Justyna Mazur-Kudelska: Największy życiowy sukces osiągnęłam, kiedy byłam najgrubsza
Justyna Mazur-Kudelska to autorka hitowych podcastów true crime. Jej "Piąte: Nie zabijaj" znalazł się w globalnym top 100. - Kiedy się pokazałam, nagle ludzie zaczęli gorzej oceniać mój podcast, bo wiedzieli, jak wyglądam - mówi o zmaganiach z otyłością.
1. Fatfobia dotyka nawet lekarzy
Justyna Mazur-Kudelska to autorka podcastów, w tym jednego, który uplasował się na drugim miejscu najchętniej słuchanych w Polsce. "Piąte: Nie zabijaj" znalazł się też wśród dwóch polskich podcastów na globalnym zestawieniu 100 najchętniej słuchanych.
Od momentu, kiedy 37-latka publicznie wyznała, że zmaga się z chorobą otyłościową i przeszła operację bariatryczną, zaczęto ją postrzegać nie tylko jako matkę nurtu true crime w Polsce, ale też oceniano przez pryzmat jej wagi. Dziś jest rzeczniczką chorych na otyłość. Głośno mówi o wciąż żywych stereotypach i walczy z nimi, między innymi poprzez podcast "Pogadajmy o otyłości".
Karolina Rozmus, Wirtualna Polska: Otyłość to zaniedbanie, a bariatria to droga na skróty.
Justyna Mazur-Kudelska: Te stereotypy są wciąż żywe, możemy uważać, że nie oceniamy innych pod kątem wagi, ale to jest wkodowane na niemalże podświadomym poziomie. Osoby grube darzymy mniejszym zaufaniem, uważamy, że są niekompetentne, mniej inteligentne, leniwe i zaniedbane. Największą obelgą, jaką można komuś przekazać, to powiedzieć, że jest spasiony. Ja sama zostałam kiedyś nazwana tucznikiem, czyli świnią, którą hoduje się na mięso.
Jeśli czujesz się dotknięty taką uwagą, to prawdopodobnie usłyszysz, że jesteś przewrażliwiony, że to tylko stwierdzenie faktu i troska o twoje zdrowie. Istnieje taki paradoks, że osoba gruba powinna mniej jeść i więcej się ruszać, a kiedy ta osoba chce kupić sobie strój sportowy w sklepie z markową odzieżą w rozmiarze XXXL, nagle pojawia się medialna burza, że marka XX promuje otyłość. Nikomu nie jest wstyd być fatfobem.
Jeszcze bardziej bulwersująca jest fatfobia i brak świadomości na temat otyłości, która przecież ma swój kod ICD (International Classification of Diseases, czyli Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób) .
Jednej z najbardziej upokarzających sytuacji doświadczyłam w gabinecie ginekologicznym. Znany w moim mieście rodzinnym jako świetny lekarz i położnik ginekolog powiedział, że mój tłuszcz zamienia się w testosteron i za chwilę będę "wyglądała jak chłop". Każda kobieta wie, jak intymnym i dyskomfortowym doświadczeniem jest badanie ginekologiczne, kiedy leży obnażona, a lekarz nad nią góruje. A co dopiero, kiedy słyszy do tego tak obelżywe i wulgarne słowa?
Za drugim razem trafiłam na fatfobiczną lekarkę, gdy podejrzewałam, że mam insulinooporność lub stan przedcukrzycowy. Poprosiłam ją o skierowanie na krzywą cukrową, badanie, które zalecił mi endokrynolog. Odmówiła, stwierdzając, że wymyślam chorobę, że to wymówka leniuchów i grubasów, którzy chcą głaskania po głowie. Powiedziała: "Jak pani tak na siebie popatrzy, to ile pani zostało lat życia? Z 15? Nie ma sensu robić badań". Trudno mi sobie wyobrazić, żeby pacjent z chorobą nowotworową usłyszał takie słowa.
To nie są odosobnione przypadki, w majestacie prawa i autorytetu lekarze powszechnie zachowują się w taki sposób.
Wszystko rozbija się o to, że otyły równa się gruby, a gruby to człowiek, który siedzi i nieustannie je, bo mu się nudzi.
To prawda, ale nawet jeżeli tak jest, to czy każda szczupła osoba jest pełna pasji, świetnie się odżywia, jest wysportowana? Tylko osoby grube ocenia się w ten sposób. To jest odbieranie ludziom kompetencji społecznych przez wygląd. Dlaczego nie mówi się o ortoreksji (obsesja na punkcie zdrowego jedzenia - przyp. red.), która też jest zaburzeniem odżywiania i staje się czymś w rodzaju epidemii XXI wieku?
Rok temu przeszłaś operację bariatryczną. To twój początek czy koniec drogi?
Żaden koniec. Chciałabym obalić mit, że to operacja kosmetyczna, zabieg niemal z zakresu medycyny estetycznej. To bzdura, to nie jest operacja poprawiająca wygląd. Oczywiście, nie będę ukrywać, czułam się uwięziona w tkance tłuszczowej, miałam BMI 43, straciłam mobilność, dobrą kondycję. Sama przekonywałam się do operacji długo, dwukrotnie z niej rezygnowałam, bo nie byłam pewna, czy to coś dobrego dla mnie, czy akt autoagresji – okaleczenie, pozbawienie siebie jakiegoś narządu.
Jak mówisz w podcaście, wypadek w dzieciństwie, który spowodował wylew w oku i wymusił ograniczenie aktywności fizycznej, był "metabolicznym zwrotem akcji". Groźba odklejenia siatkówki doprowadziła cię do wagi 110 kg przy wzroście 160 cm i BMI 43 i rozpoczęła lata diet.
Wyobraź sobie, że ktoś chce się nauczyć jazdy na łyżwach i podejmuje próbę pierwszą, trzecią, kilkunastą. Porażka za porażką i co dalej? Ile wystarczy mu samozaparcia, żeby po raz kolejny podejmować tę próbę? Dlaczego więc od osób chorych na otyłość oczekuje się, że będą nieustannie próbować schudnąć? Chorzy często nie mają świadomości, że to nie jest ich wina, że po raz setny nie mogą wytrwać na diecie.
Mnie nie pomogło kilkadziesiąt prób leczenia zachowawczego. Lekarze twierdzą, że u osób z otyłością drugiego i trzeciego stopnia skuteczność takiego leczenia sięga dwóch, trzech procent, a i te statystyki są prawdopodobnie zawyżone.
Operacja leczy przede wszystkim zaburzenia hormonalne u osób z otyłością olbrzymią. Mamy rozregulowaną gospodarkę greliną i leptyną, odpowiadającymi za uczucie głodu i sytości. Obszar wydzielania greliny znajduje się właśnie w żołądku, w tej części, która zostaje wycięta. A jest to tak silnie biologiczne uczucie, że nie da się z tym wygrać mimo walki, nie da się zignorować szarpiącego trzewia głodu.
Jak się czujesz dzisiaj?
Ja mam bardzo jasny cel: marzę o tym, żeby nie mieć nadwagi, ale kluczowe jest to, że chcę być matką i chcę żyć pełnią życia. Otyłość mi to uniemożliwiała.
Matka polskiego podcastu true crime i otyłość. Co się stało, gdy twój głos nagle zyskał też ciało?
Największy życiowy sukces osiągnęłam w czasie, kiedy byłam najgrubsza, kiedy moja choroba osiągnęła apogeum. To najlepiej pokazuje, jakim stereotypem jest sądzenie, że osoba gruba jest leniwa i pozbawiona pasji. Ale to nie znaczy, że ominął mnie hejt.
Kiedy się pokazałam, nagle ludzie zaczęli gorzej oceniać mój podcast, bo wiedzieli, jak wyglądam. Pojawiły się komentarze, że sapię, że za głośno oddycham, że ktoś nie może mnie słuchać, bo mlaskam. Wszystkie te dźwięki są w jakiś sposób związane z jedzeniem lub kojarzą się z zapoconymi, zasapanymi grubasami. "Czy wy wiedzieliście, jak ona wygląda, że jest taka gruba?" – pisali.
Przestałaś być tylko aksamitnym głosem, stałaś się konkretną osobą, która nie wpisuje się w kanon ani wyobrażenia słuchaczy.
Pisali mi, że jestem leniwa, że razem z mężem jesteśmy zaniedbanymi spaślakami. Były chwile, kiedy mnie to bolało. Ja daję ludziom swoją ciężką pracę za darmo, a oni to biorą, a od siebie dają takie słowa.
Kiedy dwa lata temu opublikowałam na Instagramie post, w którym wyznałam, ile ważę i z jaką chorobą się zmagam, to nagle okazało się, że to jest temat dla mediów. Nigdy nie byłam osobą tak medialną, a tu nagle "znana podcasterka mówi o otyłości", a ludzie mi piszą: "co za odwaga!". Jaka odwaga? To świadomość konieczności mówienia o problemie.
Otyłość to choroba, która niesie za sobą ryzyko ponad 200 powikłań. Ona może mieć początek już w dzieciństwie, coraz prężniej funkcjonuje dziś bariatria dziecięca. To pokazuje, że operacja nie powinna być ostatnią deską ratunku, ona może dać narzędzie, żeby już w dorosłość wejść z czystą kartą.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.