Trwa ładowanie...

Glejak dawał tylko jeden objaw. Ewa Włodarczyk walczy z nim po raz kolejny

Ewa Włodarczyk już raz pokonała glejaka. Zrobi to po raz kolejny, ale potrzeba pieniędzy
Ewa Włodarczyk już raz pokonała glejaka. Zrobi to po raz kolejny, ale potrzeba pieniędzy (Materiały własne)

Ewa to mama Izy, Gabrysi, Rafała i Michała. Ma dopiero 41 lat, a już stoczyła potężną walkę o zdrowie. W 2018 r. jej szczęśliwe życie rodzinne zburzyła dramatyczna diagnoza - glejak. Nie poddała się i pokonała nowotwór. Niestety po czterech latach otrzymała kolejny cios. Tym razem na drodze do leczenia stanęły pieniądze - koszt terapii to ponad 600 tys. zł.

spis treści

1. Mama czwórki dzieci kontra glejak

Ewa Włodarczyk nigdy nie prosiła innych o pomoc. Wręcz przeciwnie - to ona pomagała innym, jak tylko mogła. Jednak, gdy zobaczyła, na ile "wyceniono" jej życie, przeżyła szok.

- Terapia ma trwać minimum pół roku, co daje ogólny koszt ponad 600 tys. zł. Z całą rodziną nie jesteśmy w stanie zgromadzić takiej kwoty - przyznaje Ewa.

2. Lekarz stwierdził, że to "tylko" zatoki. Guz był coraz większy

Zobacz film: "7 możliwych objawów guza mózgu"

Nowotwór miesiącami rozwijał się w ukryciu, a jedynym objawem był ból głowy. Gdy pojawiał się coraz częściej i środki przeciwbólowe przestawały pomagać, Ewa poszła na badania.

- Lekarz stwierdził, że to pewnie przez zatoki i w takim kierunku byłam leczona - mówi.

Dodatkowo została skierowana na tomograf, a termin wyznaczono na początek listopada. Glejak nie czekał. Po raz pierwszy "jawnie" zaatakował nad ranem 25 października 2018.

- Nigdy nie zapomnę tej nocy. O trzeciej nad ranem zeszłam do kuchni po leki, bo byłam wtedy przeziębiona. Mama stała przy szafce. Zapytałam, co się dzieje, odparła, że boli ją głowa i musi wziąć tabletkę - opowiada Iza, najstarsza córka Ewy.

Miała nadzieję, że będzie jak dotąd - mama weźmie tabletkę, ból minie i wszystko wróci do normy. Niestety, tak się nie stało. Rano Iza znalazła mamę na piętrze u dziadków.

Rodzina to największa siła Ewy. Dzięki ich zaangażowaniu zbiórka rośnie, ale potrzeba dalszej pomocy
Rodzina to największa siła Ewy. Dzięki ich zaangażowaniu zbiórka rośnie, ale potrzeba dalszej pomocy (Materiały własne)

- Leżała na łóżku i nie było z nią kontaktu. Babcia już dzwoniła po karetkę - mówi córka Ewy.

Ratownicy początkowo nie chcieli zabrać jej do szpitala, jednak po zmierzeniu ciśnienia okazało się, że jest ono skrajnie niskie, a to już stanowiło podstawę do pilnej hospitalizacji.

- Byłam przerażona, pierwszy raz wydarzyło się coś takiego. Czułam, że muszę jak najlepiej zaopiekować się rodzeństwem pod nieobecność mamy, ale myślami byłam z nią w szpitalu. Nie do zniesienia było to, że długo nie mogliśmy się do niej dodzwonić. Tata tam pojechał, ale dopiero po jego powrocie usłyszeliśmy te najgorsze wiadomości - mówi Iza Włodarczyk.

3. Tylko rodzina znała diagnozę. "Mama była nieświadoma i nieprzytomna"

Gdy Waldemar, mąż Ewy, stanął w drzwiach, jego najstarsza córka i jej dziadkowie już wiedzieli, że nie ma dobrych wieści.

- Tata przez łzy powiedział, że mama ma obrzęk mózgu. Nagle nogi się pode mną ugięły - wspomina Iza.

Jednak mimo tak szokującej wiadomości szybko musiała wziąć się w garść, by przejąć obowiązki mamy i jak najlepiej zająć się młodszym rodzeństwem. To był czas, gdy musiała szybko dorosnąć.

- Starałam się nie okazywać przy nich emocji, ale coś we mnie pękło, kiedy wieczorem mój (wtedy 4-letni) brat Rafał zapytał się, gdzie jest mama. Musiałam delikatnie wytłumaczyć, że jest w szpitalu, ale niedługo wróci. Te pierwsze kilka godzin to był koszmar, bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co dokładnie się dzieje - przyznaje.

Po serii badań przyszła diagnoza, która wstrząsnęła rodziną Włodarczyków. To był glejak wielopostaciowy IV stopnia o wielkości 6x6x6,5 cm. Najbardziej złośliwy typ, który błyskawicznie rośnie. Dodatkowo na nim zrobił się obrzęk, który uciskał na nerwy powodując ból.

Rezonans magnetyczny ujawnił glejaka w mózgu
Rezonans magnetyczny ujawnił glejaka w mózgu (Materiały własne)

- Diagnozę poznaliśmy szybciej niż mama, bo ona do czasu operacji była całkowicie nieświadoma i nieprzytomna. Kiedy rozmawiałam z nią już po zabiegu, to powiedziała, że w ogóle nie pamięta naszego spotkania w kuchni, a po przebudzeniu po operacji nie wiedziała, gdzie jest, co się dzieje. Myślała, że mieliśmy jakiś wypadek. Dopiero lekarz uświadomił ją, co się stało - mówi Iza.

Wycięcie glejaka to nie był jednak koniec. Ewę czekała jeszcze seria chemio- i radioterapii, a także pierwsza tak długa rozłąka z dziećmi. To były dla nich wszystkich najtrudniejsze dwa miesiące, a w tym święta, ale mimo tęsknoty wiedzieli, że muszą to przetrwać. Niestety w międzyczasie pogorszyły się wyniki wątrobowe, więc trzeba było przerwać chemioterapię, na szczęście kobiecie udało się przejść cały cykl (sześć tygodni) radioterapii. Leczenie przyniosło zamierzony efekt - Ewa wygrała z glejakiem.

4. Wznowa glejaka - NFZ nie refunduje leczenia

Co pół roku Ewa wykonywała rezonans magnetyczny. Wyniki dawały nadzieję, że najgorsze ma już za sobą.

- Tak przeżyłam cztery szczęśliwe lata… Niestety rezonans z października bieżącego roku wskazał wznowę choroby, co było szokiem dla mnie i moich bliskich - opowiada Ewa.

- Kiedy mama powiedziała, że ma nawrót, to odjęło mi mowę, wszystkie wspomnienia z tamtego najgorszego okresu wróciły - dodaje Iza.

41-latka już raz pokonała tego groźnego przeciwnika. Wierzy, że zrobi to po raz kolejny, ale tym razem na przeszkodzie stoją pieniądze. Jak się okazuje - ponieważ to wznowa nowotworu, standardowa chemia i radioterapia refundowane przez NFZ nie mogą zostać zastosowane. Jedynym ratunkiem jest kosztowna terapia.

- Według lekarza prowadzącego ostateczny koszt leczenia będzie znany dopiero po zbadaniu wycinka guza. Niestety już teraz wiemy, że z uwagi na wznowę oraz rozległą lożę pooperacyjną (po poprzednim wycięciu glejaka) niemożliwe będzie zastosowanie tańszego rozwiązania. Na ten moment potrzebny jest sześciomiesięczny cykl terapii, którego kwota przewyższa 600 tys. zł - przyznaje Ewa i dodaje: - Wierzę, że z Bożą pomocą guz zostanie usunięty, a z waszą, czytelników, uda się zgromadzić potrzebne środki na leczenie, abym mogła żyć i widzieć, jak dorastają moje dzieciaczki. Z góry wszystkim serdecznie dziękuję.

"Mama jest dla nas najważniejsza. O wszystkim można z nią porozmawiać, zawsze służy radą" - mówią dzieci Ewy
"Mama jest dla nas najważniejsza. O wszystkim można z nią porozmawiać, zawsze służy radą" - mówią dzieci Ewy (Materiały własne)

- Lubię patrzeć, gdy codziennie wieczorem mama odbywa z młodszym rodzeństwem rytuał całusów i przytulasków. Jest w niej tyle ciepła i dobra, że ta choroba aż do niej nie pasuje. Mama jest dla nas wszystkim i będziemy walczyć o jej zdrowie i życie do końca - podsumowuje córka Ewy, Iza.

Ewa jest zdeterminowana i nie zamierza się poddać. Ale trzeba jej pomóc. Możesz zrobić to pod tym LINKIEM lub wziąć udział w licytacji na rzecz Ewy na facebookowej grupie.

Warto też podać tę zbiórkę dalej - im sprawniej zbierzemy wymaganą przez szpital sumę, tym szybciej uratujemy młodą mamę.

Kornelia Ramusiewicz-Osypowicz, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło: wp.pl

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze