Przeszła udar w wieku 30 lat. Lekarze nie mogli uwierzyć, że organizm nie wysyłał jej żadnych sygnałów
Udar nie jest już wyłącznie domeną osób w podeszłym wieku, jego ofiarami padają coraz częściej ludzie młodzi. Winne są używki, przewlekły stres, pracoholizm i brak snu? Zazwyczaj tak, ale nie w przypadku pani Anny. - Przez osiem tygodni byłam na oddziale neurologicznym, przy czym pierwsze doby na oddziale zwiększonego nadzoru, gdzie leżałam podłączona do aparatury, nieustannie obserwowana. Z tych pierwszych dni niewiele pamiętam, byłam słaba, w ogromnym szoku, nie do końca nawet pamiętam odwiedziny bliskich – opowiada.
1. Doznała udaru mózgu w czasie ćwiczeń fizycznych
Pani Anna ma 36 lat i jest mamą dwóch córek. Do czasu udaru była aktywną zawodową, lubiącą sport młodą kobietą. Na nic nie chorowała, nie przyjmowała leków na stałe.
Mimo to 5 marca 2017 roku przeszła udar niedokrwienny prawej półkuli mózgowej. Ten dzień wydawał się jak każdy inny – pani Anna wspomina, że to była niedziela, a ona postanowiła trochę poćwiczyć.
- Wciąż walczyłam o powrót do formy sprzed ciąży. Tego dnia wcale nie miałam ochoty na fitness, ale przemogłam się. Ćwiczyłam już pół roku i nie były to żadne forsowne ćwiczenia, podczas żadnego z dotychczasowych treningów nie wydarzyło się nic, co dałoby mi do myślenia. Aż do tamtego dnia – opowiada w rozmowie z WP abcZdrowie.
- Doszłam do połowy treningu i wtedy moje życie zmieniło się na dobre. W jednej chwili "odcięło mi" lewą stronę ciała. Całkowicie. Upadłam na matę bezwładnie – mówi. - Nie byłam w stanie podnieść się z maty, nie mogłam ruszyć lewą nogą ani lewą ręką, nawet na tyle, żeby sięgnąć po telefon. Miałam szczęście, że w domu był mąż, który błyskawicznie wezwał pomoc. Byłam bezwładna, ale cały czas świadoma, dyktowałam ratownikom PESEL, podałam im wszystkie dane.
- Przyszło im do głowy, że to może być udar, ale zdecydowanie obstawiali guz mózgu lub tętniaka. Udar niedokrwienny? Ta hipoteza ich nie przekonywała z dwóch powodów: młody wiek i czysta karta medyczna, żadnych chorób towarzyszących.
36-latka przyznaje, że to było szczęście w nieszczęściu – pomoc przybyła szybko, a ratownicy zareagowali odpowiednio. Błyskawicznie znalazła się na SOR-ze, gdzie lekarze niezwłocznie rozpoczęli leczenie. Dzięki trombolizie pani Ania odzyskała czucie.
- Ale tylko na chwilę – kilka, kilkadziesiąt minut później znów straciłam władzę po lewej stronie ciała, już na dobre – dodaje.
Lekarze nie byli w stanie ustalić, czy skrzeplina przemieszczała się kawałek po kawałku, aż na dobre zatamowała przepływ krwi, czy doszło do drugiego udaru. Wiedzieli natomiast, skąd udar u tak młodej kobiety.
2. Udar spowodowała niewykryta wada serca
Szacuje się, że w Polsce każdego dnia co osiem minut ktoś doznaje udaru. Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia z lat 2013-2018 wynika, że rocznie udar niedokrwienny dotyka ponad 70 tys. Polaków. Około pięć procent stanowią osoby młode. Polscy lekarze przyznają, że w ostatnich latach nastąpiło pewne przesunięcie – coraz więcej pacjentów po udarach jest w wieku od 30. roku życia. Przyczyn upatrują m.in. w tempie życia, przewlekłym stresie czy używkach.
U pani Ani udar spowodowało coś innego – wrodzona wada serca, która przez ponad 30 lat życia kobiety nie ujawniła się ani razu. Mowa o tzw. przetrwałym kanale owalnym (PFO, patent foramen ovale).
- To maleńka dziurka, która powinna zrosnąć się w wieku niemowlęcym, maksymalnie do trzeciego roku życia. Tę wadę lekarz może "wysłuchać" podczas zwykłej wizyty internistycznej, u mnie tak się nie stało. Miałam pecha, ale to wynikało z faktu, że nic mi nie dolegało – podkreśla. - Później lekarze powiedzieli, że do udaru mogło dojść w każdej chwili, nie tylko przy wysiłku fizycznym.
Dodaje, że wada często diagnozowana jest w czasie ciąży, gdy spada wydolność organizmu, zmniejsza się wytrzymałość na wysiłek, a nawet pojawiają się omdlenia. Te sygnały ostrzegawcze nie wystąpiły u pani Ani.
3. "Mam wrażenie, że wiele wyparłam"
Pierwsze dni spędzone w szpitalu pani Anna pamięta jak przez mgłę. Podkreśla, że prawdopodobnie emocje były zbyt silne i jej mózg musiał wyprzeć wspomnienia.
- Pamiętam jednak ten szok po udarze, że moje życie się zatrzymało, a mimo to świat nie stanął w miejscu, życie dla wszystkich innych toczy się dalej. I to bardzo szybko, a ja muszę znaleźć sposób, żeby za nim nadążyć. Widziałam na Facebooku szczęśliwych znajomych na zdjęciach i czułam żal, wściekłość, taka mieszanina negatywnych emocji – mówi.
- Oprócz szoku był wielki gniew. Byłam zła na siebie, że przez lata myślałam, że jestem niepokonana, że mogę wszystko i że wszystko mam pod kontrolą.
- Gdy pierwszy raz posadzono mnie na szpitalnym łóżku, moja głowa bezwładnie opadła, jak u niemowlaka. Nie mogłam jej podnieść i wtedy poczułam, czym jest niemoc po udarze – opisuje pierwsze wrażenia. - Moja lewa ręka była całkiem wiotka, dosłownie niczym rozgotowany szparag, niewładna była noga, choć w stanie lepsza niż kończyna górna. To jednak nie wszystko – także mój tułów po lewej stronie nie był władny, przez co początkowo nie mogłam siadać. Musiałam uczyć się siedzieć zupełnie od początku – tłumaczy.
Na oddziale neurologii spędziła aż dwa miesiące, potem trafiła na oddział rehabilitacyjny, a w międzyczasie musiała przejść zabieg na oddziale kardiologii. Dopiero w lipcu stanęła na własnych nogach samodzielnie, ale do prawdziwej samodzielności była jeszcze długa droga.
4. O sprawność walczy do dziś
Walka o kontrolę nad ciałem trwa nadal. Pani Anna nie tylko ma niedowłady, ale też wskutek udaru zachorowała na padaczkę oraz pojawiła się spastyczność mięśni. Z tym powikłaniem walczy dzięki leczeniu z pomocą toksyny botulinowej – udało jej się dostać do programu lekowego w ramach NFZ. Została też bohaterką akcji "Życie po udarze", by pokazać, że ze skutkami udaru można walczyć.
Kobieta wciąż toczy walkę w swojej głowie. Po udarze bała się, czy podoła jako matka i czy nie czeka jej społeczne wykluczenie. Obawiała się ludzkich spojrzeń i reakcji na widoczne ograniczenia ruchowe.
Przyznaje, że przyszłość nie jawi jej się jako świetlana, ale nie traci nadziei na to, że intensywna rehabilitacja przyniesie kolejne efekty.
- Nadzieja zawsze jest, potrzeba wiele cierpliwości, wiele pokory, ale też walki – mówi. Kobieta ma też ważny apel dla tych, którzy tak jak ona kiedyś myślą, że są zupełnie zdrowi.
- Nikt nie jest niezniszczalny, nigdy nie wiadomo kiedy i skąd nadejdzie zagrożenie. Ja to już wiem i to wynika nie tylko z mojego doświadczenia udaru – wśród moich bliskich są pacjenci onkologiczni i to również uświadomiło mi, jak kruche jest życie. Dzięki temu też wiem, jak ważne są dwie rzeczy: hart ducha i rodzina.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.