Trwa ładowanie...

PTSD u mieszkańców pogranicza. "Ludzie mówią, że woleliby umrzeć. Nie potrafią poradzić sobie z ciężarem cierpienia, jakie w sobie noszą"

Zespół stresu pourazowego u mieszkańców pogranicza. Ludzie z 187 miast na Podlasiu doświadczają traumy
Zespół stresu pourazowego u mieszkańców pogranicza. Ludzie z 187 miast na Podlasiu doświadczają traumy (East News)

Helsińska Fundacja Praw Człowieka (HFHR) alarmuje, że wielu mieszkańców Podlasia, którzy od roku zaangażowani są w pomoc humanitarną migrantom koczującym w dramatycznych warunkach na granicy z Białorusią, mierzy się z zespołem stresu pourazowego. - Tego typu doświadczenia mogą przerodzić się w trwałe zaburzenia osobowości. Jest to taki stan, w którym człowiek już nie funkcjonuje normalnie, ponieważ przez cały czas czuje się zagrożony – mówi dr n. med. Katarzyna Simonienko, psychiatra zaangażowana w pomoc mieszkańcom tego regionu.

spis treści

1. Kryzys humanitarny przyczyną traumy

Podczas gdy oczy Polaków skierowane są w stronę zachodniej granicy, gdzie mamy do czynienia z katastrofą ekologiczną, dramat trwa też na wschodzie. W cieniu wojny w Ukrainie na pograniczu polsko-białoruskim od 11 miesięcy trwa kryzys humanitarny. Do polskich granic docierają od strony Białorusi migranci i migrantki, głównie z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Od tego czasu Helsińska Fundacja Praw Człowieka prowadzi monitoring sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, dokumentując przypadki naruszeń praw człowieka wobec osób migrujących, mieszkańców i mieszkanek oraz osób niosących pomoc humanitarną. Ale przybywający do naszego kraju uchodźcy to niejedyne ofiary kryzysu.

Jak informują członkowie Fundacji, w związku z częstymi kontrolami i przeszukaniami, ograniczeniami w prawach obywatelskich i braku możliwości swobodnego przemieszczania się, a także koniecznością niesienia ludziom w lasach podstawowej pomocy, również mieszkańcy Podlasia zmagają się z PTSD, czyli zespołem stresu pourazowego.

Zobacz film: ""Wasze Zdrowie" - odc. 1"

- Życie mieszkańców pogranicza polsko-białoruskiego zmieniło się diametralnie. Teraz – po roku kryzysu humanitarnego i ograniczenia ich praw obywatelskich, możliwości przemieszczania się i represji związanych z niesieniem pomocy humanitarnej osobom tego potrzebującym – obserwujemy m.in. bardzo liczne przypadki stresu pourazowego – mówi Katarzyna Czarnota z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Sytuację pogarsza dodatkowo kryminalizacja tej pomocy, a także spadek dochodów, spowodowany zamrożeniem turystyki w tej części województwa podlaskiego, który nasila problemy mieszkańców.

- To było związane m.in. z częstymi zatrzymaniami, represjami, bardzo dużą liczbą kontroli. To, na co wskazywali sami mieszkańcy, to poczucie, że robią coś złego, nielegalnego. Tymczasem ich działania były związane po prostu z ratowaniem zdrowia i życia osób, które znajdowali w lesie, osób, które były wycieńczone, pozbawione jedzenia i wody, a często były wcześniej ofiarami tortur ze strony reżimu białoruskiego – dodaje.

Katarzyna Czarnota podkreśla, że to tylko część skutków kryzysu migracyjnego, na który uskarżają się mieszkańcy 183 miejscowości wzdłuż polsko-białoruskiej granicy.

- Zniesienie strefy faktycznie nie poprawi sytuacji, jeżeli nie zostanie wdrożony plan naprawczy tego, co zostało zniszczone – mówi działaczka.

Zgodnie z danymi udostępnionymi przez Straż Graniczną, w ciągu dwóch tygodni sierpnia odnotowano ponad 440 prób nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. Z kolei od początku tego roku było ich ponad 7,4 tys. W ostatnich dniach na granicy zatrzymano m.in. obywateli Sri Lanki, Konga, Syrii, Liberii, Maroka, Iraku, Nigerii, Mali i Uzbekistanu.

Do czerwca br. na pograniczu media odnotowały przynajmniej 16 ofiar śmiertelnych po polskiej stronie granicy, a jeszcze więcej po stronie białoruskiej.

2. Ludzie po raz kolejny wyręczyli rząd

Fundacja podkreśla, że to mieszkańcy Podlasia, a nie rząd, wzięli na swoje barki pomoc zagrożonym głodem, odwodnieniem, wycieńczeniem, a często też chorobami migrantom. Najczęściej świadczyli ją nocami, w lasach. Jak podkreśla HFHR lekarze, którym udało się dotrzeć w rejon kryzysu, opisywali przypadki nastawiania w lesie złamanych kości, opatrywania ran, podawania kroplówek czy udzielania pomocy medycznej po poronieniu.

Konieczność udzielania takiej pomocy w największym stopniu spadła jednak na mieszkańców przygranicznych miejscowości, którzy nie mieli do tego żadnego przygotowania i przeszkolenia.

- Były bardzo liczne przypadki sytuacji, kiedy rzeczywiście ludzie byli po prostu zmuszeni do tego, żeby wyręczyć polskie i międzynarodowe organizacje humanitarne, które świadczą zawodowo pomoc medyczną. Takie osoby często same się organizowały, niosąc podstawową pomoc humanitarną w lasach. Ta sytuacja była bardzo obciążająca – mówi Katarzyna Czarnota.

- Ich życie zmieniło się całkowicie. Oni zostali skonfrontowani ze skalą przemocy, postawieni przed koniecznością samoorganizacji i niesienia pomocy humanitarnej. Ta pomoc medyczna często była przez nich udzielana w całkowicie terenowych warunkach – dodaje współautorka raportu.

3. Jak objawia się PTSD u mieszkańców Podlasia?

Dr n. med. Katarzyna Simonienko, psychiatra, która pomaga mieszkańcom pogranicza polsko-białoruskiego, wyjaśnia, że PTSD jest formą reakcji na wydarzenie o mocnym wydźwięku psychicznym, związanym ze stresem lub traumatycznym zdarzeniem. Wiąże się z występowaniem szczególnie trudnych emocji takich jak m.in. ciągłe poczucie wewnętrznego napięcia, lęku i niepokoju. W niektórych przypadkach może także dojść do wystąpienia objawów fizycznych.

- Zespół stresu pourazowego u tych ludzi objawia się nieco inaczej niż np. u ofiar wypadków komunikacyjnych, katastrof czy gwałtów. Mówi się, że PTSD to takie zjawisko, które powstaje w ciągu pół roku od stresującego wydarzenia, albo od zakończenia okresu oddziaływania stresora. W tym przypadku wielu mieszkańców nadal jest pod wpływem tych stresorów, ponieważ mimo tego, że strefę otwarto i przepływ ludności jest swobodny, to ta sytuacja na granicy nadal trwa. Wciąż wielu ludzi jest zaangażowanych w tę pomoc – tłumaczy w rozmowie z WP abcZdrowie dr Simonienko.

Dr Simonienko dodaje, że typowym obrazem u pacjentów z PTSD jest bardzo często unikanie okoliczności, które mogłyby ten stres przypominać. W przypadku osób z pogranicza polsko-białoruskiego wygląda to jednak inaczej.

- W tej sytuacji mimo tego, że te osoby są w głębokich traumach i tak czesto mają potrzebę, aby wracać, ponieważ zaniechanie udzielania przez nich pomocy wiąże się z głębokim poczuciem winy. U osób pomagających bardzo często obserwujemy też zespół stresu pourazowego wraz z zaburzeniami depresyjnymi i lękowymi. Pomoc ta miała często tajny charakter, ludzie bali się, że zostaną w jakiś sposób poddani penalizacji oraz tego, że służby będą ograniczały możliwość niesienia tej pomocy – podkreśla lekarka.

- O tym się nie mówi, ale tu na granicy polsko-białoruskiej w dalszym ciągu mamy do czynienia z kryzysem humanitarnym. Tego typu doświadczenia mogą u mieszkańców pogranicza przerodzić się w trwałe zaburzenia osobowości. Jest to taki stan, w którym człowiek już nie funkcjonuje normalnie, ponieważ przez cały czas czuje się zagrożony – alarmuje psychiatra.

Dr Simonienko dodaje, że u mieszkańców pogranicza, u których zdiagnozowano PTSD pojawiają się także tzw. flashbacki, czyli przeżywane na nowo traumatyczne zdarzenia (obrazy, dźwięki, emocje i doznania fizyczne).

- Mogą manifestować się także jako koszmary powodujące silny lęk i/lub reakcje pełne złości, czy wycofanie się z relacji międzyludzkich. To, co obserwowałam bardzo często u pacjentów, to niemożność wrócenia do relacji rodzinno-towarzystkich sprzed kryzysu. Taki powrót niejako automatycznie wywoływał poczucie winy, frustracji albo bycia niezrozumianym. Pojawiło się przekonanie, że nie można żyć tak, jakby nic się nie zadziało, podczas gdy 20 km dalej rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej – opisuje psychiatra.

4. Traumatyczne przeżycia dotykają także mieszkańców niezaangażowanych w pomoc

Psychiatra dodaje, że z jej doświadczenia wynika, że zaburzenia lękowe nie dotykają jedynie tych, którzy deklarują się jako aktywiści zaangażowani w pomoc uchodźcom, lecz także obywateli jedynie zamieszkujących ten teren.

- Faktem jest, że nawet osoby, które nie były bezpośrednio zaangażowane w pomoc, codziennie były legitymowane, sprawdzane i przeszukiwane. Taka atmosfera sprawiła, że wielu mieszkańców czuło, jak gdyby znalazło się w strefie kryzysu militarnego, co powodowało nieustające napięcie. Stres był przewlekły, ponieważ nie wiadomo było, ile jeszcze to wszystko potrwa. U osób zaczęły pojawiać się zaburzenia nerwicowe, bezsenność, ale też objawy somatyczne stresu w postaci bólów brzucha, duszności, ucisku w klatce piersiowej czy napady lęku. Niektórzy rozwinęli ciężką postać depresji – wyjaśnia ekspertka.

Sam fakt codziennego spotykania rannych migrantów, bardzo często cierpiących, bo samotnych i rozdzielonych z rodzinami, wywoływało wśród mieszkańców ogromne napięcie psychiczne.

- Jest to jedno z takich zjawisk, które generuje napady lękowe, ponieważ z jednej strony mamy jakiś system wartości, chcemy się wykazać postawą humanitarną, a z drugiej strony jest ogromny lęk przed tym, że trafią do więzienia, zostawią swoje dzieci, albo że coś się stanie ich bliskim. I ten konflikt wewnętrzny, pytanie na, ile sobie mogą pozwolić w świadczeniu tej pomocy, powodował narastający i długotrwały stres, który okazał się wyniszczający dla psychiki – tłumaczy dr Simonienko.

- Zdarzały się też takie sytuacje, że osoby nieubrane w mundur, ale z bronią w ręku, zachowywały się agresywnie w stosunku do mieszkańców, którzy chcieli pójść do lasu. Wyciągano ich z samochodu, legitymowano i przeszukiwano. Nie wiadomo było, kim byli ci ludzie, ale ich zachowanie przekraczało granice i wprawiało w poczucie zagrożenia. Było to bardzo traumatyzujące doświadczenie – podkreśla lekarka.

5. Zespół stresu pourazowego. Potrzeba wsparcia

Nic nie wskazuje na to, aby ludzie z pogranicza mogli otrzymać pomoc instytucjonalną. W społeczeństwie panuje krzywdzące przekonanie, że są to ludzie niezwykle silni, którzy "wiedzieli, na co się piszą" .

- Często nie mamy pojęcia, przez co ci ludzie przechodzą, jakie przeżyli historie. Wydaje nam się, że skoro zgłosili się do pomocy, muszą być z żelaza, sami są sobie winni. To są bardzo krzywdzące opinie. Nie wolno zapominać, że osoby, które zgłaszają się do pomocy, są bardzo często wysoko wrażliwe, empatyczne, niezgadzające się na to, aby w ich otoczeniu ludziom działa się krzywda. One się angażują, ale łatwiej niż inni doświadczają lęku czy wysokiego poziomu stresu. Z tym wiążą się nieprzespane noce czy wyczerpanie fizyczne – wyjaśnia lekarka.

Jak podkreśla, nie powinniśmy pytać tych ludzi o bolesne szczegóły, aby nie uruchamiać traum, być razem, nie oceniać i udzielać wsparcia na tyle, na ile możemy. Dla takich osób niezwykle pomocna może okazać się terapia.

- Istnieją grupy wsparcia, gdzie aktywista może zgłosić się do psychiatry czy psychoterapeuty. Ci ludzie często zmagają się z ciężkimi epizodami depresyjnymi, u niektórych pojawiają się myśli samobójcze. Poziom bólu jest tak wysoki, że czasem pacjenci twierdzą, że woleliby umrzeć, bo nie umieją poradzić sobie z ciężarem cierpienia, jaki w sobie noszą. Takiej osoby nie wolno zostawiać samej – kończy dr Simonienko.

Katarzyna Gałązkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zobacz także:

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze