Kupiłam fałszywy test na koronawirusa. Wystarczy mieć 150 zł. "To prosta droga do aresztu"

W internecie kwitnie handel fałszywymi wynikami testów na koronawirusa. Wystarczy zapłacić, odczekać dobę, a dostaniemy dokument do złudzenia przypominający autentyczny. Droga na skróty jednak może doprowadzić do poważnych kłopotów, łącznie z trafieniem do aresztu.

Kupiłam fałszywy test na koronawirusa. Wystarczy mieć 150 zł. "To prosta droga do aresztu"Kupiłam fałszywy test na koronawirusa. Wystarczy mieć 150 zł. "To prosta droga do aresztu"

Sprzedam test na koronawirusa

Od kilku tygodni biura podróży notują wzrost zainteresowań zagranicznymi wycieczkami. Polacy zmęczeni pandemią i długą zimą, chcą wyjechać na weekend majowy, a ponieważ hotele w kraju wciąż są zamknięte, decydują się na wyjazd za granicę. Tu pojawia się problem. Obecnie niemal każdy kraj na świecie wymaga od osób przekraczających granicę ujemnego testu w kierunku SARS-CoV-2.

Najczęściej wymaz musi zostać pobrany nie później niż 72 godziny przed wyjazdem, a w niektórych przypadkach nawet 48 godzin. Laboratoria szykują się więc na wielkie oblężenie. Wiele już wydłużyło czas oczekiwania na wynik z 24 na 36 godziny. Zgranie więc godziny wylotu oraz otrzymania testu staje się coraz trudniejsze.

W tej sytuacji ręce zacierają fałszerzy, którzy handlują w sieci podrabianymi wynikami testów na koronawirusa. Od ogłoszeń w stylu "Negatywny wynik testu na COVID-19 w 24h. Bez wychodzenia z domu" roi się na stronach lokalnych portali. Wystarczy napisać maila na adres podany w ogłoszeniu.

Koronawirus w Polsce. Prof. Krzysztof Simon komentuje

Nie jest trudno znaleźć ogłoszenie z fałszywymi testami w kierunku koronawirusa
Nie jest trudno znaleźć ogłoszenie z fałszywymi testami w kierunku koronawirusa
Fałszywy test na koronawirusa kosztuje 150 złotych
Fałszywy test na koronawirusa kosztuje 150 złotych

Odpowiedź przychodzi po ok. 3 godzinach. "Oferujemy Państwu negatywny lub pozytywny wynik testu na COVID-19. Koszt wykonania testu PCR to 150zł/osoba" - czytam w mailu. Wymagane jest podanie wszystkich danych osobowych, łącznie z numerem PESEL oraz dowodu osobistego. Mogę wpisać dowolną datę, godzinę oraz miejsce wykonania testu. Do wyboru jest też język, w którym zostanie wystawiony dokument - polski lub angielski.

Podaję wymyślone dane nieistniejącej Patrycji Heller i już następnego dnia mam na mailu test z zamazanymi pieczątkami i niektórymi danymi.

"Jeśli wszystko się zgadza, dokonują Państwo zapłaty (150 zł), a my niezwłocznie po otrzymaniu zapłaty wysyłamy certyfikat lub fizyczny dokument pod wskazany adres pocztowy" - oferują fałszerzy. Mogę nawet wybrać opcję dostawy - kurierem lub odbiór w paczkomacie.

Kupiłam fałszywy test na koronawirusa za 150 zł

Płatność możliwa jest jedynie w bitcoinach. Wykonanie takiego przelewu też nie jest problemem. W sieci jest wiele kantorów, z których część nawet nie wymaga rejestracji lub weryfikacji dowodu osobistego. Odbiorca też nie musi podawać swoich danych - wystarczy mieć adres internetowego portfela.

Przesyłam fałszerzom ID transakcji, potwierdzające, że wykonałam przelew na 150 zł, a w odpowiedzi błyskawicznie otrzymuję test. Według dokumentu Patrycja Heller uzyskała negatywny wynik testu w kierunku SARS-CoV-2 podczas badania w laboratorium Diagnostyka, największej w Polsce sieci laboratoriów medycznych.

W sieci kwitnie handel fałszywymi testami na koronawirusa (archiwum prywatne)
W sieci kwitnie handel fałszywymi testami na koronawirusa (archiwum prywatne)

Wykonanie badania poświadczają swoimi podpisami i pieczątkami dwie diagnostki oraz lekarz. Sprawdzamy. Wszyscy trzej istnieją, numery prawa wykonywania zawodu się zgadzają.

Wysyłam kupiony test do dr Matyldy Kłudkowskiej, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych. Ekspertka nie kryje zdziwienia. Na pierwszy rzut oka test wygląda jak prawdziwy.

- Jeśli na dokumencie jest autentyczna pieczątka i podpisy, to test jest nie do zweryfikowania. Tym bardziej nie sądzę, aby podczas odprawy na lotniskach służby graniczne robiły dokładną anlizę każdego testu - opowiada ekspertka.

"Moja pieczątka jest wykorzystywana do fałszowania"

Test jednak nie jest autentyczny. Taki numer zlecenia nie istnieje w bazie Diagnostyki (można to sprawdzić na stonie laboratorium). Okazuje się też, że nie jest to pierwszy raz, kiedy korporacja otrzymuje informację o fałszerstwie.

- Mieliśmy sporo takich zgłoszeń, które sami przekazaliśmy na policję. Z tego, co wiemy, toczą się postępowania w tych sprawach - mówi dr n. med. Tomasz Anyszek, pełnomocnik zarządu ds. medycyny laboratoryjnej w Diagnostyka sp. z o.o.

Ekspert wskazuje również na to, że na fałszywym teście widnieją stare pieczątki, kiedy obecnie firma używa przy wystawianiu zaświadczeń podpisu kwalifikowanego z odpowiednim znacznikiem czasu. - My na pierwszy rzut oka możemy poznać, czy mamy do czynienia z autentycznym dokumentem, czy też z jego podróbką - podkreśla dr Anyszek.

Okazuje się również, że lekarz i diagności poświadczający wynik testu, nie są współpracownikami Diagnostyki. Udało nam się dotrzeć do lekarza, którego pieczątka widnieje na fałszywym zaświadczeniu. Nie był zaskoczony.

- Już pod koniec ubiegłego roku dowiedziałem się, że moja pieczątka jest wykorzystywana do fałszowania testów. Od razu zgłosiłem sprawę na policję. Jest to bardzo niekomfortowa dla mnie sytuacja, ale nie mam na to wpływu - mówi lekarz, prosząc o zastrzeżenie imienia i nazwiska.

"Mieliśmy sporo takich zgłoszeń, które sami przekazaliśmy na policję
"Mieliśmy sporo takich zgłoszeń, które sami przekazaliśmy na policję

"Do fałszowania testów dochodzi wszędzie na świecie"

Jak podkreśla dr Kłudkowska, obecnie ani w Polsce, ani w UE nie ma jedynego elektronicznego systemu, w którym można byłoby sprawdzić numer testu i tym samym potwierdzić jego autentyczność. Więc żeby sfałszować wynik, wystarczy mieć program do obróbki zdjęć.

- Powstała luka, którą fałszerzy natychmiast wykorzystali, aby zarobić na tym pieniądze. I nie jest to tylko specyfika Polski. Do fałszowania testów dochodzi wszędzie na świecie. Wystarczy, że fałszerz wykonał własne badanie, a potem za pomocą programów po prostu przykleja nowe dane kupujących. Diagności i lekarze, których pieczątki widnieją na zaświadczeniach, mogą nie zdawać sobie sprawy, że zostali wciągnięci do procederu fałszerstwa - komentuje dr Kłudkowska.

Zwróciliśmy się do Straży Granicznej, aby dowiedzieć się, w jaki sposób są weryfikowane testy na SARS-CoV-2 przy przekroczeniu zewnętrznych granic Polski. Jak wiadomo, wcześniej niejednokrotnie dochodziło do przypadków fałszerstw.

- Funkcjonariusze Straży Granicznej weryfikują wiarygodność wyników testów i zaświadczeń o szczepieniu, bazując na możliwościach technicznych posiadanego sprzętu, dostępie do baz danych oraz na własnym doświadczeniu i wyszkoleniu w zakresie ujawniania fałszywych dokumentów. W razie potrzeby funkcjonariusze Straży Granicznej kontaktują się również z jednostkami, które prowadzą szczepienia czy przeprowadzają testy. Zdarza się, że również z tymi poza granicami kraju. Proszę pamiętać, że wypowiadam się za polską Straż Graniczną. Nie wiem, jak służby zagraniczne weryfikują negatywne wyniki testów - odpowiada ppor. Anna Michalska, rzeczniczka prasowa Straży Granicznej.

Nie udało nam się wyjaśnić, o jakie konkretnie bazy danych chodzi i jaki sprzęt jest wykorzystywany do weryfikacji testów. Rzeczniczka jednak podkreśliła, że problem już nie istnieje, ponieważ od 30 marca wszystkie osoby przybywające spoza UE - nawet pomimo posiadania ujemnego testu - muszą poddawać się kwarantannie.

Kwarantanna lub areszt

Dr Matylda Kłudkowska przestrzega przed korzystaniem z usług fałszerzy. Jej zdaniem droga na skróty może przynieść więcej problemów, niż korzyści.

- Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi. Wyobraźmy sobie sytuację, że tuż po przylocie do obcego państwa wystąpią u nas objawy zakażenia koronawirusem. To nie umknie uwadze kontroli służb sanitarnych - mówi dr Kłudkowska.

Przykładowo na lotniskach w Hiszpanii wciąż jest obowiązkowy pomiar temperatury ciała wszystkich podróżnych. Jeśli będzie podwyższona, to zamiast wakacji zostaniemy skierowani na obowiązkową kwarantannę. W jeszcze gorszym przypadku, jeśli fałszerstwo zostanie odkryte, mogą nam grozić problem z prawem.

- Konsekwencje - z tego co wiem - mogą być dosyć poważne. Możliwe są dwa zarzuty: fałszerstwa dokumentacji medycznej i stwarzania zagrożenia epidemicznego. Znane mi są przypadki, w których po wykryciu takiego fałszerstwa osoby podejrzane automatycznie trafiły do aresztu na 48 godzin. Szybko postawiono im zarzuty - mówi dr Tomasz Anyszek.

"Wirusa nie oszukasz"

- Ludzie wreszcie muszą zrozumieć, po co są te wszystkie restrykcje. Oczywiście, możesz pojechać na wakacje i świetnie się bawić, ale wirusa nie oszukasz. Wrócimy do domu po urlopach i znowu będziemy walczyć z czwartą, piątą, szóstą falą epidemii i mierzyć się z ogromną liczbą zgonów. Wszystkie działania służb sanitarnych są skierowane na to, żeby powstrzymać transmisję wirusa w Europie - podkreśla dr Matylda Kłudkowska.

Zdaniem ekspertki, fundamentalny problem polega na tym, że w Polsce testy na koronawirusa są refundowane tylko w przypadku podejrzenia zakażenia. W pozostałych przypadkach za badanie trzeba zapłacić z własnej kieszeni.

- Zapewne gdyby badania były bezpłatne, jak dzieje się to w niektórych europejskich krajach, takich oszustw byłoby znacznie mniej. Testy na SARS-CoV-2, zwłaszcza te wykonywane metodą PCR, są bardzo drogie. Obecnie koszt takiego badania to ponad 300 zł. Wyobraźmy więc, że wyjeżdża 4-osobowa rodzina, która musi zapłacić 1200-1300 zł tylko za same badania. Oprócz tego nie ma gwarancji, że otrzyma wyniki w odpowiednim czasie. I to nie jest problem tylko tej majówki. Zaraz zaczną się wakacje i ludzie będą chcieli wyjechać. Duża w tym jest rola państwa, aby ułatwić Polakom uzyskanie testu, jeśli jest on wymagany przy podróżowaniu do innych krajów - komentuje dr Kłudkowska.

Poprosiliśmy Ministerstwo Zdrowia o informacje, jakie kroki podejmowane są w celu ukrócenia handlu nielegalnymi wynikami testów. W chwili publikacji materiału wciąż nie dostaliśmy odpowiedzi.

Zobacz także: Koronawirus. Jaki test wykonać przed wyjazdem na majówkę? Tłumaczymy krok po kroku

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Źródło artykułu: WP abcZdrowie
Wybrane dla Ciebie
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Spotkanie na szczycie. Prezydent ma zdecydować o przekazaniu 3,6 mld zł na NFZ
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Wspiera jelita, serce i daje uczucie sytości. Po ten napój warto sięgać codziennie
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Farmaceutka ostrzega przed brakiem leku. "Mogą nie mieć ciągłego dostępu do terapii"
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Do niedawna mieliśmy "zero" zachorowań. Obecnie chorują dziesiątki tysięcy osób
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Innowacyjne terapie raka trzustki. "To może być największy od 30 lat krok w leczeniu"
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Wirus z dzieciństwa, rak w dorosłości? BK na celowniku naukowców
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Powikłania po wypełniaczach. Jak ultrasonografia może im zapobiec?
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Leki, które mogą niszczyć kości. Ciche ryzyko, o którym warto wiedzieć
Pomagają sercu i poprawiają trawienie. Sięgaj po nie codziennie
Pomagają sercu i poprawiają trawienie. Sięgaj po nie codziennie
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Kardiolożka ostrzega. To "subtelne objawy zawału", od razu wzywaj pomoc
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Wczesne wykrycie raka z krwi. Na czym polega test Galleri?
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie
Świadczenie wspierające w 2026 roku. Nawet 4134 zł miesięcznie