Trwa ładowanie...

Koronawirus w Polsce. "Wszyscy narzekają na chaos w sanepidzie, ale mało kto wie, że czasami pracujemy nawet 24h na dobę"

Avatar placeholder
26.08.2020 17:08
Testy na koronawirusa. Laboratorium
Testy na koronawirusa. Laboratorium (East News)

- Dla nas epidemia jest jak wojna - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie mgr Justyna Mazurek, szefowa Oddziału Epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu i wyjaśnia, na czym polegają zadania pracowników sanepidu podczas pandemii koronawirusa.

1. Jak wygląda śledztwo epidemiologiczne w Polsce?

Od początku epidemii koronawirusa w Polsce pod adresem sanepidu padały oskarżenia o chaos panujący w tej instytucji. Nie sposób było się do nich dodzwonić, po wymaz nikt nie przyjeżdżał... Pojawiały się również informacje o tym, że zakażona osoba nie została objęta kwarantanną, albo musiała poddać się domowej izolacji, ale już jej rodzina mogła normalnie funkcjonować... Skargom nie było końca.

Co robi sanepid podczas epidemii koronawirusa?
Co robi sanepid podczas epidemii koronawirusa? (East News)

- Od marca, kiedy koronawirus pojawił się w Polsce, nasze życie stanęło na głowie. Działamy jak w czasie wojny. Wszyscy inspektorzy, którzy kiedyś zajmowali się różnymi zagadnieniami, zostali rzuceni do walki z COVID-19. Jeśli gdzieś wybucha ognisko epidemii, muszą w trybie pilnym objąć nadzorem nawet kilkaset osób. Przy tym przeciętna stacja sanitarno-epidemiologiczna zatrudnia około 30 osób łącznie z księgową, kadrową oraz kierowcą. Brakuje nam rąk do pracy i czasu - opowiada mgr Justyna Mazurek.

Zobacz film: "Czy szczepienia na grypę osłabiają odporność?"

Do stacji sanitarno-epidemiologicznych codziennie spływają dane o wykonanych testach na koronawirusa ze wszystkich laboratoriów i szpitali. Każdy przypadek zakażenia wymaga wszczęcia postępowania epidemiologicznego.

- W praktyce oznacza to, że musimy skontaktować się z zakażonym, skierować go na konsultację lekarską, po której jest albo hospitalizowany, albo izolowany w domu bądź izolatorium. Następnie ustalamy z kim dana osoba miała kontakt w ciągu ostatnich 14 dni. Musimy się skontaktować ze wszystkimi tymi osobami, skierować je na kwarantannę, a po upływie 7 dni od kontaktu, zlecić pobranie wymazu. Jeśli u którejś z osób wynik okaże się dodatni, procedura się powtarza — tłumaczy Justyna Mazurek.

mgr Justyna Mazurek, szefowa Oddziału Epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu
mgr Justyna Mazurek, szefowa Oddziału Epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu (Archiwum prywatne)

2. Ogniska epidemii w zakładach pracy

Czasami "lista kontaktów" to tylko kilkanaście lub kilkadziesiąt osób, ale zdarzają się też sytuacje, kiedy kontrolą trzeba objąć setki osób.

- Tak dzieje się w przypadku wystąpienia ognisk w dużych zakładach produkcyjnych. Wystarczy, że do pracy przyjdzie jedna osoba zakażona koronawirusem, która będzie miała objawy - kaszel lub kichanie. Jeśli w dodatku w miejscu pracy działa klimatyzacja, transmisja wirusa jest bardzo szybka. Mieliśmy przypadki, kiedy w jednym zakładzie dochodziło do zakażenia 400 osób, ale nadzorem trzeba było objąć 700. Rekordem było, kiedy przy jednym ognisku na kwarantannę trzeba było wysłać ponad tysiąc osób — opowiada Justyna Mazurek.

Jak podkreśla, to ciężka praca, bo inspektorzy nie zawsze mają dostęp do numerów komórkowych "poszukiwanych" osób. Czasami z laboratoriów przychodzi tylko imię, nazwisko i numer pesel.

- Wtedy musimy przeprowadzić prawdziwe śledztwo, żeby ustalić gdzie dana osoba zamieszkuje. Czasami udaje się znaleźć tylko adres i wtedy musimy wysyłać zawiadomienie o objęciu kwarantanną zwykłą pocztą - opowiada Mazurek.

Zobacz także: Test na przeciwciała koronawirusa. Wykonałam 2 różne testy sprawdzające obecność przeciwciał IgM i IgG dla SARS-CoV-2

3. "Polowanie" na weselników

Od kiedy Ministerstwo Zdrowia zniosło część restrykcji związanych z epidemią i zezwoliło na organizację rodzinnych uroczystości, sanepidowi zdecydowanie przybyło pracy.

- Wszystkie rodzinne uroczystości typu chrzciny, wesela, pogrzeby, 18-stki są obarczone dużym ryzykiem epidemiologicznym. Jeśli na takiej imprezie pojawi się jedna osoba zakażona, reszta gości również musi zostać objęta kwarantanną - tłumaczy Mazurek.

Nie wszystkim się to podoba. - Ludzie nie dowierzają, kiedy z nimi się kontaktujemy. Niby jest pandemia koronawirusa na świecie, ale każdy dziwi się, że dotknęło go to osobiście. Wiele osób przyjmuje ze zrozumieniem, że dla bezpieczeństwa własnego i otaczających, konieczna jest izolacja, ale są też tacy, którzy reagują złością lub wyparciem. Od jednej z takich osób usłyszałam, że może zgodzić się na kwarantannę, ale dopiero za trzy dni, ponieważ teraz ma ważny projekt w pracy - opowiada Mazurek.

O ile w przypadku ognisk epidemii w zakładach pracy, inspektorzy mogą łatwo uzyskać listę nazwisk, to z rodzinnymi uroczystościami bywa różnie. Nagminne jest to, że weselnicy próbują ukryć swoją obecność na imprezie.

- Mieliśmy przypadek, kiedy para młoda dostała kategoryczny zakaz udostępniania nazwisk jednej z rodzin. Tłumaczyli, że muszą pracować, żeby się utrzymać i absolutnie nie ma mowy o żadnej kwarantannie - opowiada Mazurek. - W takich przypadkach staramy się dotrzeć do rozsądku, tłumacząc, że młodzi często przechodzą zakażenie koronawirusem bezobjawowo, ale codziennie mają kontakt z różnymi osobami - rodzicami, dziadkami, które mogą być obciążone chorobami współistniejącymi. Dla takich osób to śmiertelnie niebezpieczne — opowiada Mazurek.

Przekaz ten nie zawsze dociera do wszystkich. - Raz zadzwonił do nas mężczyzna i w agresywnej formie powiedział, żebyśmy przestali wysyłać mu "ten urzędniczy bełkot", bo i tak nie zamierza poddawać się kwarantannie - wspomina Mazurek. Wtedy pada ostateczny argument - grzywna w wysokości nawet do 30 tys. zł. To z reguły ucisza emocje.

Teraz inspektorzy sanepidu czekają na jesień.

- Już mamy zwiększoną liczbę przypadków zakażeń. Ciężko jest nam wyobrazić sobie, co się będzie działo, kiedy każde przeziębienie czy grypa będzie traktowane jako zagrożenie COVID-19. Mamy nadzieję, że lekarze POZ będą w stanie przeprowadzać wstępne diagnozy - podsumowuje Mazurek.

Zobacz także: Koronawirus: WHO ogłasza, że może nie być drugiej fali, tylko jedna wielka. COVID-19 nie jest chorobą sezonową jak grypa

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze