Jak mam poradzić sobie z rozstaniem i poczuciem winy?

Kobieta, 26 lat. To nie będzie tylko pytanie, ale też chciałam opowiedzieć o tym, co się stało. Może ktoś będzie potrafił mi pomóc to wszystko zrozumieć... Miesiąc temu zakończył się mój 3-letni związek - on odszedł, powiedział, że chce, żebyśmy pozostali przyjaciółmi, że wciąż mnie kocha, ale nie może ze mną być. Jak doszło do rozstania? Zdarzyło się tak, że przyjechał do miasta, w którym mieszkam, mój przyjaciel, dawno niewidziany. Zapytałam mojego mężczyznę, czy możemy się spotkać (wszyscy razem), on wyraził zgodę, powiedział, że i tak nie jest już o mojego przyjaciela zazdrosny (kiedyś był bardzo). Spotkaliśmy się, wszystko było OK. Mój narzeczony w pewnej chwili stwierdził, że idzie do domu i poprosił, by mój przyjaciel odstawił mnie całą i zdrową do domu (mieszkaliśmy razem, z tym że wtedy akurat ja mieszkałam u moich rodziców - pilnowałam domu podczas ich nieobecności).

Przyjaciel odprowadził mnie do domu, rozmawialiśmy jeszcze u mnie i tak się złożyło, że zasnęłam po prostu – on został na noc, ale oczywiście nie spaliśmy w jednym łóżku ani nic z tych rzeczy, do zdrady nie doszło. Następnego dnia po powrocie do domu powiedziałam narzeczonemu o tej głupiej, jak by nie było, sytuacji... wiedziałam, że głupio wyszło, zdawałam sobie z tego sprawę, ale wiedziałam też, że nie mam nic do ukrycia, więc mu o tym powiem… on powiedział, że w ogóle nie wie, co ja myślałam, że nie rozumie, jak w ogóle mogłam sobie pozwolić na to, żeby mój przyjaciel nas odwiedzał, że musiał go znosić. Kiedy zapytałam go, czemu mi nie powiedział, że mu to przeszkadza, odparł, że nie chciał się kłócić…

Mieliśmy potem tydzień ciszy, podczas którego błagałam go, żeby się do mnie odezwał, że przecież go nie zdradziłam. W końcu stwierdził, że "OK" i mi “wybacza”. Po 2 dniach jednak, kiedy przywitałam go z uśmiechem na twarzy, kiedy wrócił do domu, powiedział, że odchodzi, wyprowadza się i mam się nie cieszyć i mam jechać do mojego przyjaciela… Zostałam bez słowa, poczułam się wykończona emocjonalnie i powiedziałam, że skoro tak, to niech teraz spakuje swoje rzeczy i odejdzie… Wziął potrzebne rzeczy, spakował się i poszedł, i wykrzyczał mi, że dziękuje za 3 lata razem. Następnego dnia chciałam z nim porozmawiać, przyszedł i powiedział, że odchodzi, bo wybrałam kilka godzin z przyjacielem zamiast 3 lat z nim.

Stwierdził też, że między nami psuło się już jakiś czas – zapytałam, czemu nic nie mówił itp., itd. On stwierdził, że to wszystko moja wina. Nie cieszyłam się z prezentu, który od niego dostałam. Wtedy po raz pierwszy zagroził, że odejdzie, błagałam go całą noc, by został i został. Drugi raz odchodził, kiedy powiedziałam mu o sytuacji z przyjacielem, za trzecim razem odszedł… ale powiedział, że mnie nie skreśla. Starałam się jakoś to naprawić, tym bardziej, że on dzwonił do mnie, zapraszał na kawę, do kina… myślałam, że dał mi szansę, spedziłam z nim noc… myliłam się. Od przyjaciółki dowiedziałam się, że kiedy spotkała go w klubie i powiedziała, że życzy nam powodzenia, że się nam ułoży, on odparł, że już nigdy ze mną nie będzie i to dla niego zamknięty rozdział, a spotyka się ze mną dlatego, bo chce się rozstać w koleżeńskich relacjach.

Poczułam się strasznie… i w ogóle jestem jakaś zagubiona. Kiedy odszedł i ze mną rozmawiał, wydawało mi się, że jest szczęśliwy i jest mu dobrze – pocieszał mnie i mówił, że muszę być silna… nie wiem jak patrzeć na tę sprawę, bo wydaje mi się teraz, że sytuacja z przyjacielem była dla niego tylko pretekstem do odejścia – bo przecież gdyby rzeczywiście go tak bardzo to bolało, to nie potrafiłby ze mną rozmawiać… a kiedy powiedziałam, że złamał mi serce swoim postępowaniem, powiedział, że to wszystko moja wina. Jeśli ktoś ma jakieś zdanie na ten temat, będę wdzięczna… aha, z koleżanką rozmawiałam po tym, jak on mi powiedział, że z nią rozmawiał, i powiedział też wtedy, że nie chce mi już robić nadziei. Szkoda tylko, że nie dowiedziałam się pierwsza.

Najgorsze jest też to, że mieliśmy naprawdę udany związek. Wszystko posypało się nagle w ciągu jednego miesiąca i jakoś ciężko tak, nie wiem jak można tak po prostu przekreślić 3 wspólne lata i jednocześnie mówić, że się kocha… Źle mi z tym, że nie zauważyłam żadnych sygnałów, myślałam, że jestem dobrym partnerem, nie ograniczałam mojego faceta, kiedy chciał spotykać się ze znajomymi, mógł to robić, mówiłam kiedy coś mnie denerwowało, irytowało - bo w związku liczy się szczerość. On tak nagle wyrzucił z siebie tyle bólu, że teraz mam wrażenie, że cały czas go krzywdziłam. Czuję się naprawdę złym człowiekiem, źle mi ze sobą. Z drugiej strony, w momencie kiedy próbowałam to naprawić, gdy nie byliśmy już razem, on wydawał się zadowolony.

Sama nie wiem, kiedy dowiedziałam się, że to koniec definitywny. Powiedziałam mu, że złamał mi serce, nie chcę z nim rozmawiać – wydzwaniał do mnie, ale nie odbierałam. Po kilku dniach zostawiłam mu wiadomość na poczcie (nie miałam siły na rozmowę), by odwołał nasze wesele, przyszedł po swoje rzeczy i napisał, kiedy będzie po nie – napisałam maila tydzień temu, wysłałam mu sms-a, że zostawiłam mu wiadomość na poczcie – pozostała ona bez odzewu. Czuję się zawieszona – chciałabym, żeby zabrał co jego, odwołał ślub. Chciałabym już go nie widzieć, ułożyć sobie wszystko jakoś. Nie potrafię żyć ze świadomością, że on jeszcze musi przyjść po swoje rzeczy i nie rozumiem teraz jego zachowania – skoro chciał odejść, czemu teraz, kiedy już go nie zatrzymuję, nie zrobi tego, tylko po prostu mnie ignoruje…

Przepraszam za zawiłość tej wypowiedzi, ale po prostu mam w sobie tyle myśli, że ciężko przelać mi je tak za jednym razem, ale mam nadzieję, że moja wypowiedź jest w miarę zrozumiała. By być szczerą do końca, w ostatnim miesiącu ja też miałam wahania uczuciowie, nie wiedziałam, czy to ten jedyny. Przeszkadzało mi to, że on trochę "popija", mimo że wie, że przeszkadza mi codzienne "kilka piw", ale kochałam go i myślałam, że jestem dorosła i muszę sobie z tym wszystkim poradzić, a teraz czuję się jak małe dziecko. Przyjaciele myślą, że radzę sobie doskonale, staram się przy nich nie rozklejać. Zresztą wspierają mnie, są ze mną, ale i tak jest mi ciężko… Przepraszam, że się tak rozpisałam. Mam nadzieję, że ktoś mi pomoże i obiektywnie oceni tę sytuację...

KOBIETA, 26 LAT ponad rok temu

Czy warto do siebie wracać po rozstaniu?

Paulina Witek Psycholog, Warszawa
74 poziom zaufania

Witam!

W swoim liście skoncentrowała się Pani głównie na byłym narzeczonym, ale co Pani tak naprawdę czuje i czego Pani chce? Według mnie, tymczasowe rozstanie wydaje się dobrym rozwiązaniem. Proszę dać sobie więcej czasu i skoncentrować się na jakiś czas wyłącznie na sobie w tej relacji - na swoich potrzebach, na obrazie związku, w jakim chciałaby Pani być. Z dystansu łatwiej będzie Pani spojrzeć na Waszą relację.

Mam wrażenie, że Pani bardzo starała się ten związek utrzymać - błagając partnera, aby nie odchodził po kłótni, przymykając oko na problemy z alkoholem, godząc się na kompromisy, decydując się na szczerą rozmowę o nocy spędzonej z przyjacielem. W tym momencie jest w Pani ogromne poczucie winy i niepewność. Czy jednak nie ulega Pani manipulacji? Skąd to poczucie winy?

Proponowałabym dać sobie czas na ochłonięcie emocji. Z czasem łatwiej będzie Pani spojrzeć na sytuację bardziej racjonalnie. Jeśli były partner nie zgłosił się po rzeczy, proponuję wybrnąć z tego w inny spoób, chociażby mu je samej wysłać. Na razie są dobrym pretekstem do spotkania, które będzie dla Pani trudne. Może warto zmienić numer telefonu lub go wyłączyć, wyjechać gdzieś? Zrobić cokolwiek, aby się na jakiś czas odciąć. Im więcej rzeczy i wyborów będzie Pani dokonywać teraz samotnie, tym bardziej utwierdzi się Pani w przekonaniu, że daje sobie Pani radę sama.

Każdy z nas inaczej przeżywa rozstanie, ale jakby nie patrzeć, miesiąc to stosunkowo niedługi czas. Dobrze byłoby zająć się czymś absorbującym uwagę, aby oderwać myśli od tematu rozstania, np. pracą zawodową, hobby. Proszę również zadbać o odpowiednią ilość sportu, aby rozładować napięcie, stres i poprawić samopoczucie. Powinna sobie Pani pozwolić na więcej relaksu, przyjemności. A czas pokaże, czy podjęła Pani słuszną decyzję. Życzę powodzenia i szybkiego powrotu do równowagi!

Pozdrawiam serdecznie!

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty