Szef Wojskowego Instytutu Medycznego o nieprzygotowaniu do wojny. "To nasza 'pięta achillesowa'"
Polski system ochrony zdrowia nie jest gotowy na wypadek wojny, a jednym z podstawowych problemów jest brak szkoleń dla personelu medycznego. Pierwsze mają ruszyć w przyszłym roku. - To jest nasza "pięta achillesowa" - alarmuje gen. broni Grzegorz Gierlak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego.
W tym artykule:
Polska "pięta achillesowa"
Brak szkoleń dla personelu medycznego i właściwego wyposażenia szpitali to tylko część problemów w kontekście przygotowania Polski na potencjalny konflikt zbrojny.
- Współczesny konflikt jest czymś, z czym nie spotkaliśmy się od czasów II wojny światowej. Nowe środki rażenia wymagają zupełnie nowego podejścia do zabezpieczenia medycznego - zwracał uwagę gen. broni prof. Grzegorz Gierlak podczas rządowego "szczytu medycznego". Mówił, że w trakcie operacji w Iraku czy Afganistanie liczne były np. obrażenia kończyn, dzisiaj częstsze są obrażenia klatki piersiowej, brzucha - Jeśli system ochrony zdrowia ma ratować zarówno żołnierzy, jak i społeczeństwo, musi być do tego dobrze przygotowany - wskazał.
Tymczasem w Polsce sytuacja jest pod tym względem dramatyczna. - To jest niebywałe, że zajmując taką pozycję na mapie Europy, nie wykształciliśmy systemu szkolenia personelu medycznego z punktu widzenia zabezpieczenia potrzeb w zakresie medycyny pola walki - alarmował Gierlak.
Dodał, że personel medyczny ani na etapie kształcenia przeddyplomowego, a tylko w nielicznych przypadkach na etapie kształcenia podyplomowego ma możliwość zdobycia tej wiedzy.
- Przygotowanie personelu medycznego to nasza "pięta achillesowa". Dlatego chcemy stworzyć system permanentnego szkolenia medycznego - takiego, jakiego w Polsce do tej pory nie mieliśmy - i oprzeć się na bazie istniejących podmiotów leczniczych, ośrodków akademickich, centrów symulacji medycznych posiadających jako zaplecze centra urazowe - zaznaczył prof. Gierlak.
Do czerwca 2 tys. przeszkolonych
- Razem z resortem zdrowia przygotowaliśmy szkolenia personelu medycznego. Do czerwca przyszłego roku przeszkolimy pierwsze 2 tys. osób - zapowiedział dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego (WIM).
W pierwszej kolejności szkolenia będą prowadzone w pięciu ośrodkach: Krakowie, Lublinie, Warszawie, Gdańsku, Białymstoku. Tylko w 2026 roku ma to kosztować 32 mln zł. Przeszkolenie całego personelu ma zająć trzy lata.
Szkolenia mają zapewnić podstawową wiedzę z zakresu medycyny pola walki, ale też bardziej zaawansowanych procedur typowych dla medycyny wojskowej (w tym interwencje chirurgiczne czy zdarzenia masowe). Chodzi też o współdziałanie służb medycznych, policji, straży pożarnych w przeciwdziałaniu skutków zdarzeń masowych.
Szkolenia na podstawowym poziomie musi przejść 100 proc. personelu medycznego, na poziomie rozszerzonym - 10-15 proc. kadry szpitali przygranicznych, w pobliżu obiektów strategicznych i wojewódzkich ośrodków referencyjnych. Z kolei najbardziej złożone interwencje (np. rekonstrukcje naczyniowe) są przewidziane dla 2-3 proc. medyków.
Nieprzygotowane szpitale i problemy z lekami
Prof. Gierlak zaznaczył, że to jest kluczowe. Państwo broni się wszelkimi możliwymi sposobami, również w zakresie systemu ochrony zdrowia, a doświadczenia ukraińskie jasno to pokazują. - Czas pokoju to jedyna okazja, kiedy jesteśmy w stanie przygotować się efektywnie do tego, by odpowiedzieć na każdy rodzaj kryzysu - zaznaczył szef WIM.
Tymczasem brakuje też innego kluczowego elementu: skutecznego modelu współdziałania między cywilną a wojskową służbą zdrowia. Potrzeba też efektywnego systemu ewakuacji medycznej.
Poważnym problemem jest brak odpowiedniego przygotowania szpitali. - Nasze podmioty lecznicze nie są dostatecznie wyposażone w sprzęt i materiały medyczne do przeciwdziałania skutkom konfliktu zbrojnego. Są to specyficzne leki, opatrunki, niezbędne do tamowania masywnych krwotoków - zaznacza Gierlak.
Na to nakłada się kwestia uzależnienia od importu leków, głównie z Indii i Chin. Do Polski sprowadzane są z Azji przede wszystkim substancje czynne (API, ang. Active Pharmaceutical Ingridients), które są konieczne do produkcji leków. Jak zaznaczył szef WIM, w Polsce sięga to nawet 80 proc., a potencjalny konflikt może się przecież przeciągać. Dlatego należy szukać odpornych łańcuchów dostaw i zwiększać krajową produkcję.
Co muszą mieć szpitale na wypadek wojny?
Szef WIM wyjaśnił, że zabezpieczenie medyczne musi być oparte na wyspecjalizowanych centrach medycznych (hubach) oraz jednostkach satelitarnych, czyli pierwszym wsparciu medycznym dla potencjalnych rannych.
WIM przygotował hipotetyczną mapę organizacji zabezpieczenia medycznego w obszarze Bramy Brzeskiej (kluczowy obszar, jeśli doszłoby do konfliktu). Placówki medyczne należałoby ulokować w odległości 40-60 kilometrów od granicy (tzw. strefa śmierci to co najmniej 20 kilometrów od granicy).
Dwa kluczowe ośrodki działałyby w Białymstoku (Uniwersytecki Szpital Kliniczny) i Siedlcach (Mazowiecki Szpital Wojewódzki). Do pomocy zaangażowane byłyby szpitale powiatowe, czyli placówki w Łosicach, Sokołowie Podlaskim, Drohiczynie, Łukowie, Międzyrzecu Podlaskim, Radzyniu Podlaskim.
Eksperci przeanalizowali też, jakie zasoby medyczne byłyby potrzebne do zabezpieczenia zaledwie jednej dywizji, czyli 17 tys. ludzi. Kluczowe ośrodki musiałyby mieć dodatkową infrastrukturę. W przypadku Białegostoku: 15-20 łóżek intensywnej terapii, 8 sal operacyjnych oraz gotowość na przyjęcie 50 rannych w ciągu doby. W przypadku Siedlec: 4-5 sal operacyjnych, 8-10 łóżek intensywnej terapii, 30-40 rannych w ciągu doby.
Średnie dobowe zapotrzebowanie to m.in.: 30 łóżek IT, 10-15 sal operacyjnych czynnych jednocześnie, ok. 30 zespołów chirurgicznych na dobę (rotacyjnie) i 300 jednostek krwi.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródła:
- Wojskowy Instytut Medyczny
- WP abcZdrowie
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.