"To my jesteśmy upośledzeni". Przemek Kossakowski zdradza czego się nauczył podczas kręcenia programu "Down the road"
"Down the road. Zespół w trasie" to najnowszy program TTV. Przemysław Kossakowski razem z szóstką osób z zespołem Downa wyruszył w pełną wyzwań wyprawę po 6 krajach. - To spotkanie było jednym z najbardziej pouczających doświadczeń w moim życiu, które mnie w pewnym sensie zmieniło - opowiada Przemysław Kossakowski w szczerej rozmowie z WP abcZdrowie.
1. "Down the road" - pierwsze reality show z udziałem osób z zespołem Downa
Program "Down the road" opowiada o szóstce młodych osób z zespołem Downa, które ruszają w podróż po 6 krajach. Uczestnicy show mają szansę po raz pierwszy przeżyć to, co wielu z nas uznaje za oczywiste i naturalne.
Bohaterowie podczas programu przełamują obiegowe opinie dotyczące ich upośledzenia i niesamodzielności. Mówią też o swoich marzeniach i tym, co ich najbardziej boli. Przemysław Kossakowski, który prowadzi program przyznaje, że było to jedno z najważniejszych doświadczeń w jego życiu.
Dziennikarz zdradza, że program również dla niego okazał się podróżą w głąb siebie.
Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP abcZdrowie: Skąd wziął się pomysł na program "Down the road. Zespół w trasie". Dlaczego zdecydowałeś się wziąć w nim udział?
Przemysław Kossakowski, dziennikarz, podróżnik, dokumentalista, prowadzący program "Down the road": "Down the road" jest formatem belgijskim. Był emitowany w telewizji holenderskiej. Polska jest drugim krajem w Europie, który zdecydował się na podjęcie tego wyzwania. Projekt absolutnie mnie zachwycił. To coś nowego, zupełnie zaskakującego. Ujęło mnie to, że zajmujemy się ludźmi, którzy żyją wśród nas, ale są zepchnięci na margines. Temat jest zupełnie nieoswojony. Tym razem nie jestem głównym bohaterem, bohaterami są Oni, ludzie z zespołem Downa.
Program z założenia ma walczyć ze stereotypami, z obiegowymi opiniami dotyczącymi zachowań osób z zespołem Downa?
Tak, chcemy walczyć ze stereotypami. Robimy program, w którym pokazujemy, co to jest zespół Downa i kim są ci ludzie. Ale też nie mamy ambicji, żeby za wszelką cenę zrobić z tego program misyjny, nie chcemy użalać się nad ich losem itp. Oczywiście ludzie z zespołem Downa każdego dnia zderzają się z problemami, które nie dotyczą większości z nas, ale mają też w sobie nieprawdopodobne pokłady radości, jasnej energii i niesamowitej szczerości.
Chcemy pokazać ich miłość do życia, skłonność do śmiechu, szczerego zachwytu nad rzeczami, których nie zauważamy albo niewiele nas obchodzą. Ta szczerość reakcji jest czymś, co najbardziej zwróciło moją uwagę i najbardziej mnie zachwyciło. Tam nie ma żadnej pozy, żadnego kłamania.
Spędziłeś z nimi sporo czasu, wiele rozmawialiście. Z jakimi problemami najczęściej zmagają się osoby z zespołem Downa? Co ich najbardziej boli?
Oni przede wszystkim nie chcą wzbudzać zainteresowania, które powoduje, że ludzie przypatrują się im wzrokiem zarezerwowanym dla jakiegoś dziwactwa. Najbardziej ich boli, kiedy są traktowani jak dziwni, śmieszni ludzie. Oni nie mają problemu z tym że są zabawni, bo uwielbiają się śmiać. Tu nie chodzi o bycie zabawnym, tylko o bycie śmiesznym. To jest ta różnica. Oni bardzo cierpią, kiedy ludzie się z nich naśmiewają. Bolą ich okrutne uwagi. Nie mają żadnych problemów, kiedy słyszą, że są z zespołem Downa. Natomiast boli ich mówienie do kogoś: "Ty Downie". Oni zdają sobie sprawę z tego, że dla wielu ludzi to obraźliwe powiedzenie i przez to w oczywisty sposób czują się z tym źle.
Co było dla ciebie największym zaskoczeniem?
Na trasie, która wiodła przez 6 krajów, był m.in. wyścig na torze Formuły 1 w Austrii, był spływ pontonem, był przelot śmigłowcem nad Dolomitami. W praktyce okazało się, że te elementy, które dla mnie wydawały się największą atrakcją, dla nich nie były sprawami najważniejszymi.
Bardzo szybko zrozumieliśmy, że scenariusz według którego staramy się pracować jest tylko osią, jakimś ogólnym planem, który co chwila się zmienia. Nie mieliśmy pojęcia, co się zaraz wydarzy. Przyjeżdżaliśmy np. do hotelu, byliśmy przekonani, że to jest koniec dnia, składaliśmy sprzęt i w tym momencie wybuchała kłótnia, kto z kim ma mieszkać w pokoju.
My, jako ekipa nie mogliśmy niczego im kazać, są dorosłymi ludźmi z pełnią praw obywatelskich. W takich sytuacjach mogliśmy ich tylko obserwować i mieć nadzieję, że dojdą do porozumienia. Jako prowadzący program starałem się wpływać na sytuację, ale bardzo szybko pojąłem, że moje możliwości kontroli są w tym programie dość ograniczone.
Mieliśmy też sekwencję, którą kręciliśmy na torze Formuły 1 w Austrii, gdzie jeździliśmy z prędkością 300 km/h. Do pewnego momentu było tak, jak zaplanowaliśmy, jednak nagle wszystko się zmieniło i okazało się, że mamy do czynienia z kryzysem emocjonalnym jednego z uczestników. I tak sytuacja, która w scenariuszu miała być ostrą, męską sceną wyścigów samochodowych zamieniła się w dyskusję o miłości, zazdrości i tym, jak sobie z tymi skomplikowanymi uczuciami radzić.
A nie boisz się, że widzowie oglądając program będą się wyśmiewać z bohaterów?
Myślę, że odbiór tego programu będzie testem dla nas wszystkich. Mamy oczywiście sceny, które są bardzo śmieszne. Na planie śmialiśmy się bardzo często. Ale to nie jest seria komediowa. Odbyliśmy mnóstwo poważnych rozmów, przeszliśmy wspólnie przez trudne, kryzysowe chwile. Jestem przekonany, że wiele scen wzruszy i wstrząśnie widzami, na przykład, kiedy bohaterowie opowiadają o własnych ograniczeniach i o tym, jak bardzo są ich świadomi.
Oni wiedzą, że są inni, są skazani na pomoc drugiej osoby, do tego są otoczeni restrykcjami i zakazami. Nie pozwala się im robić bardzo wielu rzeczy. Mają ogromny problem, jeśli chodzi o przestrzeń seksualną i potrafią o tym szczerze i przejmująco opowiadać. To były dla mnie jedne z najbardziej wzruszających momentów. Rozmowa z człowiekiem, który jest świadom własnej inności i który zdaje sobie sprawę, że w żaden sposób nie jest w stanie tego zmienić.
A wracając do pytania, my nie unikamy pokazywania zabawnych scen, ale jeżeli ktoś, oglądając nasz program znajdzie w sobie pożywkę do wyśmiewania się z ludzi z zespołem Downa, to będzie tym wystawiał jak najgorsze świadectwo samemu sobie.
Oczywiście nie wiem jak ludzie odbiorą "Down the Road", czegoś takiego nie było w polskiej telewizji. Być może się nie spodoba, być może ktoś uzna, że zrobiliśmy coś niewłaściwego. Ale też już dawno przestałem się zadręczać tym, jak będzie odebrane to, co robię. Uważam, że ten program jest czymś dobrym i właściwym. To coś, czego potrzebujemy.
A jak jest z tą tolerancją w naszym społeczeństwie?
Polacy mają trochę kłopot z odmiennością. My jako społeczność jesteśmy podzieleni na wszystkich płaszczyznach i dotyczy to także podejścia do ludzi z zespołem Downa. Uczestnicy programu opowiadali, że z jednej strony są bardzo wspierani, jest dużo osób, które podchodzą do nich życzliwie, chce im pomóc. Niestety, wysłuchałem też kilku historii, w których opowiadali, jak ich upokarzano, wyśmiewano albo z nich szydzono.
Z ich opowieści nie wyłania się jednoznacznie zły opis naszego społeczeństwa. Chociaż może to wynikać z tego, że oni z natury są bardzo radośni, częściej zwracają uwagę na rzeczy dobre niż złe, czyli odwrotnie niż reszta.
Chyba powinniśmy się tego od nich uczyć?
Tak, dla mnie to spotkanie było jednym z najbardziej pouczających doświadczeń w życiu, które w pewnym sensie mnie zmieniło. Mam tu na myśli ich szczerość, prawdziwość. Oni mnie bardzo dużo nauczyli, pozwolili mi spojrzeć na mnie samego z innej perspektywy. Myślę, że na płaszczyźnie moralnej, w zetknięciu z tymi ludźmi, to my jesteśmy upośledzeni.
A jest jakaś historia, która najbardziej zapadła ci w pamięci?
To był pierwszy dzień, uczyliśmy się siebie nawzajem. Po całym dniu podróży rozpaliliśmy ognisko i zaczęliśmy rozmawiać. Uczestnicy byli potwornie zmęczeni, dopiero później zrozumiałem, że oni potrzebują trochę więcej czasu na wypoczynek. Był chłodny wrześniowy wieczór, byliśmy w lesie. W pewnej chwili zobaczyliśmy spadającą gwiazdę. Zaproponowałem, żeby każdy wypowiedział na głos życzenie. Myślałem, że to będzie zabawne. Nie było.
Bohaterowie zaczęli opowiadać o tym, o czym marzą, ale też o tym, że wiedzą, że nigdy tych marzeń nie zrealizują. Zaczęli mówić o rodzinie, o tym, że chcieliby prowadzić normalne życie, być w związkach, mieć dzieci i je wychowywać. Mówili o tym z ogromną szczerością: "Chciałbym, żeby moje dziecko pomagało innym” albo "Wiem, że wychowałbym je na dobrego człowieka". To było naprawdę rozdzierające, bo oni to wszystko kończyli gorzką pewnością, którą można zawrzeć w zdaniu: "Wiemy, że Oni nigdy nam na to nie pozwolą". Ci Oni to My, system i zasady, które stworzyliśmy.
Program "Down the road" liczy łącznie 12 odcinków, pierwszy pojawi się na antenie TTV 23 lutego.
Przeczytaj także historię pary, której ze względu na ich upośledzenie odradzano ślub.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.