Trwa ładowanie...

Są na pierwszej linii, leczą migrantów i mundurowych. "Wykończeni i sfrustrowani"

 Katarzyna Prus
06.06.2024 06:16
Kiedy na granicy postawiono mur, na SOR w Hajnówce nie trafiają już praktycznie starsze osoby, czy pacjenci obciążeni poważnymi przewlekłymi chorobami
Kiedy na granicy postawiono mur, na SOR w Hajnówce nie trafiają już praktycznie starsze osoby, czy pacjenci obciążeni poważnymi przewlekłymi chorobami (Getty Images, archiwum prywatne)

Z granicy polsko-białoruskiej do szpitala w Hajnówce trafia nawet kilkunastu migrantów na raz, a do tego - coraz częściej - ranni żołnierze i funkcjonariusze Straży Granicznej. Ktoś musi też leczyć mieszkańców powiatu hajnowskiego, a personelu nie przybywa. - Personel jest wykończony i sfrustrowany - przyznaje dr n. med. Tomasz Musiuk, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Hajnówce.

spis treści

1. Na pierwszej linii

Pierwsi migranci zaczęli trafiać do Hajnówki w sierpniu 2021 roku. Bardzo szybko doszło do kryzysu, bo pacjentów przywożonych z granicy zaczęło błyskawicznie przybywać, w przeciwieństwie do medyków, którzy mogli udzielić im pomocy.

Szpital od blisko trzech lat mierzy się z problemem, który ostatnio znowu narasta.

Zobacz film: "Mała rana na łokciu przyczyniła się do sepsy"

- Na początku to było kilka-kilkanaście osób, ale szybko zaczęło ich przybywać. Już wtedy, w zimie mieliśmy pierwszy kryzys, kiedy miesięcznie trafiało do nas nawet 100 osób, które próbowały przekroczyć granicę - zaznacza w rozmowie z WP abcZdrowie dr n. med. Tomasz Musiuk, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Hajnówce.

- Sądziliśmy, że uda się opanować sytuację na granicy, ale kryzys trwa nadal, a my jesteśmy tak naprawdę jedynym szpitalem, na który spadła presja związana z udzielaniem pomocy migrantom. Zdarza się nawet, że inne szpitale nie chcą przyjmować takich osób, odsyłają ich do nas, tłumacząc, że to my jesteśmy za to odpowiedzialni, podczas gdy nigdy nie było i nie ma takich ustaleń - podkreśla lekarz.

Dramatyczne skutki kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej od razu widać w hajnowskim szpitalu. Ostatnio trafia tam coraz więcej mundurowych, którzy stają się celem ataku osób próbujących przekroczyć granicę.

Pod koniec maja został tu przewieziony żołnierz z raną klatki piersiowej, który został ugodzony nożem przez migranta. We wtorek, po intensywnym tygodniowym leczeniu (przetoczono mu 25 litrów krwi) został przewieziony do Wojskowego Instytut Medycznego w Warszawie. Jego stan jest nadal ciężki, ale stabilny.

- Można sobie wyobrazić, w jakiej kondycji jest człowiek po ugodzeniu nożem w klatkę piersiową i że to jest bezpośrednie zagrożenie dla życia. W ciągu ostatnich dni mieliśmy kilka innych przypadków żołnierzy czy też funkcjonariuszy Straży Granicznej, którzy zostali zaatakowani przez osoby próbujące przekroczyć granicę - przyznaje dr Musiuk.

- Jeden z mundurowych doznał poważnego urazu głowy i z tego powodu również wymagał pomocy w bardziej specjalistycznej jednostce. Został już przewieziony do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku (jego stan jest stabilny - red.). Wcześniej takich przypadków w ogólnie nie mieliśmy. Przyjmowaliśmy mundurowych, ale z przyczyn związanych z wykonywaniem codziennych obowiązków np. drobniejszymi urazami. Od dwóch-trzech tygodni obserwujemy, że kryzys znowu się nasila, bo mamy też więcej migracyjnych pacjentów - dodaje lekarz.

2. Tysiące migrantów

Przed kryzysem migracyjnym na szpitalny oddział ratunkowy szpitala w Hajnówce trafiało od kilku do maksymalnie kilkunastu osób w ciągu doby - mieszkańców powiatu hajnowskiego. Teraz pacjentów jest co najmniej dwa razy tyle, a w ciągu trzech lat trafiło tu już tysiące migrantów.

- Aktualnie samych pacjentów migracyjnych jest nawet kilkunastu w ciągu doby, plus coraz częściej udzielamy pomocy mundurowym. Zdarzało się, że jednocześnie hospitalizowaliśmy całą grupę 17 osób. Biorąc pod uwagę możliwości szpitala powiatowego, to ogromne obciążenie, tym bardziej że nie mamy dodatkowych dyżurów, bo nie mielibyśmy jak ich obsadzić, brakuje nam ludzi - podkreśla dr Musiuk.

Kiedy na granicy postawiono mur, na SOR w Hajnówce nie trafiają już praktycznie starsze osoby, czy pacjenci obciążeni poważnymi przewlekłymi chorobami.

- Wcześniej takich osób w grupie migrantów było znacznie więcej. Zdarzali się nawet pacjenci, którzy np. z powodu chorób neurologicznych nie mogli się samodzielnie poruszać. Było też więcej kobiet. To byli wycieńczeni, odwodnieni ludzie, często z objawami hipotermii z powodu długotrwałego przebywania w lesie w niskich temperaturach. Niestety jednej kobiety z powodu ciężkiego stanu nie udało nam się uratować - tłumaczy lekarz.

Od kiedy na granicy stoi mur, do szpitala trafiają przeważnie młodzi mężczyźni np. z urazami ortopedycznymi czy zranieniami z powodu prób przedostawania się przez wysokie i ostre druty. Nadal jest też dużo dzieci.

3. Nie ma planu i pomocy

Ze skutkami kryzysu migracyjnego na granicy szpital mierzy się niemal codziennie i - co gorsze - nie wiadomo, kiedy to się zmieni.

- Przychodząc na dyżur, tak naprawdę nie wiemy, co nas czeka. Nagle może się okazać, że mamy kolejną falę migrantów, nie wiemy, w jakim będą stanie, a wszystkim trzeba będzie zabezpieczyć pomoc. To ogromne wyzwanie, którym nasz personel jest coraz bardziej wykończony. Ludzie są zmęczeni i sfrustrowani - nie tylko nawałem pracy, ale też faktem, że nie mamy tak naprawdę żadnego wsparcia, na które, nie ukrywam, coraz bardziej liczymy - zaznacza dr Musiuk.

Lekarz precyzuje, że szpital pilnie potrzebuje pomocy, która pomoże zorganizować dodatkowe dyżury.

- Trudno powiedzieć jak długo nasz personel wytrzyma taką presję, każdy ma przecież jakąś wydolność. Nie ma co ukrywać, że bez możliwości finansowych i konkurencyjnych stawek nie uda się pozyskać dodatkowych pracowników. Dlatego pomoc finansowa w tym zakresie jest nam niezbędna - przyznaje lekarz.

Tłumaczy, że potrzebne są też rozwiązania systemowe.

- Już na granicy powinien działać zespół medyczny, który od razu zdecyduje, że osoby, które wymagają spcjalistycznej pomocy np. neurochirurgicznej, w ogóle do nas nie trafiają, tylko od razu są przewożone do bardziej specjalistycznych ośrodków - zwraca uwagę lekarz.

- Ponadto pacjenci, którzy mogą być leczeni w szpitalu powiatowym, powinni być rozlokowani w kilku różnych jednostkach, a nie przewożeni hurtem do nas. Każdy szpital może przecież takiej pomocy udzielić. Potrzebny jest konkretny plan - podsumowuje.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze