Człowiek - duch. 12 lat spędził uwięziony we własnym ciele. Jego matka chciała, by umarł
Martin Pistorius przez 12 lat był uwięziony we własnym ciele. Nie mógł się ruszać i komunikować, choć słyszał i rozumiał to, co do niego mówiono. Nawet rodzina uważała go za "warzywo". Sam, po latach, nazwał się "chłopcem-duchem". Tylko zbieg okoliczności sprawił, że dzisiaj Martin to spełniony mężczyzna: mąż, ojciec i właściciel firmy.
1. Dzieciństwo i choroba
Martin urodził się w 1975 r. w Republice Południowej Afryki. W wieku 12 lat zapadł na nietypową chorobę - stopniowo tracił umiejętność samodzielnego poruszania się, następnie komunikowania. Przez wiele miesięcy przebywał w szpitalu, skąd desperacko chciał wyjść. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział do matki brzmiały: "kiedy dom?"
Niedługo później lekarze orzekli, że chłopak jest w stanie wegetatywnym i dalszą opiekę rodzina powinna sprawować w domu. Jednocześnie nie potrafili jednoznacznie określić przyczyny pogorszenia się stanu zdrowia nastolatka. Podejrzewali, że to kryptokokowe zapalenie opon mózgowych i gruźlica mózgu. Tej diagnozy jednak nie potwierdzono nigdy.
W stanie wegetatywnym chłopak przebywał 4 lata. W tym czasie trafiał do różnych ośrodków pomocy dla osób niepełnosprawnych, gdzie było wielokrotnie wykorzystywany seksualnie i bity.
- Stałem się idealną ofiarą. Przedmiotem, na którym ludzie realizowali swoje najgorsze pragnienia. Przez 10 lat ci, którzy mieli się mną opiekować, wykorzystywali mnie. Byłem zdezorientowany. Co takiego zrobiłem, by na to zasłużyć? Pytałem siebie. Część mnie chciała płakać, część walczyć. Ale nie mogłem nic zrobić - mówił Martin podczas swojego wystąpienia na TEDx w 2015 r.
Uznano, że z Martinem nie ma kontaktu, a on wszystko słyszał, widział i rozumiał. Nie miał możliwości, żeby poinformować bliskich, że jest krzywdzony przez niektórych sanitariuszy. W jego oczach coś więcej niż pustkę dostrzegła jedna z opiekunek i po 12 latach pomogła mu wrócić do życia.
- Mama powiedziała, że muszę umrzeć. Nie miałem żalu, rozumiałem, dlaczego padły te słowa. Było wiele chwil, kiedy żałowałem, że nie mogę jej powiedzieć, że jest dobrą mamą i ją kocham.
Podczas pobytów w domu chłopcem opiekował się głównie ojciec. Jego matka przeżyła załamanie nerwowe, nie potrafiła sumiennie zajmować się niepełnosprawnym synem, tym bardziej, że miała jeszcze 2 dzieci.
2. Powolny powrót do zdrowia, ale w ukryciu
Pierwsze przejawy odzyskiwania przytomności Martin zauważył u siebie, gdy skończył 16 lat. Początkowo był w stanie jedynie wyczuwać obecność bliskich wokół siebie, nie pamiętał jednak przeszłości. 3 lata później chłopak odzyskał pełną przytomność i świadomość. Nie potrafił jednak się komunikować, co w praktyce oznaczało, że nikt dookoła nie wiedział, że chłopak wszystko słyszy i rozumie. Nawet słowa, które padły z ust jego zmęczonej matki: powieneś wreszcie umrzeć.
Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, organizm Martina stawał się coraz silniejszy. Chłopak zaczął wykonywać pierwsze, bardzo delikatne ruchy, ale przez długi czas nikt ich nie zauważał.
Wszystko zmieniło się, gdy w domu opieki, w którym przebywał Martin, zaczęła pracować aromaterapeutka. Przychodziła tam raz w tygodniu. - Czy to przez jej intuicję, czy przez dbałość o szczegóły, których inni nie zauważali, nabrała pewności, że rozumiem, co się mówi - mówił Martin.
Virna van der Walt zaczęła zauważać, że chłopak nie tylko rozumie, ale także reaguje na konkretne wypowiedzi i pytania, które zadała. - Nakłoniła moich rodziców, by przebadali mnie eksperci od wspomagających i alternatywnych metod komunikacji - relacjonował mężczyzna.
W ciągu roku od badań, które potwierdziły, że Martin jest świadomy, chłopak zaczął używać programu komputerowego do porozumiewania się.
3. Dalsze życie
To był dopiero początek powrotu do zdrowia, choć pełnej spawności mężczyzna nie odzyskał do dziś. Odpowiednia opieka i rehabilitacja pozwoliły Martinowi na odzyskanie niektórych funkcji górnej części ciała. Mężyzna może samodzielnie siedzieć, potrafi ruszać rękami, jednak nie chodzi i nie mówi. Nadal komunikuje się za pomocą specjalistycznego oprogramowania komputerowego. To wszystko pozwoliło jednak na ukończenie Uniwersytetu Hertfordshire w Wielkiej Brytanii i podjęcie pracy.
W 2008 r. do nadal żyjącego wspomnieniami mężczyzny uśmiechnęło się szczęście. Poznał Joannę, kobietę, która już rok później została jego żoną. 10 lat później małżeństwo doczekało się syna - Sebastiana.
Dziś Martin pracuje jako projektant stron internetowych i programista, jest szczęśliwym mężem i ojcem. Swoją historię opisał w książce pt. "Chłopiec-duch".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz także:
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.