Czy powinnam spróbować pójść do specjalisty?

Mam 25 lat i nigdy nie korzystałam z pomocy jakichkolwiek terapeutów, zresztą i nigdy też nie potrafiłam i do dziś nie potrafię rozmawiać o tym co mnie dręczy, o swoich problemach, nawet z najbliższymi. Niestety problemy z którymi się zmagam już od bardzo dawna po raz kolejny zaczęły się nasilać, to przychodzi etapami, najgorzej jest kiedy zbyt dużo ważnych spraw kumuluje się w jednym czasie, chociaż ostatnio zastanawiam się czy ja się tak stresuje, bo objawy nasilają się a ja już nawet nie wiem co je powoduje, wcześnie potrafiłam znaleźć przyczynę, a teraz już nie. Teraz jest sesja, mroczne czasy dla mojego ciała i umysłu. Właściwie nie wiem co mnie skłoniło do szukania przyczyn mojego zachowania, może to, że pisząc w tym momencie bolą mnie palce, gdyż mam paznokcie poobgryzane do krwi. Paznokcie obryzgałam zawsze i wszędzie i o każdej godzinie, co jest zabawne wcale na takie nie wyglądają, zawsze starałam się o nie dbać, biorę witaminy kupuję odżywki, regularnie piłuje to co z nich zostaje tak, by w czasie gdy nie obgryzam prezentowały się ładnie, nie skubię skórek i nigdy tego nie robiłam, bo widziałam palce koleżanek, że stanami zapalnymi po skubaniu i złym wycinaniu i ich wspomnienie skutecznie mnie powstrzymuje, a moje palce i dłonie muszą wyglądać na ładne, nie mogę wyjść na fleje. Co do paznokci, bo to nie tylko z tym jest problem. Ostatnio kładąc się spać zazwyczaj około 2 -3 czasami później (ze snem też jest problem i to od dawna), mimo zmęczenia, zaczynam obgryzać paznokcie ciągle analizuję wydarzenia z danego dnia lub innego, moje zachowanie i mimo że wiem iż ludzie nie zwracali na pewne rzeczy uwagi ja nie mogę przestać myśleć o tym, że np. grzywka mi się tego dnia nie układała albo powiedziałam żart i nikt się nie śmiał - pewnie mnie mają za idiotkę, myślę o tym jak bym chciała się zachowywać co powinnam zmienić chociaż tak nigdy nie wprowadzam tego w życie. To myślenie o tym wszystkim sprawia, że nie przestaję obgryzać paznokci mimo że nie ma już czego, że leci krew, że palce bolą i puchną w między czasie jest jeszcze drapanie, przeważnie skóry głowy albo nóg, tam gdzie tego nie będzie widać. Zawsze rozdrapuję wszelakie ranki, krostki itd. nie mogę przestać. Paznokcie, drapanie się, chociaż kiedyś robiłam to do krwi (szkoła średnia), cięłam się (tak do kolekcji), próby samobójcze (lekami, nie raz) nikt nigdy się nie dowiedział, na szczęście skończyło się na wymiotach i bólach głowy - choć z wątrobą mam problemy do tej pory. Co do moich prób samobójczych, mam jeszcze myśli samobójcze, chyba zawsze miałam, mama mówiła mi, że jak byłam malutka to była ze mną u lekarza, bo mówiłam, że się zabije, urządzałam histerie waliłam głową o ścianę, myśli pozostały, a doszło towarzyszące temu poczucie winy, że jak mogłabym tak zranić mamę, siostrę - przecież one na to nie zasłużyły, a jednocześnie ogromna ciekawość jak by to było jak by mi się coś stało, kto by zareagował, czy by kogoś to obeszło albo jak by się wtedy zachowywali ludzie, których znam. Nie wspomniałam jeszcze, leczę się dermatologiczne ponieważ obsesyjnie wyrywałam sobie pęsetą włosy na nogach, jak się jakiś wrastał trzeba było go wydrapać albo wyciąć - nie wiem czemu te wrastające mnie zawsze cieszyły, że usunę to świństwo z mojego ciała i już go nie będzie, ale są inne wiec szukam dalej. Nie tylko nogi, skubałam także okolicę łonową, bo tam nie widać, czasami się boję, że ktoś zauważy np. w przebieralni, będzie się zastanawiał co mi jest, że to takie ohydne, jak to wygląda itd. Teraz muszę smarować się antybiotykiem ze względu na rozległe stany zapalne. O okolicy łonowej nie powiedziałam dermatologowi, bo się wstydziłam tylko nogi pokazałam. Wyrywanie włosów zaczęło się dopiero jakieś 2 lata temu i dalej się z tym ukrywam, ale jak już zacznę potrafię to robić godzinami. W momentach stresu często dostaje pokrzywki na rekach, wygląda to jak by mnie ktoś ''z bicza trzasnął'' to zazwyczaj bardzo nieprzyjemne i piekące czerwone plamy, które wyglądają bardzo nieładnie, oprócz pokrzywki są jeszcze kołatania i palpitacje serca (nie powiedziałam, że ma wadę wrodzoną serca, leczoną, operowaną itd., czekam na kolejna operacje ). Tak więc sezon sesji - czekam na operacje serca i nosa (akurat na tą się ciesze - mam krzywą przegrodę, a za tym idzie i nos, i choć ludzie tego nie dostrzegają, ja widzę na zięciach tylko ten krzywy nos). W zeszły roku rozstałam się z chłopakiem, nie radze sobie z rozstaniami, oczywiście przyłatam, bo jak się denerwuje jem, jem mimo że już nie jestem głodna i jest mi niedobrze, czuję do siebie obrzydzenie, chcę to zwrócić, ale nie mogę się zmusić i czuję się winna - to tak jak bym miała bulimie tylko nie mogę schudnąć i nie wymiotuję, zazwyczaj jem zdrowo, nie jem mięsa, sztucznych produktów - jem ryby, bo są zdrowe, jem warzywa, bo są zdrowe, nie piję mleka tylko sojowe, bo jest zdrowe, chciała bym uprawiać więcej sportu, ale nie mogę ze wzg. na serce, nie daję rady fizycznie więc mam z tego powodu wyrzuty sumienie, że jestem chora i nie mogę ćwiczyć - a ćwiczy się żeby być zdrowym, więc ja nigdy nie będę. Odkąd pamiętam dręczy mnie myśl kiedy gdzieś idę, jestem zdenerwowana lub bardzo zmęczona żeby zacząć biec, ale tak naprawdę super szybko i się nie zatrzymywać. Biec do lasu, gdzieś gdzie nie ma ludzi i biec dalej tak długo jak zechcą, ale nigdy tak się nie stanie, bo wiem, że po 5 metrach intensywnego biegu bym zemdlała, miała palpitacje itd. (serce), no a do tego jakby to wyglądało? Jak jakaś wariatka, która idzie sobie spokojnie i nagle zaczyna biec gdzieś na złamanie karku, bez sensu i nienormalne zachowanie. Poza myślą o ucieczce daleko, daleko jest jeszcze wytyczony szlak - zawsze chodzę tą samą drogą, bo inna mogło by się coś stać albo mam ''przeczucia'', że jak skręcę w lewo to coś mi się stanie, skręcam w prawo, ale zaraz zmieniam zdanie i się wracam albo robię sobie na złość - często tak robię. Chciałabym przestać robić to wszystko - obgryzać paznokcie, wyrywać włosy, drapać się, objadać, o i jeszcze dłubać w nosie - to ohydne jest, ale tego też nie mogę przestać - to było pierwsze jeszcze przed obgryzaniem - ale nigdy, przenigdy przy kimś, poprawiać wszystko żeby było symetryczne, zwłaszcza obrazy nie mogę znieść widoku jak coś wisi lub leży krzywo w stosunku do innych rzeczy, nie umiem wyrzucać starych rzeczy choć wiem, że większość to śmieci, mam myśli samobójcze, o samookaleczaniu, boję się wyjść na dwór jak księżyc ma czerwoną poświatę, bo to wtedy zło się czai, jak widzę bezdomnego psa boję się, że coś mu się stanie, pamiętam każdego psa którego spotkałam przez ostatnie parę lat i ciągle o nich myślę co się z nimi dziej i czy nic im się nie stało, boję się źle wyglądać, że ludzie myślą, że jestem głupia, wyjechać też się boję choć zbieram zdjęcia z gazet z miejscami, które chcę zobaczyć i boję się, że nie zobaczę, ale boję się zostawić wszystko żeby wyjechać… Chciałabym znowu malować - kiedyś malowałam dużo i ładnie, obrazy olejne i szkice ołówkiem, już tego nie robię i tęskne za tym, ale już nie umiem się na tym skupić, malowałam od dziecka, miałam być malarką, a zamiast tego co lubiłam (malowania i fotografia) studiuję kierunki medyczno-inżynieryjne o dziwnych trudnych nazwach, bo dzięki temu ludzie, którzy mnie nie znają myślą, że jestem mądra i lepiej mnie traktują. Chciałabym nie myśleć co ludzie myślą o mnie i moim zachowaniu - ciągle to analizuję, nie wiem po co, ale tak jest, i pewnie jest jeszcze dużo innych zachowań, myśli, które wciąż wracają i małych i dużych natręctw, ale teraz wszystkich nie pamiętam, pamiętam o nich tylko w ich trakcie i jedyne co wiem to to, że nie powinno ich być. Zdaję sobie sprawę z ich negatywnego wpływu na moje życie, no ale co z tego, skoro sobie z tym nie radzę? Boję się iść z tym wszystkim do lekarza, że jestem totalną wariatką, że ludzie się dowiedzą, że chodzę do psychiatry, że mama i siostra się dowiedzą - nie cierpię kiedy się nade mną litują, kiedy wypytują co się dzieje i chcą pomóc. Ja po prostu nie umiem o tym mówić nikomu nawet im mimo, że je kocham a one mnie i mamy se sobą cudowny kontakt to nie potrafię, zawsze udawałam, że wszystko jest ok a jak coś dostrzegają to kłamię, nie wiem czy będę potrafiła porozmawiać o tym kiedyś w cztery oczy, czy kiedykolwiek przyznam się przed kimś innym choćby do połowi tych rzecz - jest mi wstyd o tym mówić, a tak po za tym to mam dysortografię, jak dało się pewnie zauważyć, i choć jak pewnie bym nie znalazła błędów nawet gdybym przeczytało to parę razy to wiem, że są i wstydzę się tego. Czy powinnam spróbować jednak pójść do specjalisty?
KOBIETA, 26 LAT ponad rok temu

Jak wpłynąć na swoją samoocenę?

Witam!
Sądzę, że wizyta u specjalisty jest Pani potrzebna. Warto, żeby wybrała się Pani do lekarza psychiatry i psychologa. Opisane przez Panią zachowania są formą autoagresji i mogą służyć rozładowywaniu narastającego napięcia emocjonalnego. Ma Pani również bardzo zaniżoną samoocenę i niskie poczucie własnej wartości. Dochodzą do tego myśli samobójcze i próby samobójcze z przeszłości.
Warto, żeby zadbała Pani o siebie i jednak spróbowała skorzystać z pomocy. Czuje Pani wstyd i opór przed rozmową o Pani problemach. Proszę jednak pamiętać, że ani psychiatra, ani psycholog nie są po to, żeby oceniać Pani zachowania, tylko żeby pomóc Pani w rozwiązaniu problemów. Dlatego zachęcam do skorzystania z takiej pomocy, gdyż w ten sposób może Pani zmienić swoje życie na lepsze.

Pozdrawiam

0

Witam serdecznie. Odpiszę Pani krótko - proszę udać się do specjalisty terapeuty. Obalę od razu mit. Dobry zawodowiec spowoduje, że otworzy się Pani przed nim - odnajdzie punkt potrzeby do realizacji terapii. I z pewnością taka terapia Pani pomoże :-)

Pozdrawiam serdecznie
http://psychopedagog.eu

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty