Znane nam wszystkim ostrzeżenia na paczkach papierosów mają być widoczne również w punktach sprzedaży ich elektronicznych odpowiedników. Zapewne waperzy nieszczególnie się tym przejmą, podobnie jak palacze, problematyczny jest jednak sam sens takiego nakazu. Prowadzone od kilku lat badania wskazują, że szkodliwość e-papierosów jest nawet do 95 proc. mniejsza niż w przypadku wyrobów tytoniowych, stawianie ich więc w jednym rzędzie z nimi jest nawet zdaniem specjalistów nieuzasadnione.
Głównym problemem okazać się mogą zakazy dotyczące reklamy papierosów elektronicznych oraz zakaz sprzedawania ich wysyłkowo. Przepisy sformułowano w taki sposób, że właściwie nie ma możliwości legalnej reklamy nie tylko w mediach tradycyjnych, ale i w internecie – łącznie z serwisami społecznościowymi. Producenci i importerzy mogą mieć więc bardzo utrudniony kontakt z potencjalnym klientem.
Na zakazie handlu wysyłkowego stracą natomiast sami użytkownicy e-papierosów. Mimo że coraz częściej można spotkać sklepy stacjonarne oferujące pełen asortyment, najczęściej znajdują się one raczej w większych miejscowościach. Według różnych ankiet od 40 do nawet 60 proc. zakupów elektronicznych papierosów, poszczególnych ich komponentów czy liquidów, to właśnie handel internetowy. Jeżeli planowana regulacja wejdzie w życie, e-palacze będą musieli szukać w swojej okolicy punktów sprzedaży tradycyjnej, często kupując „na zapas”. Istnieje też ryzyko, że część z nich, właśnie z powodu ograniczenia dostępności, wróci do tradycyjnych papierosów.
Komentarze