Mężczyznę uratowało trzech strażaków w cywilu. Trwa walka o pierwszy krok
Wiejska droga w Bęczynie między Skawiną a Wadowicami. Wojciech Wilczak wraca z pracy. Nagle na samochód dostawczy, którym kieruje, spada drzewo. Mężczyzna jest uwięziony, ma zmiażdżone dwa kręgi, bez nadziei woła o pomoc. Po chwili na miejscu pojawia się trzech strażaków. Znaleźli się tutaj… zupełnie przez przypadek.
Jakkolwiek to nie zabrzmi, 25 stycznia 2020 roku Wojtek miał szczęście. Trzech druhów z Ochotniczej Straży Pożarnej z Łączan też. Jechali zaraz za nim. Kiedy zobaczyli, że na busa spadło drzewo, natychmiast rozpoczęli akcję ratunkową. Wezwali pomoc, ustabilizowali kręgosłup, sprawdzali parametry życiowe.
- Gdyby nie to, życie Wojtka i całej jego rodziny mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej – przyznaje dzisiaj Paulina Wieczorek, siostra Wilczaka.
Już pierwsze badania po wypadku dały fatalny obraz obrażeń. Uszkodzone dwa kręgi szyjne, pęknięta torebka osierdziowa, brak czucia w nogach. Pojawiły się problemy z oddychaniem. Życie Wojtka było zagrożone w każdym momencie operacji, której poddano go na drugi dzień po wypadku.
Siostra 28-latka błyskawicznie założyła zbiórkę na rzecz brata i jego rodziny. Na razie na konto wpłynęło ok. 50 tys. zł. Potrzeba jednak trzy razy tyle.
- Koszt jednego miesiąca rehabilitacji w Krakowie to 20 tys. zł. Do tego potrzebujemy różnego rodzaju maści, kremów, środków medycznych, które pomogą mu żyć. Wojtek ma żonę i dwójkę dzieci. Młodszy, Bartek, ma roczek. Starszy, Antek – cztery lata. Widać, jak bardzo brak ojca mu doskwiera. Głównie z tęsknoty, ale też pod względem czysto materialnym. Wojtek jest jedynym żywicielem rodziny – tłumaczy Wieczorek.
Siostra Wilczaka dodaje, że rodzina mieszka w małym pokoju, do którego prowadzi plątanina schodów. Trudno odpowiedzieć na pytanie, jak będzie wyglądało ich życie, kiedy ojciec do nich wróci.
- Wojtek budował mały dom. Wszystkie swoje oszczędności przeznaczał na jego wykończenie. Teraz trudno sobie wyobrazić realizację tych marzeń – mówi z wyraźnym żalem w głosie siostra Wilczaka.
Wyzwanie, jakie postawiła przed sobą rodzina Wilczaka, to postawienie mężczyzny na nogi.
- Proszę mi uwierzyć, nie jest łatwo prosić nam o pomoc. Jednak nie robimy tego dla siebie, ale dla Wojtka. A może nawet przede wszystkim – dla jego malutkich dzieciaków, które same jeszcze nie do końca rozumieją, co stało się z ich tatą – tłumaczy siostra.
14 lutego mężczyznę przeniesiono z OIOM-u na oddział neuroortopedii. Najtrudniejsze za nim, ale z dnia na dzień pojawiają się kolejne kłopoty, choroby, gorączka. 28-latek nie jest w stanie samodzielnie pić ani jeść.
Do realizacji marzeń długa droga. I nie chodzi o budowę domu. Ale o pierwszy samodzielny krok.
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.