Sylwia Pietrzak zmaga się z oponiakiem. Guz mózgu w każdej chwili może odebrać jej wzrok lub spowodować wylew
Sylwia Pietrzak to mama dwóch dorastających córek i żona – tak się przedstawia, bo jak pisze, to dwie najważniejsze role w jej życiu. Teraz jednak główne skrzypce gra wróg, którego poznała 16 listopada 2021 roku. Złośliwy nowotwór mózgu w każdej chwili może odebrać jej wzrok albo życie, jeśli nie podejmie się kosztownej operacji. Czasu jest coraz mniej.
Zbiórkę można wesprzeć w tym miejscu.
1. Podczas rozmowy zaczęła bełkotać. Tak objawił się oponiak
16 listopada 2021 życie Sylwii Pietrzak wywróciło się do góry nogami. Choć nic nie zapowiadało tragedii, nagle w głowie kobiety pojawiła się blokada, która nie pozwalała słowom wyjść z ust.
- Przyjechałam do pracy, to miał być dzień jak co dzień. Podczas rozmowy telefonicznej poczułam, że bełkoczę. Nie potrafiłam prawidłowo wymówić żadnego słowa. To był dla mnie sygnał, że coś się dzieje i że to na pewno jest coś niepokojącego. Takie rzeczy nie zdarzają się bez poważnych przyczyn – relacjonuje pani Sylwia w rozmowie z WP abcZdrowie.
- Powiedziałam do męża, żeby przyjechał szybko, bo dzieje się coś złego. Nie wiem, jak mi się udało to przekazać i jak to się stało, że on mnie zrozumiał. Chwilę później przyszła do mnie koleżanka z pracy i ona też zauważyła mój stan – wspomina kobieta.
Przyjechała karetka, a ratownicy podejrzewali udar. Jednak wykonana po przybyciu do szpitala tomografia komputerowa i rezonans magnetyczny ujawniły zgoła inną rzeczywistość – guz mózgu, oponiak wielkości dwa na dwa centymetry.
- Z racji tego, że guz oplata tętnice, prawdopodobnie doszło do chwilowego niedotlenienia mózgu z powodu zwężenia światła tętnicy. To mogło spowodować niewyraźną mowę – mówi pani Sylwia.
Neurochirurg powiedział pani Sylwii, że oponiaki są zazwyczaj niezłośliwe, ale nie w jej przypadku. Guz, zdiagnozowany u 44-latki, obejmuje zatokę jamistą, sięgającą do siodła tureckiego i zwęża światło tętnicy szyjnej wewnętrznej prawej oraz tętnicy przedniej mózgu, leży w sąsiedztwie przysadki, a dodatkowo uciska skrzyżowanie obu nerwów wzrokowych.
2. Kosztowna operacja szansą na życie
Co to oznacza? Pani Sylwia konsultowała się z najlepszymi neurochirurgami w Polsce, m.in. w ośrodkach w Krakowie, Gdańsku, Warszawie czy w Szczecinie. Byli zgodni: położenie guza jest trudne, a jego zoperowanie niesie za sobą ogromne ryzyko.
- Guz oplata tętnice i nie uda się wypreparować go, bo jest duże ryzyko przecięcia tętnicy, poza tym znajduje się blisko zatoki jamistej, a tam jest mnóstwo drobnych naczyń krwionośnych. Operacja może skończyć się wylewem krwi do mózgu. Poza uszkodzeniem przysadki jest też ryzyko związane z usytuowaniem guza w sąsiedztwie obu nerwów wzrokowych – wspomina słowa neurochirurgów pani Sylwia.
Jednocześnie odstąpienie od operacji z czasem może spowodować takie same powikłania, dla pani Sylwii równoznaczne z niepełnosprawnością czy nawet śmiercią.
Sytuacja wydawałoby się patowa, ale jest nadzieja dla kochającej mamy dwóch córek – operacja w Hannowerze. To właśnie tam zlokalizowana jest Klinika i Placówka Badawcza Neurochirurgii (INI) specjalizująca się w operowaniu tak problematycznych guzów.
Specjaliści, ku radości pani Sylwii, zakwalifikowali ją do zabiegu. Problem polega na tym, że konieczne jest jak najszybsze przeprowadzenie zabiegu, bo z każdą upływającą chwilą rośnie ryzyko m.in. utraty wzroku.
- W każdej chwili może dojść do niedotlenienia mózgu, w każdej chwili guz może uszkodzić nerwy wzrokowe, powodując nieodwracalną i całkowitą utratę wzroku – mówi pani Sylwia.
3. "Dziś budzę się z wdzięcznością za ten kolejny, podarowany mi dzień"
Pani Sylwia postanowiła założyć zbiórkę, choć, jak przyznaje, nie było to dla niej łatwe – dotychczas nie była aktywną użytkowniczką mediów społecznościowych i nie spodziewała się też, że będzie zmuszona prosić obce osoby o pomoc. Choć z trudem przychodzi jej relacjonowanie swojego stanu, to jednocześnie nie traci optymizmu.
- Dzięki temu, że kieruję się w swoim życiu trzema wartościami: wiarą, nadzieją i miłością, to też mam nadzieję, że wygram tę walkę, że pokonam chorobę, która nie będzie niczym więcej niż sprawdzianem dla mnie – mówi z wyraźnym wzruszeniem pani Sylwia.
- Może to jest dla mnie szkoła na przyszłość, by w końcu zacząć pomagać innym na dużą skalę. Osobiste zmierzenie się z czymś takim pozwala inaczej spojrzeć na świat i dokonać pewnego przewartościowania. Ja dziś nie mam już wątpliwości, co jest ważne w życiu, a co nie – przyznaje.
O losie pani Sylwii może przesądzić każda chwila. Mimo tej oczywistej presji czasu kobieta nie czuje żalu, wściekłości czy rozczarowania, lecz wdzięczność.
- Do tej pory budziłam się z poczuciem, że przede mną kolejny dzień. Dziś budzę się z wdzięcznością za ten kolejny, podarowany mi dzień – mówi wprost.
Rodzina jest dla niej ogromnym wsparciem i wszyscy są przekonani, że nowotwór nie będzie wygranym w tej walce.
- Wierzymy, że wszystko dobrze się ułoży. A kiedy myślimy pozytywnie, to pozytywne emocje przyciągamy też od innych. Wtedy dzieją się dobre i piękne rzeczy – mówi z całą mocą pani Sylwia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.