Trwa ładowanie...

Jednego dnia jest się panem życia, a następnego pacjentem po udarze

Jednego dnia jest się panem życia, a następnego pacjentem po udarze
Jednego dnia jest się panem życia, a następnego pacjentem po udarze

- Najgorszy moment był wtedy, gdy obudziłem się po udarze, po miesiącu. Miałem już wtedy świadomość tego, co się stało i gdzie jestem. Dotarło do mnie, że jestem ubezwłasnowolniony - o swojej chorobie, planach opowiada Michał Figurski, który bierze udział w kampanii pt."Żywienie medyczne - Twoje posiłki w walce z chorobą".

WP abcZdrowie: Jak się pan czuje?

Michał Figurski: Świetnie i mówię to bez cienia kurtuazji. Przez długi czas naprawdę czułem się źle.

Żyje pan teraz pewnie dużo spokojniej, wolniej.

Zobacz film: "Profilaktyka udaru mózgu"

Tak i jeszcze dodałabym, że szczęśliwie. Przestałem wreszcie coś musieć, udowadniać, napinać się i spełniać swoje zachcianki, a zawsze miałem ich za dużo. Pomysł gonił pomysł. Byłem ambitny i odczuwałem stałe parcie, ktoś powie, że na szkło i nie pomyli się. Ciągle goniłem tego przysłowiowego króliczka. Tak naprawdę nie wiadomo po co. Wydawało mi się, że ta gonitwa to kwintesencja życia. Prawda jest taka, że gdy przestałem gonić, poczułem się spokojny, zdrowy i szczęśliwy.

Ostatnio udziela pan wielu wywiadów o chorobie i bierze udział w kampanii o niedożywieniu w chorobach neurologicznych. Ma pan do spełnienia jakąś misję?

To co przeszedłem, udar, przeszczepy, uczy empatii, choć wiem, że to wyświechtane słowo, ale jednak. Gdy wróciłem do domu ze szpitala i włączyłem komputer, zobaczyłem jak wiele osób załamanych psychicznie i chorych pisze do mnie. I odnajduje w tych opisach siebie, wiem, co czują, przeżywają. Znam ich sytuację, bo byłem w takiej samej. Rozumiem ich i współczuję.

Mówił pan, że był wiecznym chłopcem, który ignorował chorobę.

Kiedyś rzeczywiście podejmowałem niewłaściwe decyzje. Mam naturę buntownika, zawsze miałem. Buntowałem się przeciwko szkole, rodzicom, systemowi, a jak już nie miałem przeciwko komu, to zbuntowałem się przeciw sobie. Następstwem tego były konsekwencje zdrowotne. Na cukrzycę cierpię od 25 lat, a to nie jest choroba, która pozwala na jakiekolwiek odstępstwa od reguły i bunt. Tu potrzeba dyscypliny, pokory i cierpliwości, a zabrakło mi tego wszystkiego.

Wrócę do pana nowej misji. Chce pan ostrzec innych przed skutkami choroby?

Obudzić innych. Nie wiem czy się to uda, bo mnie nic nie zdołało obudzić. Człowiek ma taką krnąbrną, nieposłuszną i przewrotną naturę. Działa na przekór sobie. Poniekąd bardzo często dążymy do autodestrukcji. Niewiele jest takich osób, które regularnie dbają o siebie, mierzą cukier. To są osoby z innego pokolenia, które szanują życie.

Obecnie ludzie są inni, żyją szybko i nie mają czasu, by dbać o siebie. Gdy dowiadujemy się o chorobie, to pierwsza rzecz jaką robimy to wypieramy ją. Mogę pomoc innym opowiadając jakie będą skutki ignorowania choroby. Nie mówię jak żyć, mogę tylko opowiedzieć swoją historię, która była bardzo dramatyczna i bolesna.

Trzy razy był pan na granicy życia i śmierci. Który moment był najtragiczniejszy?

Tak, mówią, że trzy razy udało mi się uciec śmierci. Najgorszy moment był wtedy, gdy obudziłem się po udarze, po miesiącu. Miałem już świadomość tego co się stało i gdzie jestem. Dotarło do mnie, że jestem ubezwłasnowolniony. Utrata wolności, samostanowienia o sobie jest straszna. Nagle człowiek jest zdany na łaskę innych, obcych ludzi.

To odziera z intymności, z godności, bo żeby się wypróżnić trzeba kogoś poprosić o pomoc. To jest przekroczenie barier osobistej intymności. Takich momentów miałem dziennie kilkadziesiąt. Musiałem kogoś prosić, by nalał mi wody i pomógł mi się jej napić. Żadnej czynności nie byłem w stanie wykonać samodzielnie. Potem przychodzi kolejny etap, odczuwa się złość, frustrację. Nie ma się żadnej motywacji.

I pojawia się pytanie: dlaczego?

Nie. Ja prowadziłem się tak, że miałem świadomość tego, jak to może się skończyć. Może byłem na to trochę przygotowany.

Choroba przewartościowała, wywróciła pana życie do góry nogami?

Przeczytaj także

O tak, ale to dłuższa historia, nie starczy nam czasu i taśmy, by nagrywać. Przewartościowała w ogromnym stopniu i na wielu polach. Przebudziłem się w innej rzeczywistości. Na początku jest chaos. Udar porównuję do wylania kawy na klawiaturę laptopa. Jedno wielkie zwarcie, nic nie działa. Widzę telefon komórkowy, wiem do czego służy, ale gdy go biorę do ręki, nie potrafię się nim posługiwać.

Udar zaczyna się powoli i niewinnie. Wiadomo, że jest źle, ale nie wiadomo jeszcze o co chodzi. Na początku czułem rozkojarzenie, gorąco, bolała mnie lekko głowa, miałem problemy z koncentracją. Potem pojawił się ból mięśni i stawów, jak w grypie. Nie utraciłem nagle przytomności. Położyłem się wieczorem obolały i przeziębiony, a rano byłem już lewostronnie sparaliżowany.

Poprzedniego dnia byłem zdrowym człowiekiem, załatwiałem wiele spraw, a następnego zostałem pacjentem szpitala. Jednego dnia jest się panem swojego losu i królem życia, a następnego trafia się do innego wymiaru, staje się w 100 proc. zależnym od innych.

Miał pan szczęście. Zaopiekowali się panem profesjonaliści i bliscy

Pomogła mi moja rodzina, na którą zawsze mogłem liczyć oraz przyjaciele. Mam ich niewielu, ale sprawdzonych, mogę na nich polegać. Zawsze wiedziałem, że dostanę od nich tyle miłości i wsparcia, ile będę potrzebował. Pomoc i serce okazali mi lekarze i pielęgniarki. Po wyjściu ze szpitala napisałem im podziękowanie. Niektórzy twierdzili, że to tekst sponsorowany. To były moje wzruszające słowa, prosto z serca. Spotkałem wielu dobrych ludzi, którzy przeczą powszechnemu obrazowi służby zdrowia.

Jak teraz wygląda pana codzienne życie?

To 24 godzinna walka z moim „nie chce mi się”, z moim „zrobię to jutro”. W mojej sytuacji nie ma miejsca na lenistwo i utyskiwania. Każda czynność, którą wykonuje jest dla mnie dużym wyzwaniem, choćby podniesienie się z sofy i przejście kilku kroków, by komuś otworzyć. Mogę przecież poprosić kogoś o pomoc, by mnie wyręczył, ubrał mnie, przywiózł itd. Przecież jestem chory i cierpię. To jest taki pierwszy odruch.

A prawda jest taka, że nie można tak myśleć i zachowywać się. Muszę zagryźć wargi i pokonywać trudności, bo jeżeli odpuszczę, to z każdym dniem będzie coraz gorzej. Jestem pod kontrolą lekarzy i wybitnych rehabilitantów, których oferuje mi NFZ. Nie korzystam ze specjalistów z USA, jak ktoś może pomyśleć.

Dwa lata czekałem na przeszczep i żadne znajomości nie pomogłyby, bo tej kolejki nie przeskoczy się. Gdyby prezydent musiał poddać się takiej operacji, to także czekałby w kolejce, proszę mi uwierzyć, że tak jest. To są procedury nie do obejścia, to szczelny system, który nie pozwala na matactwa. To, że jestem znany, było dla mnie tylko przeszkodą. Żaden lekarz nie chciał się długo podjąć przeszczepu.

Dlaczego?

Bo nie daj Boże pójdzie coś nie tak, to lekarze będą mieć na głowie prasę. Jeden z lekarzy wyjaśnił mi to i zdecydował się przeprowadzić przeszczep. Ludzie myślą, że mam wpływy, bo pracuję w mediach. Przysługuje mi 6 tygodni rehabilitacji z NFZ, tak jak innym, pozostałe zabiegi opłacam sobie sam, bo bardzo chce wrócić do stanu zdrowia przed udarem.

Chciałbym zrobić w życiu jeszcze wiele rzeczy, pograć w piłkę z synem. Mam wiele planów. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale jestem wielkim optymistą i to często ratuje mi skórę, ten mój szczenięcy, niepoprawny optymizm.

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze