Szczepienie przeciwko grypie. Prof. Flisiak: Powinien to zrobić każdy, kto chce oszczędzić sobie stresu
Kierownicy oddziałów zakaźnych z przerażeniem czekają na jesień. Obawiają się, że każdy przypadek infekcji dróg oddechowych będzie traktowany jako podejrzenie COVID-19. - W szpitalach będzie panował chaos, dlatego osoby, które nie chcą przechodzić przez stres i zamieszanie, powinny zaszczepić się przeciwko grypie - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
1. Kto powinien zaszczepić się przeciwko grypie?
Według prof. Roberta Flisiaka, kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku to nie ciężkie powikłania po COVID-19 będą największym problemem tej jesieni, tylko chaos i panika, którą wywoła druga fala epidemii koronawirusa SARS-CoV-2. Wielu ekspertów prognozuje, że może ona wystąpić na przełomie października i listopada oraz najprawdopodobniej zbiegnie się w czasie z sezonową epidemią grypy.
- Do tej pory to lekarze POZ zajmowali się błahymi infekcjami. Teraz nikt nie będzie chciał ryzykować i pacjenci z infekcjami dróg oddechowych będą kierowani do szpitali zakaźnych z podejrzeniem COVID-19 - mówi prof. Flisiak. - Dlatego jak największa grupa osób powinna się zaszczepić przeciwko grypie. Dotyczy to nie tylko osób z tzw. grupy ryzyka. Każdy - kto nie chce przechodzić przez stres i zamieszanie, powinien to zrobić - podkreśla lekarz.
Zobacz także: Koronawirus a grypa - jak odróżnić objawy? Która choroba jest groźniejsza?
2. Przeciążenie na oddziałach zakaźnych
Prof. Robert Flisiak uważa, że tylko dzięki szczepieniom przeciwko grypie można zmniejszyć liczbę "fałszywych przypadków" COVID-19.
- Oddziały zakaźne mogą nie podołać obciążeniom, jeśli wszyscy pacjenci z gorączką i kaszlem będą kierowani do szpitali. Ciągle brakuje lekarzy zakaźników, a całe oddziały są zamykane. Teraz jest ich mniej, niż przed pandemią - podkreśla prof. Flisiak.
Warunkiem funkcjonowania oddziału jest co najmniej dwóch pracujących tam specjalistów. Jeśli jeden postanowi odejść, cały oddział jest zamykany. Taki przypadek ostatnio miał miejsce w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Tychach, gdzie z pracy postanowiła odejść połowa lekarzy zatrudnionych na oddziale zakaźnym.
- To jest efekt frustracji lekarzy. Od początku epidemii koronawirusa mają ograniczone możliwości i czują się niedoceniani przez Ministerstwo Zdrowia - tłumaczy prof. Flisiak.
3. Oddziały zakaźne w tarapatach
Powodem buntu lekarzy było przede wszystkim rozporządzenie ministra zdrowia z 28 kwietnia 2020 r., zgodnie z którym większość oddziałów zakaźnych została dedykowana wyłącznie pacjentom z COVID-19. W praktyce oznaczało to, że osoby, u których zdiagnozowano inne choroby zakaźne, jak HIV, wirusowe zapalenie wątroby czy boreliozę - nie mogą zostać przyjęte na oddział. Lekarze z kolei musieli zrezygnować z dodatkowej praktyki, którą zazwyczaj mieli w prywatnych gabinetach i ograniczyć się tylko i wyłącznie do pracy w szpitalu.
- Dwa miesiące temu Ministerstwo Zdrowia zobowiązało się, że przekształci naszą specjalność w priorytetową. Oznaczałoby to zwiększenie możliwości wynagradzania. Mieliśmy nadzieję, że to z kolei zachęci lekarzy-rezydentów do robienia specjalizacji. Nic w tej sprawie nie zrobiono - opowiada prof. Flisiak. - Lekarze nie chcą już pracować na oddziałach zakaźnych. Widzę perspektywy zakaźnictwa w bardzo ciemnych barwach - dodaje.
Zobacz także: Koronawirus. Badania genetyczne mogą być kluczem do walki z pandemią
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.