjaci nosili maseczki, wyglądało to jak w filmach science-fiction – wspomina Adam.

Chiny walczą z epidemią koronawirusa
Chiny walczą z epidemią koronawirusa (Materiały własne)

Youtuber zauważa też, że Chińczycy w obliczu zagrożenia są dobrze zorganizowani.

- Chińczycy mają bardzo zdrowe podejście, wolą zapobiegać, myją ręce, zakładają maski, mimo że bezpośrednie zagrożenie znajduje się tysiące kilometrów od nich. Na większych stacjach metra stali ludzie w kombinezonach ochronnych z termometrami czołowymi na podczerwień i sprawdzali, kto ma podwyższoną temperaturę, duszności i kaszel. Gdyby okazało się, że jest ktoś z gorączką, to taka osoba byłaby z pewnością szybko odseparowana i przebadana – zapewnia Strycharczuk. - Takie środki zapobiegawcze mnie uspokajały. Wiedziałem, że osoby przebywające ze mną w metrze są zweryfikowane i że ja też mogę bezpiecznie podróżować - stwierdza twórca kanału "Na Pełnej".

2. Objawy zarażenia jak przy przyziębieniu

Z drugiej jednak strony youtuber doświadczył pewnego rodzaju stresu związanego z podróżowaniem i zwiedzaniem miasta.

- Stresowałem się trochę tylko z tego powodu, że gdybym to ja miał gorączkę, to by mnie nie wpuścili do metra lub też nie wypuścili z niego. Wtedy bym się spóźnił na lot – zauważa artysta. - Poza tym w Pekinie są wszędzie kontrole bezpieczeństwa, są kamery, które obserwują ludzi, więc każda osoba, czy to kaszląca, czy dziwnie się zachowująca, z pewnością nie umknęłaby ich uwadze. Wszystko widzą. Jest to trochę przerażające, ale też w sytuacji zagrożenia wirusem uspokajające – stwierdza Strycharczuk.

Youtuber zauważa, że poczucie bezpieczeństwa zapewniano w Chinach na każdym kroku, także w hotelach, gdzie przebywają turyści. Miał on wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą.

- Doświadczyłem sytuacji, której nie umiem do końca wyjaśnić… Otóż widziałem trzech pielęgniarzy w rękawiczkach i maskach, którzy wzięli od jednego z gości hotelowych rzeczy i spakowali je do jakiegoś żółtego worka. Ten worek leżał przed hotelem odseparowany. Może było jakieś podejrzenie zarażenia i oni zapobiegawczo to spakowali? – zastanawia się. – Natomiast raz było tak, że chciałem zakasłać w restauracji, ale się bałem. Faktycznie, było to nieco paranoiczne. Zauważyłem, że kiedy ktoś inny z kolei zakasłał w metrze, to tacy panowie z obsługi przyglądali się podejrzliwie. Tak samo w samolocie ludzie pokasływali i mi się wydawało, że zaraz będą jakieś procedury podjęte i zaraz wstrzymają samolot i nie polecę. Sądzę, że przez myślenie o tym tak się nakręciłem – śmieje się Adam Strycharczuk.

Adam Strycharczuk był w Pekinie
Adam Strycharczuk był w Pekinie (Materiały własne)

Czy było widać panikę wśród ludzi i szturmowanie aptek w Azji? Aktor twierdzi, że właściwie to tylko niewielkie poruszenie.

- Moją uwagę w Phnom Penh zwróciło, że faktycznie trochę ludzi stało w kolejkach do aptek i punktów medycznych w porównaniu z tym, jak byłem w tym mieście dwa tygodnie wcześniej. Jednak czy miało to związek z kupowaniem maseczek czy innych środków to trudno mi powiedzieć - zastanawia się artysta.

Natomiast jeśli chodzi o powrót z Chin do kraju, to przy wchodzeniu na lotnisko każdy pasażer przechodził przez strefę pomiaru temperatury ciała kamerą termowizyjną. Potem już w samolocie obsługa w maseczkach na twarzy rozdała pasażerom karty do wypełnienia.

- Były w nich pytania o to, gdzie będziemy przebywać po wylądowaniu w Warszawie. Trzeba było wpisać adres, swoje dane, numer siedzenia, dane osoby towarzyszącej. Natomiast przy wyjściu z samolotu na lotnisku w Warszawie dwóch ratowników medycznych odbierało te karty. Zauważyłem, że wszystkie osoby, które w Warszawie wysiadały z samolotu, zdejmowały maseczki. To było nielogiczne, bo przecież jeszcze w strefie odbioru bagażu miały kontakt z innymi, którzy przylecieli z nimi z Chin i oni potencjalnie mogliby być przecież zarażeni. Tak na oko 75 proc. osób miało maseczki - stwierdza Strycharczuk.

Chińczycy w metrze
Chińczycy w metrze (iStock)

Jego zdaniem, widać było, że w Chinach zachowuje się spokój, zapobiega rozprzestrzenianiu wirusa i pilnuje procedur. Tymczasem w Polsce dużo się o tym mówi, jednak środki ostrożności nie są adekwatne do potencjalnego zagrożenia.

- Samo sianie paniki nie wystarczy. Na lotnisku w Warszawie ratownicy medyczni nie mieli żadnych rękawiczek, nikt mnie nie pytał, czy czułem się gorzej, czy byłem przeziębiony, czy miałem kontakt z chorą osobą w Chinach. Zupełnie inaczej było np. w Kambodży. Tam było widać, że się przejmują. Tymczasem w Polsce się panikuje i mówi, że wirus dociera do Europy, a ja osobiście nie zauważyłem wdrażania żadnych specjalnych środków, prócz tej karty wypełnianej w samolocie. A przecież nawet na butach można przenosić zarazki - zauważa.

Czy Adam Strycharczuk boi się o swoje zdrowie po powrocie do kraju? Okazuje się, że nie daje się ponieść emocjom i zachowuje zimną krew.

- W Chinach maseczkę nosiłem cały czas, w czasie lotu samolotem, z przerwami na jedzenie i spanie w hotelu. Nawet jeszcze odbierając bagaże na lotnisku w Polsce – relacjonuje w rozmowie z WP abcZdrowie. – Wiem, że choroba mniej więcej się objawia jak zapalenie płuc i potem jest jak zapalenie płuc leczona. Trzeba zachować rozsądek i jeżeli po powrocie z Chin pojawiają się jakiekolwiek objawy zarażenia koronawirusem, to trzeba pójść szybko do lekarza i tyle – stwierdza juror 13.edycji "Twoja twarz brzmi znajomo".

Zobacz także: Jak Polska jest przygotowana do walki z koronawirusem.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze