Trwa ładowanie...

Dług kardiologiczny . Czym jest i jak mu przeciwdziałać?

Avatar placeholder
26.01.2022 11:51
Płatna współpraca z marką Razem dla serca- bo liczy się czas! Kampania na rzecz pacjentów z niewydolnością serca
(unsplash)

Schorzenia kardiologiczne zbierają w Polsce śmiertelne żniwo. Od lat nasz kraj jest w tym zakresie w niechlubnej czołówce. Zgonów z powodu chorób serca jest u nas o 30 proc. więcej niż w krajach Europy Zachodniej. A prognozy na przyszłość nie wyglądają optymistycznie.

Liczba zgonów spowodowana niewydolnością serca, miażdżycą, chorobą niedokrwienną serca, zawałem i udarem systematycznie rośnie. Przybywa pacjentów, u których rozpoznaje się te schorzenia, nierzadko w wysokim stopniu zaawansowania. W Polsce z rozpoznaną niewydolnością serca żyje ok. 1,24 miliona osób (3,2 proc. populacji naszego kraju). Co dziesiąty chory ma mniej niż 60 lat.

Już przed pandemią sytuacja pacjentów kardiologicznych nie była w Polsce najlepsza. Od kiedy jednak świat zmaga się z COVID-19, jest zdecydowanie gorzej.

– Statystyki nadal są bardzo niepokojące. Co prawda wyszczepienie znacznego odsetka seniorów spowodowało, że punkt ciężkości zachorowań koronawirusowych przesunął się na osoby młodsze, niezaszczepione, z postępującym zajęciem i uszkodzeniem układu oddechowego, ale po pierwsze blokują one miejsca pacjentom internistycznym i kardiologicznym, po drugie pacjenci, którzy przeżyli ciężkie zakażenie wirusem COVID-19, są ponad dwukrotnie bardziej narażeni na śmierć w ciągu następnego roku niż ci, którzy mieli łagodne objawy lub ci, którzy nie zostali zakażeni – mówi prof. Beata Wożakowska-Kapłon, kierownik I Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Świętokrzyskiego Centrum Kardiologii. I dodaje:

– Szacuje się, że u części chorych mogą wystąpić powikłania zatorowo-zakrzepowe. Obserwujemy też przypadki niekontrolowanego nadciśnienia tętniczego, zaostrzenia niewydolności serca czy progresji miażdżycy, które wskazywać mogą na związek z przechorowaniem COVID-19. Od początku pandemii aż do sierpnia bieżącego roku 23,7 procentowy odsetek zgonów nadmiarowych plasował Polskę na niechlubnym pierwszym miejscu na tle pozostałych krajów Unii Europejskiej, przy średniej wartości dla krajów Unii na poziomie 12,9 proc.

Choroby serca w cieniu pandemii

Jeszcze przed wybuchem pandemii niewydolność serca nazywana była epidemią XXI wieku. Już 2 lata temu statystki były dramatyczne: co godzinę umierało 16 osób dotkniętych tym schorzeniem. Obecnie te liczby mogą być już zdecydowanie wyższe. Dlaczego?

Wybuch pandemii wzbudził strach. Szpitale zapełnione były chorymi z COVID-19, a dostęp do specjalistów został utrudniony. Wiele osób starszych zostało w domach, by nie narażać się na zakażenie wirusem. Unikali też wizyt kontrolnych, ale co gorsza, spora grupa pacjentów nie reagowała w porę na pierwsze objawy niewydolności serca. Chorzy umierali z powodu braku pomocy medycznej lub też doszło u nich do rozwoju poważnych powikłań, których leczenie jest zdecydowanie bardziej zaawansowane i drogie.

– Deklarowane łóżka dla pacjentów z COVID-19 nie biorą się znikąd. Są, oczywiście, szpitale tymczasowe, jednak dominujące łóżka dla chorych to te, na których dotychczas leczyliśmy pacjentów albo z ostrymi chorobami, albo z zaostrzeniami chorób przewlekłych. Dziś nie jesteśmy w stanie ich przyjąć, bo dostępność do leczenia szpitalnego została mocno ograniczona – wyjaśnia prof. dr hab. n. med. Jacek Kubica, kierownik Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 w Bydgoszczy.

Pandemia utrudniła też dostęp do lekarzy pierwszego kontaktu, którzy kierują pacjentów do kardiologów i dysponują podstawowymi narzędziami diagnostycznymi, np. EKG. Oddziały kardiologiczne były przekształcane w oddziały covidowe, a same szpitale kojarzyły się z centrum walki z niezwykle groźnym wirusem, stąd – w świadomości wielu osób – należało ich unikać.

– W trakcie pandemii obserwuje się też wzrost częstości niestosowania się do zaleceń lekarskich, co skutkuje pogarszaniem się chorób przewlekłych, np. niewydolności serca. Niebagatelną rolę odgrywa także stan psychiczny pacjentów, który wiemy, że jest znacznie gorszy, niż przed pandemią – wymienia prof. Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, specjalista kardiolog. I dodaje:

Rzecznik Praw Pacjenta raportuje, że pacjenci zgłaszają problemy z dostępem głównie do lekarza POZ, którego rola w profilaktyce oraz leczeniu zespołów przewlekłych, takich jak np. niewydolność serca jest bardzo istotna. Trudności z dostępem są także bardzo nasilone w odniesieniu do kardiologii ambulatoryjnej (AOS).

Choroby kardiologiczne rozwijają się latami. Ich czynnikami ryzyka są m.in. cukrzyca, nadciśnienie tętnicze czy hipercholesterolemia. Pandemia zahamowała ich diagnozowanie, a co za tym idzie schorzenia te postępowały i znacząco zwiększały ryzyko rozwoju chorób serca. Wielu chorych wpadło w spiralę długu kardiologicznego. Ich serca wymagają leczenia, a nierzadko również wzmożonej i specjalistycznej opieki szpitalnej. Wielu pacjentów to chorzy wymagający rehospitalizacji, u których wystąpiło zaostrzenie niewydolności serca (blisko 1/4 chorych z ostrą niewydolnością serca jest ponownie hospitalizowana w ciągu 3 miesięcy od wypisu ze szpitala). Leczenie zaawansowanej choroby jest zdecydowanie droższe i bardziej obciążające dla pacjenta. To kolejny kamień rzucany w niszczejącą od lat w Polsce służbę zdrowa, która generuje potężne koszty finansowe i społeczne.

– Dług zdrowotny powstaje przede wszystkim na poziomie leczenia stanów przewlekłych i profilaktyki oraz z powodu spadku liczby wykonywania procedur planowych wymagających warunków szpitalnych. Pandemia uwidoczniła mocno jeden z głównych problemów jego powstawania: brak ciągłości i koordynacji opieki nad pacjentem z chorobami serca pomiędzy szpitalem, AOS i POZ – tłumaczy prof. Jarosław J. Fedorowski. Wartość publicznych wydatków na świadczenia zdrowotne z powodu niewydolności serca w 2019 r. wyniosła w Polsce 1,676 miliarda zł, z czego 95% to koszty hospitalizacji.

– Mamy cały szereg możliwości, by nie dopuścić do zaostrzenia niewydolności serca. Niestety, dostępność do leków, które mogą znacząco zmniejszyć liczbę hospitalizacji, jest dość ograniczona z uwagi na ich cenę. Są to leki, które są w standardach i które powinniśmy włączać przy rozpoznaniu przewlekłej niewydolności serca z obniżoną frakcją wyrzutową, jednak dla wielu pacjentów są one poza finansowym zasięgiem. Niektórzy z nich mogą pozwolić sobie tylko na krótkoterminową terapię – mówi prof. dr hab. n. med. Jacek Kubica.

Jak zadbać o zdrowie chorych kardiologicznie w dobie pandemii?

Pacjenci z chorobami serca wymagają szczególnej opieki. Warto robić wszystko co możliwe, by ograniczyć liczbę hospitalizacji i rehospitalizacji, by nie narażać chorych z osłabionym sercem na zakażenie koronawirusem. Ale to tylko kropla w morzu, bo potrzebne są systemowe zmiany.

Od kilku lat eksperci wzywają do pilnego zaordynowania systemowej koordynowanej opieki nad pacjentem z niewydolnością serca oraz zapewnienia optymalnej, nowoczesnej farmakoterapii zgodnej z wytycznymi, która jest podstawą leczenia niewydolności serca. Takie rozwiązanie wraz z włączeniem do terapii inhibitorów SGLT-2 (flozyn) pozwala na ograniczenie śmiertelności pacjentów z niewydolnością serca o blisko 20% (redukcja śmiertelności i nadwyżkowych zgonów). Redukuje też częstość hospitalizacji o 30%, co istotne odciąża obłożenie szpitali.

Powszechny dostęp do nowoczesnej terapii lekowej, która jest 40-krotnie tańsza od hospitalizacji pacjenta z niewydolnością serca, to szansa na zmniejszenie długu kardiologicznego, ale – i to przede wszystkim – dłuższe i zdrowsze życie wielu Polaków.

– Dobrym modelem na ograniczenie powstawania tzw. długu zdrowotnego jest opieka koordynowana, która w naszym kraju dopiero stawia pierwsze, wycinkowe kroki – podsumowuje prof. Jarosław J. Fedorowski.

Dostępny raport.

Płatna współpraca z marką Razem dla serca- bo liczy się czas! Kampania na rzecz pacjentów z niewydolnością serca
Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze