Dr Karauda o rokowaniach u podłączonych do respiratora. "To są pojedyczne przypadki, jeżeli ktoś z tego wychodzi"
O dramatycznej sytuacji w szpitalach mówił w programie "Newsroom" WP dr Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc. Rekordowe przyrosty zakażeń powodują, że szpitale pękają w szwach od naporu pacjentów. Jest też coraz więcej ofiar śmiertelnych. W ciągu ostatniej doby z powodu COVID-19 zmarły 653 osoby. To najwyższa liczba zgonów w tym roku i drugi najgorszy wynik od początku pandemii w Polsce.
Dr Karauda przyznaje, że chorzy trafiają na oddziały w coraz cięższym stanie i coraz częściej, mimo tytanicznego wysiłku lekarzy, nie udaje się ich uratować. Statystyki wskazują, że nawet 90 proc. pacjentów, którzy wymagają podłączenia do respiratora, nie udaje się uratować.
- To jest prawda. Zależy jeszcze, co nazwiemy respiratorem, bo respirator ma funkcję, która pozwala prowadzić pacjenta zaintubowanego, ale są też pacjenci, którzy korzystając z respiratora, mają możliwość wsparcia własnego oddechu, wtedy pacjent jest przytomny, tylko potrzebuje wsparcia oddechu - wyjaśnia dr Tomasz Karauda.
Lekarz tłumaczy, że w przypadku, kiedy zajęte jest większość płuc, a stan pacjentów się pogarsza, jedyną szansą jest zaintubowanie chorego rurką dotchawiczą. Wtedy rokowania są tragiczne.
- U nas to są pojedyncze przypadki, jeżeli ktoś z tego wychodzi, na kilkadziesiąt prowadzonych osób - przyznaje dr Karauda. - Jak są informacje, że ktoś "zwolnił respirator" w takim klasycznym rozumieniu, to znaczy, że ktoś zmarł, żeby zwolnić respirator - dodaje lekarz.
Dr Karauda opowiedział też o najbardziej dramatycznej historii, z którą przyszło mu mierzyć się na oddziale.
Zobacz WIDEO.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.