Jak pomóc osobie aby przestała manipulować ludźmi?

Drodzy Państwo, pozwoliłam sobie napisać, ponieważ martwię się o kogoś. Osobę tą znam od kilku lat, nie żyjemy w zbyt zażyłych stosunkach, są to raczej rzadkie spotkania, ponieważ problemy tej osoby przekreślają bliższą relacje. Przyznaję, że to raczej moja wina - przerasta mnie to, łatwiej mi się odciąć od tego, niż cokolwiek zrobić, bo propozycja pomocy z mojej strony jest za każdym razem odrzucana, a nie potrafię na to patrzeć.

Osoba o której piszę to mężczyzna w wieku 24 lat. Nie jestem w stanie stwierdzić dokładnie kiedy zaczęły się jego problemy, być może trwa to około 8 lat. Pochodzi on z zamożnej rodziny, jego rodzice założyli swoją firmę kiedy on był dzieckiem. Chciałabym podkreślić, iż byli oni bardzo zaangażowani w jej tworzenie, kiedyś usłyszałam od niego, że nie mógł na nich liczyć kiedy był dzieckiem. Nie wiem ile w tym prawdy, ponieważ poznałam jego mamę i według mnie jest to osoba bardzo inteligentna, sympatyczna, czuła.

Poważny kryzys miał miejsce nieco później. Poznał on dziewczynę, w której był bardzo zakochany. Była to raczej młodzieńcza miłość, z pewnością nie miał wówczas skończonych 18 lat. Trwała około roku. Sądzę, że dziewczyna ta była dla niego bardzo ważna, ponieważ po ich rozstaniu (była to jej decyzja) miało miejsce jego pierwsze załamanie psychiczne. Nie wiem czy w grę wchodziła także próba odebrania sobie życia, wiem natomiast, że musiało to być coś poważnego, gdyż spędził on jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym.

Później nie potrafił sobie poradzić z wieloma rzeczami, które raczej nikomu nie sprawiają problemu. Przykładem jest szkoła. Liceum. Nie chodził do zwykłej klasy, lecz miał nauczanie indywidualne. Właśnie w tym czasie go poznałam. Była to normalna znajomość, dopóki nie wyszły na jaw jego problemy, które dawały o sobie znać na każdym kroku. Jeżeli coś poszło nie po jego myśli stosował on emocjonalny szantaż. Nie były to jedynie słowa rzucane na wiatr, zdarzało się, iż przecinał sobie skórę na nadgarstku. Nigdy nie doszło do przecięcia żył, jednak sam widok krwi był straszny.

Kiedy skończył 18 lat i dostał samochód dodatkowo doszły groźby, że się rozbije. Początkowo dręczyło mnie ogromne poczucie winy i starałam się robić dokładnie to czego ode mnie oczekiwał. Ale to było nierealne. W końcu zaczęło mnie to przerastać. Dyżurowanie przy telefonie przez całą dobę, wychodzenie z domu o każdej godzinie do niego, tylko dlatego, że odczuwał on potrzebę porozmawiania ze mną, 'bo jeżeli nie to...".

Czarę goryczy przelało to, że pewnego razu podczas rozmowy dotyczącej jego życia puściły mi nerwy i najzwyczajniej w świecie zaczęłam krzyczeć. To wszystko przestało mi się mieścić w głowie i powiedziałam mu wiele niemiłych słów. Na nieszczęście jechaliśmy wtedy samochodem, on przyspieszył do prędkości mocno niedozwolonej i skończyło się to niemal wypadkiem.

Łatwo jest o tym teraz napisać, jednak wówczas był to dla mnie bardzo silny wstrząs. Do tej pory czuję lęk jadąc tą trasą, mimo że minęło już kilka lat. Od tamtej pory nasza znajomość wygląda w ten sposób, że raz na jakiś czas, pół rok lub rok, spotykamy się. Schemat zawsze wygląda podobnie – najpierw jest miły i uprzejmy, na pozór wszystko wygląda dobrze, jednak po chwili okazuje się, że nic się nie zmieniło. A ja się wycofuję.

Ostatnio jednak było inaczej. Po raz kolejny łudziłam się, że nastąpiła zmiana, tym razem jednak miałam ku temu więcej powodów. Był w naprawdę dobrym humorze, nie okazywał niczego co mogłoby nie zaniepokoić przez dłuższy czas. Opowiadał o pracy, w której zachowuje się spokojnie (wspominam o tym, ponieważ zwykle był bardzo nerwowy), jest odpowiedzialny. Ma wiele obowiązków, w których się sprawdza. Ponadto utrzymuje wiele kontaktów towarzyskich, weekendy spędza ze znajomymi. Naprawdę byłam dobrej myśli. Okazało się jednak, że to pozory.

W dalszym ciągu jest tak, że jeżeli coś jest nie tak jak on postanowi, to uważa że wszyscy którzy uważają inaczej niż on są najpodlejsi na świecie i robią coś przeciwko niemu. Nie potrafi przyjąć do wiadomości faktu, że ktoś może mieć inne zdanie niż on. Nie przesadzę pisząc, że zaczyna się wówczas na sobą, mówiąc kolokwialnie, użalać. On ma najgorzej, on jest najgorszy, właściwie wszystko co jest z nim związane właśnie takie jest. Być może brzmi to absurdalnie, lecz ma to dość nieprzyjemne konsekwencje.

Nie ma już co prawda prób szantażowania przecinając nadgarstek, jednak w dalszym ciągu można usłyszeć, iż rozważa on możliwość zrobienia sobie czegoś, ponieważ on "nie ma siły". Tylko właściwie dlaczego? To pytanie nurtuje mnie najbardziej. Bo w zasadzie brak mu powodów, by mieć aż tak złe samopoczucie. Powodzi mu się bardzo dobrze, ma znajomych, w jego życiu nie wydarzyło się ostatnio nic co mogłoby mieć na to wpływ. Chciałam napisać, że ludzie mają większe problemy niż on, ale... on nie ma żadnych problemów.

Dlaczego zatem taki stosunek do życia? Czasem jak jest sam w domu (to się zdarza rzadko) dostaję od niego wiadomość: "smutno mi". Kiedy pytam dlaczego, odpowiada mi: "po prostu". Nie potrafię tego zrozumieć. Ostatnio podjęłam kolejną próbę rozmowy z nim, ale pogorszyłam jedynie sytuacje. Powiedział mi, że ciężko znosi zimę, to znaczy – że zimą ma najmniejsze chęci to życia. Ale dlaczego? On nie wie. Mówi o tym całkiem poważnie, naprawdę poważnym tonem, jak gdyby było to coś oczywistego. Później dodał, że ciężko widzi przyszłą zimę skoro już teraz, w czerwcu, ma taki humor.

Myślałam, że może chodzi o brak miłości. Jednak miał on dziewczynę, z którą był w dość bliskiej relacji przez dłuższy czas. Rozstali się, jak twierdzi, właśnie przez jego stosunek do życia. Bardzo chciałabym mu pomóc, bo uważam, że szkoda marnować życie na smutek. Tym bardziej, że nie ma ku temu konkretnych powodów. Rozumiem, że można się załamać z jakiegoś powodu, wiele osób to przeżyło, ja też. Mój przyjaciel zginął w wypadku, płakałam, krzyczałam, nie mogłam w to uwierzyć, ale przecież tak nie można przez cały czas. Ale on go nie ma.

Czy chodzi o zwrócenie na siebie uwagi? Przecież można to zrobić w inny sposób... Nie rozumiem. Dlaczego nie przyjmuje on odmowy, tylko w ten sposób na nią reaguje? Dziwne jest także to, że on nie daje nic z siebie, a konkretniej – czasem odnoszę wrażenie, że nie obchodzą go problemy innych. A z drugiej strony wymaga tak ogromnej koncentracji na sobie. Drodzy Państwo, serdecznie proszę o poradę. Jego słowa o zbliżającej się zimie naprawdę mnie niepokoją. Pozdrawiam, J.

KOBIETA ponad rok temu

Czy warto przesuwać horyzont?

Witam!

Pani znajomy wykorzystuje wiele swoich problemów do manipulowania otoczeniem. Poprzez pozycję jaką sobie wypracował przez lata, teraz jest w centrum uwagi, mimo że towarzystwo nie do końca się z nim zgadza. Jego zachowanie świadczy o infantylności i egoizmie.

Pani przejmuje się jego zachowaniem, martwi, a w tym czasie powinna się Pani najbardziej zająć sobą. Pani znajomy miał akty autoagresji, ale nigdy nie zrobił sobie naprawdę krzywdy. Badał Pani wytrzymałość i sprawdzał, co na Panią "działa" najbardziej. Jego zachowanie może świadczyć o tym, że w taki sposób zwracał na siebie uwagę zapracowanych rodziców i potrzebuje tej uwagi także od otoczenia.

Mimo jego prób szantażowania Pani, powinna mu Pani polecić wizytę u psychiatry albo psychologa. W tej sytuacji powinna się Pani skupić na sobie. Jego problemy są Pani problemami, a nie jesteście w bliskiej relacji. On zawsze pojawia się, kiedy Pani potrzebuje. Pani emocje i potrzeby muszą być dla Pani ważniejsze niż jego. Wtedy będzie Pani mogła odpowiednio reagować na jego zaczepki.

On wie, że Pani się o niego martwi i dlatego pisze, że coś sobie zrobi. W ten sposób manipuluje Pani uczuciami. Powinna sobie Pani z tego zdać sprawę i nie pozwolić się wmanewrować w jego kolejną grę. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty