Maleńka Tereska - ta od życia
W pierwszych tygodniach ciąży przyszła mama martwi się, czy serduszko maleństwa bije. Gdy bije, czeka na pierwsze badania – czy nie ma wad genetycznych, czy będzie zdrowe. Potem strachy nie znikają – kolejne USG, kolejna ulga, że na monitorze jest wszystko dobrze, a komputer coraz dokładniej oblicza datę narodzin.
Rączki, nóżki, główka – wszystko na swoim miejscu. Pierwsze fikołki, chowanie się przed zrobieniem zdjęcia przez lekarza – strach na chwilę znika. Są chwile, kiedy mama chciałaby przytulić to rozpychające się w brzuchu maleństwo, poczuć jego zapach. A jednocześnie pragnie, żeby za wcześnie maluch nie pojawił się na świecie, bo może sobie na tym świecie po prostu nie poradzić.
Tereska otrzymała imię po świętej – może niezbyt popularne, ale rodzice chcieli, żeby patronka nad nią czuwała w najtrudniejszych chwilach. Czuwała, a z nią panie oddziałowe, z których większość to były panie Tereski :)
A trudnych chwil było do tej pory bardzo wiele. 27. tydzień to za wcześnie, żeby malutka mogła poradzić sobie na tym świecie bez problemów. Każdy oddech to była walka, każdy kolejny dzień nie był pewny, że w ogóle dla Tereski nadejdzie.
Zaczęło się w Wigilię – od grypy żołądkowej przyszłej mamy. W szpitalu okazało się, że pęcherz płodowy nie jest na swoim miejscu. Lekarze podejrzewali, że skończy się wcześniejszym porodem, ale robili wszystko, żeby Tereska jak najdłużej została w brzuchu mamy.
Pęcherz w każdej chwili mógł pęknąć. Zastrzyk na rozwój płuc – na wszelki wypadek, gdyby się nie udało. Leki na zatrzymanie porodu, czopki, zastrzyki – pomagały przez 3 tygodnie, do 17 stycznia 2015 roku.
– Pamiętam, że było nas 5 kobiet w jednoosobowej sali – wspomina p. Marzena. – Tłoczno, ale wesoło. Pozostałe mamy rodziły po kolei, ja jedna nie chciałam jeszcze rodzić, bo moja malutka nie ważyła nawet kilograma. Nagle poczułam chluśnięcie. Poszły wody – pomyślałam. Po chwili już wiedziałam, że to nie wody, tylko krew.
Byłam przerażona, nie wiem, czym bardziej – tym, że krwawię, czy tym, że za chwilę Tereska będzie już na świecie. Widziałam przez chwilę jej piękne duże oczy, czarne włoski. Zapakowali ją w worek, wystawała tylko główka. Przez chwilę się nie bałam – była malutka, ale wyglądała jak zdrowe dziecko, sama oddychała.
Nie zdążyłam nawet pomyśleć, że może nie będzie tak źle, gdy zaczęły się problemy z oddychaniem, zapakowali Tereskę do inkubatora. W tej chwili sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do księdza.
Przez długi czas staliśmy przy inkubatorze. Nie mogliśmy głaskać córeczki, ponieważ jej skóra była tak cienka, że nasze głaskanie mogłoby ją boleć. Bałam się wziąć ją na ręce. Czuła moją obecność, słyszała mój głos, a jednocześnie była tak daleko. Potrzebowałam ją przytulić i ona tego potrzebowała, jednak musiałyśmy przeczekać najgorszy czas.
Pani doktor w delikatny sposób próbowała przygotować nas na najgorsze. Poza problemami z oddychaniem i ze skórą zaraz pojawiła się infekcja – 60 tysięcy leukocytów, a po antybiotyku ani drgnęło. Podejrzewano martwicze zapalenie jelit, na które nie ma leczenia.
Kolejne antybiotyki podawano na chybił-trafił i wtedy stał się cud – zresztą wszyscy mówią, że Tereska jest najbardziej obmodlonym dzieciątkiem i ten cud musiał się zdarzyć – któryś z kolei antybiotyk zadziałał.
Nie tylko strach był z nami cały czas, mieliśmy też chwile ogromnych wzruszeń. Pamiętam, gdy pozwolono nam kangurować Tereskę. Mąż kupił największy i najgrubszy koc, jaki był w sklepie, żeby malutkiej było ciepło. Gdy położyli Tereskę, zamarliśmy na godzinę. Baliśmy się poruszyć, żeby żaden kabelek się nie odczepił. Ale i tak to była najpiękniejsza wspólna godzina w szpitalu.
Gdy wychodziliśmy do domu po 2,5 miesiącach w szpitalu, nie spodziewaliśmy się, że wrócimy do niego tak szybko. Cała nasza gromadka czekała w domu na najmłodszą siostrzyczkę. Mieszkamy w 2-pokojowym mieszkaniu, dzieci chodzą do szkoły i przedszkola. Tereska nie miała odporności i po 7 dniach wróciliśmy do szpitala z zapaleniem płuc i oskrzeli.
Lekarze powiedzieli, że niestety, Tereska nie ma nabytej odporności immunologicznej przeciwko wirusom RSV A i B. U zdrowych ludzi te wirusy mogą nie spowodować żadnych objawów, a u Tereski sprawa wygląda o wiele gorzej - mogą doprowadzić nie tylko do powracającego zapalenia płuc, ale też do wylewów, pobytu na OIOM-ie i walki o życie.
Tereska, jak większość wcześniaków, otrzymała lek SYNAGIS zaraz po narodzinach. Mimo że otrzymała tylko 3 z 5 dawek, wykluczyło ją to z możliwości ponownego leczenia lekiem. Rodzice dziewczynki pytali o możliwość leczenia innymi lekarstwami, jednak usłyszeli, że przy odporności Tereski potrzebne jest wojsko do walki z wirusami, a takim wojskiem jest właśnie SYNAGIS.
5 dawek w okresie jesienno-zimowym ochroni Tereskę przed kolejnymi atakami wirusów. Teraz rodzice starają się nie wychodzić nigdzie z Tereską, nie przyjmować gości, żeby nie narażać ją na niebezpieczeństwo. 5 dawek leku pomoże zabezpieczyć malutką do wiosny, jednak rodzice sami muszą zebrać te pieniądze.
Przy 7-osobowej rodzinie, w której pracuje tylko tata, jest to zadanie niewykonalne. Jest jednak wykonalne dla ludzi, którzy zechcą podzielić się z Tereską chociaż drobną kwotą i w ten sposób pomóc zebrać pieniądze na lek, który jak wojsko poradzi sobie z wirusami, które atakują Tereskę.
Zachęcamy do wsparcia akcji zbierania pieniędzy na leczenie Tereski. Jest ona prowadzona za pośrednictwem strony Siepomaga.pl.
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.