Jadwiga Kłapa-Zarecka została zaatakowana przez pacjentkę. "Miałam poczucie, że ona zaraz wyciągnie nóż i się na mnie rzuci"
Była w ciąży, kiedy do jej gabinetu wtargnęła agresywna pacjentka. - Myślałam, że już stamtąd nie wyjdę. Wtedy zrozumiałam, że te groźby słowne, wspierane przez różne środowiska, również przez niektórych posłów mogą przerodzić się w czyn - mówi Jadwiga Kłapa-Zarecka. Ona przeżyła, ale w wyniku olbrzymiego stresu poroniła ciążę. Wtedy podjęła decyzję - odeszła z zawodu lekarza.
1. Lekarka: Pisali, co mi zrobią, wysłali zdjęcia moich siostrzeńców
Grozili jej na Facebooku i poprzez SMS-y, pisali, że wiedzą, gdzie mieszka, wysyłali nawet zdjęcia jej najbliższych. Tak wyglądała pandemiczna codzienność Jadwigi Kłapy-Zareckiej - znanej i cenionej przez pacjentów lekarki rodzinnej. Przyjmowała pacjentów w podwarszawskiej przychodni.
Okres od początku pandemii wraca do niej jak film. Były tygodnie, w których przyjmowała prawie wyłącznie pacjentów z COVID-19. Były ich setki. W rozmowach i mediach społecznościowych przekonywała wszystkich do noszenia maseczek i szczepień. Przyszło jej za to zapłacić wysoką cenę.
W pewnym momencie zaczęły się zmasowane ataki na lekarkę.
- To było jak fala, to były setki wiadomości, tysiące komentarzy, które nagle się pojawiały. Jestem przekonana, że to jest jakaś zorganizowana grupa, która skrzyknęła się w sieci, stwierdzając: dziś atakujemy tego i tego, i się zaczynało. Przez półtora roku obcy ludzie wysyłali mi groźby na FB, messengerze, w SMS-ach. Pisali, co mi zrobią, że wiedzą gdzie mieszkam, że nie jestem prawdziwym lekarzem, tylko podstawioną aktorką. Wysyłali zdjęcia moich siostrzeńców, moich małych sąsiadów, opisywali, co zrobią tym dzieciom - wspomina lekarka.
- Na początku, nawet kiedy dostawałam groźby śmierci, uznawałam, że piszą to jacyś niezrównoważeni ludzie, ale kiedy zaczęły się fizyczne ataki na punkty szczepień, na lekarzy, na przychodnie, zrozumiałam, że to naprawdę wymknęło się spod kontroli. Do tego zarówno ja, jak i moi koledzy z przychodni zauważyliśmy, że było coraz więcej pacjentów agresywnych, aroganckich. Nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego się wydarzy. Przez całą pandemię staraliśmy się robić wszystko, żeby uratować jak najwięcej osób: pracowaliśmy po godzinach, powyżej swoich sił, a zaczęto nas atakować - podkreśla z żalem.
Specjalistka medycyny rodzinnej przyznaje, że w pewnym momencie zaczęła się bać o siebie i swoich bliskich, do tego była skrajnie zmęczona. Ze stresu zaczęły się problemy z bezsennością. Chciała się dowiedzieć, w jaki sposób środowiska antyszczepionkowe dotarły do jej danych. Zaczęła przeszukiwać grupy facebookowe, w których rozpowszechniano fałszywe informacje na temat pandemii. Wtedy odkryła, że ich członkami są również jej znajomi. To zabolało ją jeszcze mocniej.
- Zobaczyłam, że w tych grupach są osoby, które znam, nawet osoby, które znam bardzo dobrze, jedną nawet uznawałam za przyjaciółkę. Byłam w szoku, jak ktoś, kto mnie zna, może udostępniać tak kłamliwe treści. Jedynym rozwiązaniem było odcięcie się od tych ludzi - przyznaje.
2. "Miałam poczucie, że ona zaraz wyciągnie nóż". W tym czasie była w ciąży
Ataki nie ustawały.
- Któregoś dnia pewna osoba znalazła się pod moim domem i zaczęła walić w szyby, na szczęście podbiegł sąsiad. To jest akurat osoba z zaburzeniami psychicznymi, ale wtedy zdałam sobie sprawę, że to zagrożenie jest realne. W pewnym momencie pomyślałam: jestem po to, żeby ratować ludzi, a boję się wyjść z domu, boję się wyjść z pracy. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, że skoro piszą, że wiedzą, jakim jeżdżę samochodem, gdzie mieszkam, jeżeli odszukali zdjęcia moich malutkich siostrzeńców i pisali, co im zrobią, to do czego są zdolni? To spowodowało, że zaczęłam się bać, zaczęłam mieć problemy ze spaniem. Wiem, że podobne historie przeżywa bardzo wielu lekarzy, ratowników medycznych, pielęgniarek, to dotyczy nas wszystkich. Myślałam, że tak już ma być, aż do momentu, kiedy spotkał mnie atak - mówi dr Kłapa-Zarecka.
Kumulacja nastąpiła wiosną. Właśnie zaczynała zmianę, kiedy do jej gabinetu wtargnęła rozwścieczona pacjentka. Traumatyczne wydarzenia rozegrały się kilka miesięcy temu, ale dopiero teraz ma odwagę o tym głośno opowiedzieć.
- Nigdy wcześniej nie widziałam tej pacjentki. Nie miałam możliwości, żeby wydostać się z gabinetu. Zaczęło się od potwornego krzyku, słownego ataku, zaczęła cytować te wszystkie treści, które się pojawiają w mediach społecznościowych. Miałam poczucie, że ona zaraz wyciągnie nóż i się na mnie rzuci - wspomina lekarka.
- W tym czasie byłam w ciąży i zaczęłam odczuwać bardzo bolesne skurcze. To trwało przez 50 minut, nie miałam możliwości wyjść ani nacisnąć jakiegoś guzika, żeby wezwać pomoc. Byłam kompletnie sparaliżowana. W jakiś sposób w końcu udało mi się uspokoić tę kobietę. Mało tego, ona jeszcze zażądała, żebym ją zbadała. Wiem, że wtedy powinnam wstać, otworzyć drzwi i uciec, ale ja naprawdę bałam się, że ona zrobi mi krzywdę, bałam się o dziecko. Dlatego, żeby ją uspokoić, jeszcze ją zbadałam - opowiada doktor Kłapa-Zarecka. - To było strasznie traumatyczne. Musiałam jeszcze dotykać jej ciała, to było najgorsze badanie w moim życiu. Czułam się jak w jakimś horrorze - dodaje.
3. "Poczułam, że nie mam siły. Nie mam siły dłużej być lekarzem"
Przez dwie kolejne godziny próbowała się uspokoić, a potem dalej przyjmowała pacjentów. Co jeszcze bardziej przerażające, tego samego dnia przyszły do niej jeszcze trzy inne osoby z agresywnym nastawieniem.
Tego dnia straciła nie tylko miłość do wykonywanego zawodu.
- Wiem, że po tym zdarzeniu powinnam wyjść i pojechać do szpitala, ale byłam w szoku. Uważałam, że muszę przyjmować pacjentów. Potem wszystko potoczyło się, jak się potoczyło i straciliśmy z mężem ciążę. Z badań genetycznych wiemy, że to był syn. Chcieliśmy wiedzieć, kogo straciliśmy, czy dziecko było zdrowe. Okazało się, że było zdrowe. Oczywiście wiadomo, że przyczyn poronienia może być mnóstwo, natomiast bezpośrednio w trakcie tego zdarzenia zaczęłam odczuwać skurcze - opowiada lekarka.
- Kiedy leżałam w szpitalu, po raz kolejny czekając na dziecko, którego nigdy nie nakarmię, nie dowiem się, do kogo był podobny, ani jakie miał cechy charakteru, nie chwycę za rękę, nie pójdę z nim na spacer do parku, nie spojrzę w oczy i nie powiem: synku kocham cię, poczułam, że nie mam siły. Nie mam siły dłużej być lekarzem. Według moich pacjentów jestem lekarzem z powołania. Według zupełnie obcych ludzi i niektórych byłych znajomych, którzy nigdy nie byli moimi pacjentami, jestem mordercą, Mengele - mówi.
Od tego czasu nie wróciła do pracy.
- Najpierw myślałam, że po dwóch miesiącach urlopu macierzyńskiego wrócę, ale później zaczęłam odczuwać taki strach przed powrotem do pracy, że nie byłam w stanie. Różnych rzeczy w życiu doświadczałam, miałam przeróżnych pacjentów, ale nigdy nie byłam tak przestraszona, jak wtedy, będąc zamknięta z tamtą pacjentką. Myślałam, że już stamtąd nie wyjdę. Wtedy zrozumiałam, że te groźby słowne, wspierane przez różne środowiska, również przez niektórych posłów - mogą przerodzić się w czyn - przekonuje.
4. "Hejt jest w stanie zabić"
Specjalistka medycyny rodzinnej przyznaje, że w żaden sposób nie czuje się chroniona przez rząd. Wprost przeciwnie, ma poczucie, że środowiska antyszczepionkowe, antypandemiczne w pewnym sensie mają przyzwolenie na swoje działania.
- Nie czuję, żeby ktoś z władz w tym kraju próbował zawalczyć, chociażby z fałszywymi informacjami, z propagowaniem teorii spiskowych, tym bardziej że w Sejmie są posłowie, którzy propagują takie treści. Mam wrażenie, że jest przyzwolenie na podważanie pandemii i atakowanie lekarzy.
Pandemia u wielu ludzi uwidoczniła najgorsze cechy, zaczęły się społeczne podziały, zniknęło zaufanie na linii lekarz - pacjent.
- Jest oczekiwanie, że mamy być jakimiś robotami, pracować nadgodziny i wszystko wiedzieć, wszystko znosić. A my jesteśmy tylko ludźmi. To wszystko musi być oparte na wzajemnym zaufaniu, na zwyczajnym szacunku do drugiego człowieka. Myślę, że problem jest głębszy, a zaniedbania są już na etapie edukacji. W szkołach brakuje przekazywania wiedzy na temat tego, że język może kogoś zniszczyć, a hejt jest w stanie zabić - alarmuje doktor Jadwiga.
W lipcu miała wrócić do pracy, nie miała odwagi. Czy jeszcze kiedyś założy biały fartuch?
- Myślę, że lekarzem jest się do końca życia, szczególnie kiedy się ceniło i kochało ten zawód. Dla mnie pacjenci to było moje życie, siedziałam nad ich przypadkami, przeżywałam ich losy. Myślę, że kiedyś wrócę do zawodu, ale najpierw muszą się uspokoić te emocje, i musi się uspokoić moja dusza po tych zdarzeniach. Na razie z osoby, która kochała pacjentów - zamieniłam się w człowieka, który się ich boi. Muszę dać sobie czas - przyznaje doktor Kłapa-Zarecka.
Na razie wróciła do muzyki, która jest jej drugą wielką pasją obok medycyny.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.