Trwa ładowanie...

Lekarka walczy z rakiem. "Wynik biopsji był okrutnym zaskoczeniem dla wszystkich"

 Karolina Rozmus
Karolina Rozmus 11.11.2023 13:01
Jest lekarką i pacjentką onkologiczną. "Wynik biopsji był okrutnym zaskoczeniem dla wszystkich"
Jest lekarką i pacjentką onkologiczną. "Wynik biopsji był okrutnym zaskoczeniem dla wszystkich" (Materiały własne)

Jest neurologiem i prowadzi gabinet medycyny estetycznej, a dwa lata temu poznała także świat medycyny z perspektywy pacjentki. Wtedy wykryła w piersi guzek, który okazał się wysoce złośliwym guzem nowotworowym. Dziś jest nie tylko lekarzem, który obala mity medycyny estetycznej, ale też edukuje w celu zwiększania świadomości raka piersi.

Karolina Rozmus, Wirtualna Polska: Krótka rolka na Instagramie – pukiel włosów, zbliżenie na wlew chemii, sztuczne rzęsy, które mają uzupełnić niedostatki tych naturalnych. Uchyla pani rąbka trudnej historii walki z nowotworem.

Dr n. med. Anna Brzozowska-Jaśkiewicz, specjalistka neurologii, lekarz medycyny estetycznej i założycielka gabinetu NeuroBeauty w Lublinie: Jestem po jednej i po drugiej stronie, reprezentuję pacjentów i lekarzy jednocześnie, wiele rozumiem. Pomyślałam, że podzielę się swoją historią, bo może to się komuś przyda, kto na przykład jest w trakcie leczenia. Kiedy zachorowałam, sama poszukiwałam takich przykładów, karmiłam się zdjęciami kobiet po zakończonym leczeniu. Mimo ogromnego wsparcia osób najbliższych nikt nie zrozumie tego tak dobrze, jak osoba będąca na tej samej ścieżce.

Otrzymałam wiele wiadomości od kobiet, które są w trakcie leczenia onkologicznego, a także tych, które widząc moją publikację, poszły się zbadać i dzięki temu zdiagnozowano u nich nowotwór na wczesnym etapie. Mało tego, trafiają do mojego gabinetu pacjentki onkologiczne pragnące podreperować swoją kobiecość po tym trudnym leczeniu. To moje "onkosiostry"!

Zobacz film: "Rak prostaty. Historia Stanisława"

Nie zawsze tak było. Potrzebowała pani czasu, żeby stawić czoła świadomości, że jest pani pacjentką onkologiczną.

Pierwszy post wrzuciłam w sierpniu 2022 r., w dniu, w którym po raz pierwszy wyszłam z domu bez peruki. To był impuls! Decyzja o jej zdjęciu dojrzała chwilę wcześniej, w trakcie pobytu na wakacjach w Grecji. W moim mieście, Lublinie, nie ruszałam się z domu bez "moich włosów".

Pracuję w branży beauty, gdzie piękny wizerunek ma ogromne znaczenie, dodatkowo nie chciałam też fundować niezręcznych sytuacji mojemu synowi. Ale tamtego dnia odwiozłam Jasia na obóz i kiedy syn wsiadł do autokaru, ja wsiadłam do samochodu, a "moje włosy" rzuciłam na tylne siedzenie.

Powiedziałam sobie: "idę dalej, ale już taka, jaka jestem". Potem pomyślałam, że opowiem swoją historię w social mediach.

Jak zatem ta historia się zaczęła?

Zawsze byłam osobą uważną, regularnie się badałam, co najmniej raz w roku wykonywałam podstawowe badania, w tym USG piersi. Ostatnie przed diagnozą wykonałam w grudniu 2020 r., a wynik nie budził niepokoju. Natomiast guzka odkryłam podczas samokontroli, w sierpniu 2021 r. Miał pięć milimetrów, był wielkości ziarenka zielonego groszku. Dwa dni później mieliśmy w planie wylot na wakacje.

Chcąc rozgonić niepokój, pobiegłam na USG piersi, które jednoznacznie nie budziło onkologicznego niepokoju. Po dwóch badaniach uzyskałam informację: "na 95 proc. to zmiana łagodna, jedźcie na wakacje".

Nie poddała się pani. Te 5 proc. budziło obawy?

Na wakacje pojechaliśmy, ale niepokój wciąż mi towarzyszył. Po powrocie z Rodos zapisałam się na biopsję piersi i ponownie usłyszałam, że powinnam być spokojna o wynik. Tydzień poźniej odbyła się biopsja, na którą pojechałam zupełnie bezstresowo, w przerwie w pracy.

Wynik biopsji był okrutnym zaskoczeniem dla wszystkich. Okazało się, że to rak przewodowy G3, jeden z bardziej złośliwych, Her2 dodatni, hormonozależny.

Wydawałoby się, że lekarz jest lepiej uposażony w odporność na diagnozę.

Mimo tego, że jestem neurologiem i pracuję z pacjentami chorymi, to w obliczu takiej diagnozy byłam zupełnie bezbronna. Jeden dzień, który wywraca do góry nogami całe życie, to dzień diagnozy, kiedy zdrowie trzeba z ufnością złożyć w ręce innych ludzi, lekarzy i liczyć na to, że uda się "dziada-raka" pokonać. Trzeba nagle stać się zdyscyplinowanym i pełnym pokory pacjentem. To nie jest łatwe. Na drugim biegunie jest rodzina, która choruje razem z nami.

"Powiedziałam sobie: 'idę dalej, ale już taka, jaka jestem'. Potem pomyślałam, że opowiem swoją historię w social mediach"
"Powiedziałam sobie: 'idę dalej, ale już taka, jaka jestem'. Potem pomyślałam, że opowiem swoją historię w social mediach" (Arch. prywatne)

Najpierw był zatem ogromny lęk, on towarzyszy choremu do momentu zakończenia pełnej diagnostyki, kiedy wychodzi na jaw, czy to jest zmiana lokalna, czy proces uogólniony, rozsiany, który zmniejsza szanse pacjenta. Dopóki nie otrzymałam wyników pełnej diagnostyki, żyłam więc w dużym niepokoju. Wraz z rozpoczęciem leczenia, rozpoczyna się walka z "dziadem". Ja chciałam się z nim rozprawić raz na zawsze, czułam żal, że mnie dopadł i chciał tak wiele odebrać.

Jak wygląda leczenie?

Po uzyskaniu wyniku biopsji i rozszerzonej diagnostyki musiałam poczekać na wynik badania immunohistochemii, bo biologia guza jest kluczem do dalszego leczenia. Wynik zweryfikował metodę leczenia. Okazało się, że mój nowotwór, dość złośliwy i szybko rosnący, może niebawem dawać przerzuty, ale też jest chemio-, immuno- i hormonowrażliwy. Od takiego leczenia systemowego musiałam zacząć.

Czerwoną chemię skończyłam pod koniec grudnia 2021 r. i od razu zaczęłam wlewy białej chemii oraz immunoterapię. W kwietniu 2022 poddałam się podwójnej mastektomii z jednoczasową rekonstrukcją. Kwestia kobiecości, estetyki piersi była dla mnie bardzo istotna. Kobiety mają różne oczekiwania co do efektów leczenia, ale te oczekiwania nie powinny podlegać żadnej dyskusji, że pacjentki onkologiczne mają prawo do tego, by ich piersi nie pozostawiono okaleczonymi po onkologicznych zabiegach operacyjnych.

Słowo "chemioterapia" kojarzy się do tego stopnia negatywnie, że są pacjenci, którzy wolą się nie poddawać leczeniu wcale.

Leczenie jest trudne i dość długie, ja jednak obrałam taką taktykę, by za wszelką cenę było normalnie. To na pewno jest osobniczo zmienne, ale dość dobrze znosiłam chemię. Niewiele osób zdawało sobie sprawę, że jestem chora. Uczepiłam się normalności, to leżenie w domu było dla mnie najtrudniejsze, bo wtedy rodziły się trudne myśli. Nie chciałam, żeby leczenie, które odziera z kobiecości, odbierając włosy, niekiedy wpędzając w otyłość, również mnie ją odebrało. Wstawałam rano, robiłam staranny makijaż, przyklejałam rzęsy, zakładałam włosy, zawoziłam syna do szkoły i jechałam w codzienność.

Chwilę przed diagnozą kupiłam lokal, gdzie miał powstać mój wymarzony gabinet. Przed wynikiem biopsji nawiązałam współpracę z architektem, który pomagał mi aranżować wnętrza. Tydzień później otrzymałam diagnozę. Zatrzymałam się tylko na chwilę: pamiętam, jak płakałam i przez łzy mówiłam do męża, by nie przychodziło mu do głowy mnie w tym hamować. Udało mi się w czasie chemioterapii ukończyć prace w gabinecie i po zakończonym leczeniu, w króciutkich włosach zorganizowałam uroczyste otwarcie.

"Trzeba nagle stać się zdyscyplinowanym i pełnym pokory pacjentem. To nie jest łatwe"
"Trzeba nagle stać się zdyscyplinowanym i pełnym pokory pacjentem. To nie jest łatwe" (Arch. prywatne)

Na ten moment jest pani zdrowa?

Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii. Zostały mi jeszcze trzy i pół roku takiego leczenia podtrzymującego, pozostaję pod ciągłą kontrolą onkologiczną. Trudy leczenia są duże, jednak stawiając na jednej stronie szali skutki chemioterapii, a po drugiej życie, to w ogóle nie ma dla mnie znaczenia. Nie narzekam, wszelkie działania niepożądane wpisałam w straty związane z tym, by ŻYĆ PIĘKNIE.

Właśnie wracam z kontroli i wlewu kwasu zoledronowego. Liczę się z tym, że jutro będę miała gorszy dzień, ale dziś jeszcze wracam do gabinetu, bo jak zwykle mam w planie przyjęcie moich pacjentów.

Jaki apel może przekazać lekarka, a zarazem pacjentka onkologiczna?

Pamiętajmy o samobadaniu, przynajmniej raz na dwa miesiące. Trzeba się nauczyć rozpoznawać sygnały, jakie wysyła ciało, trzeba nauczyć się, jak dotykać piersi, by wyłapać zmiany. Pamiętajmy, by raz w roku wykonać rutynowe badanie USG czy mammografię.

Tym, które właśnie z rakiem walczą, mogę powiedzieć, by nigdy się nie poddawały. Moje życie dziś ma zupełnie inny wymiar, ja nic nie straciłam przez nowotwór, a nawet zyskałam. Żyję pełnią życia, jestem silna, celebruję każdą chwilę i mam wrażenie, że dostałam drugie życie. Droga do niego była długa i trudna, ale absolutnie możliwa do pokonania.

Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze