PsychologiaZdrowie psychiczneKoniec "wiązania" pacjentów? Wielu uważa, że to chybiony pomysł. Podają konkretne przykłady

Koniec "wiązania" pacjentów? Wielu uważa, że to chybiony pomysł. Podają konkretne przykłady

Stosowanie środków przymusu bezpośredniego w placówkach medycznych od dawna wzbudza kontrowersje. Jednak od opublikowania raportu z kontroli przeprowadzonych przez NIK w polskich szpitalach i DPS-ach w sieci aż wrze. Na jaw wyszło sporo nadużyć, a do MZ wpłynęła petycja, by zrezygnować z nich całkowicie. Zdecydowanie przeciwni temu są lekarze.

Nastolatek tkwił w pasach ponad dwa miesiące. Koniec ze środkami przumusu bezpośredniego?
Nastolatek tkwił w pasach ponad dwa miesiące. Koniec ze środkami przumusu bezpośredniego?
Źródło zdjęć: © Getty Images

Co to jest przymus bezpośredni i kiedy można go stosować?

Przymus bezpośredni obejmuje przytrzymanie siłą, przymusowe podanie leków, unieruchomienie (np. przypięcie pasami do łóżka, kaftan, uchwyty, prześcieradło) lub izolację, a o jego zastosowaniu decyduje lekarz.

Jest używany zwykle w sytuacji, w której pacjent stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia siebie samego lub innych, zachowuje się agresywnie, demolując i niszcząc przedmioty wokół siebie lub w inny sposób poważnie zakłóca lub uniemożliwia działanie ośrodka leczniczego, w którym się znajduje. Każdy taki przypadek musi zostać skrupulatnie odnotowany w dokumentacji medycznej i zgłoszony.

W ustawie o ochronie zdrowia psychicznego podkreślone jest wyraźnie, że przy wyborze środka przymusu należy wybierać możliwie jak najmniej uciążliwy, a przy stosowaniu go - zachować szczególną ostrożność. Co więcej, stan unieruchomionej osoby pielęgniarka musi kontrolować nie rzadziej niż co 15 minut. Samo unieruchomienie lub izolacja nie mogą być zlecone przez lekarza na czas dłuższy niż cztery godziny.

"Edukujemy, żeby nie zachorować i edukujemy w chorobie". Rola lekarzy po dwóch latach pandemii

Spędził ponad dwa miesiące w unieruchomieniu

Tym większe wrażenie robią opublikowane pod koniec zeszłego roku raporty Najwyższej Izby Kontroli opisujące przypadki nadużyć ww. metod zarówno w szpitalach, jak i DPS-ach.

Przykładem takiego miejsca był szpital w Złotowie, w którym decyzje mieli podejmować nieuprawnieni lekarze, pozostawiano też unieruchomionych pacjentów znacznie dłużej niż to było konieczne - niechlubny ''rekordzista'' tkwił tak 42,5 godziny. Według raportu naruszono tam też prawa do poszanowania intymności i godności w trakcie chwilowego uwolnienia pacjenta, gdyż wyprowadzano go nagiego z sali na korytarz.

"Kierowniczce nie były znane powody takiego postępowania, jednak zeznała, że „nigdy żaden z pacjentów nie zgłaszał skarg, co do faktu wyprowadzania z sali nago'"– czytamy na stronie NIK.

W innej kontroli NIK stwierdzono niewłaściwe zastosowanie przymusu bezpośredniego w trzech z siedmiu szpitali – w jednym z nich czas przekraczał 100 godzin, w dwóch – 300.

16-latek hospitalizowany w poznańskim szpitalu klinicznym przebywał w pasach przez 63 dni, czyli ponad dwa miesiące. - Ktoś po prostu zsumował liczbę dni, w których był unieruchomiony. Staramy się pomagać choremu, mimo że jest to trudne, a ktoś to mocno krytykuje, nie znając sprawy - komentował wówczas prof. Filip Rybakowski, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych szpitala im. Jonschera.

Przymus przedłużano mu aż 235 razy, a wraz z kolejnymi przymusowymi unieruchomieniami chłopak był poprzypinany przez 98,6 proc. czasu swojej hospitalizacji.

"Czy długo będziemy odwracać wzrok od krzywd?"

NIK zwraca uwagę na różne możliwe przyczyny takiego stanu rzeczy, np. zbyt małą obsadę personelu na dyżurach, brak osób uprawnionych do zlecenia przymusu lub też brak izolatki – to przypadek szczególnie popularny w DPS-ach. W jednym z nich, w Ryjewie dyrektor dopuścił nawet możliwość użycia gazu wobec mieszkańców, zlecając zakup dziewięciu sztuk.

Na opublikowane raporty zareagowała prawniczka i działaczka pro bono na rzecz pacjentów Katarzyna Dąbrowska. Wystosowała w tej sprawie pismo do Przewodniczącej Podkomisji ds. Zdrowia Psychicznego i Rzecznika Praw Pacjenta, mając nadzieję na nowelizację ustawy o ochronie zdrowia psychicznego i wprowadzenie nowych, "bardziej humanitarnych metod".

"Czy naprawdę jako społeczeństwo dalej będziemy odwracać wzrok od krzywd, jakie występują w miejscach, które mają pomagać? Ja nie potrafię" - pisała na swoim profilu na Facebooku.

Temat jest ważny społecznie, bo do biura RPP w 2024 r. wpłynęło około 100 skarg dotyczących stosowania przymusu bezpośredniego, a aż 394 podjęli z własnej inicjatywy rzecznicy.

Zgodnie z pomysłem referującej petycję posłanki Urszuli Augustyn i z poparciem obecnych na sali parlamentarzystów zapadła decyzja o przekazaniu dokumentu resortowi zdrowia, który podejmie finalne kroki w tej sprawie.

"Autorów petycji zapraszam na oddział"

Sprawa odbiła się szerokim echem w środowisku lekarskim. W mediach społecznościowych lekarze podkreślają, że takie zmiany mogłyby naprawdę poważnie utrudnić ich pracę. Co ciekawe, wspierają ich w tym także niektórzy pacjenci.

- Gdy przebywałem na oddziale zamkniętym, niejednokrotnie byłem świadkiem unieruchamiania innych pacjentów i za każdym razem naprawdę nie było innego wyjścia – mówi Dariusz (na życzenie informatora imię zmienione, personalia do wiadomości redakcji).

- Jak jest trzech pielęgniarzy na 70 pacjentów na oddziale, to zwyczajnie nie da się inaczej. Niektóre wyjątkowo agresywne osoby grożące sanitariuszom już przyjeżdżały unieruchomione, rozwiązywali ich dopiero, kiedy zastrzyk uspokajający zaczął działać. Dzięki temu też my czuliśmy się bezpieczniej - dodaje.

Potwierdza to jeden z warszawskich ratowników medycznych. - Osoba chora może być również niebezpieczna, jedno nie wyklucza drugiego. To byłoby zabranie nam instrumentu, który pozwala na jedyne bezpieczne zakończenie sytuacji zagrażającej dla wszystkich - mówi. - Gdyby te zmiany weszły w życie, to na dłuższą metę to by doprowadziło do paraliżu - podsumowuje.

Nie podoba to się także pielęgniarzowi Michałowi Gałęzewskiemu.

- Pomysł zupełnie chybiony. U mnie na oddziale przymus bezpośredni w postaci unieruchomienia jest stosowany głównie w przypadku pacjentów pobudzonych, pod wpływem alkoholu lub narkotyków, którzy mogą zagrażać sobie, pacjentom czy też personelowi - wyjaśnia.

- Każda sala jest monitorowana, każdorazowo decyzję o unieruchomieniu podejmuje lekarz, tak samo jeśli chodzi o przedłużenie - dodaje.

Zwraca uwagę, że czasem pacjenci są dowożeni przez ZRM w asyście policji i spięci kajdankami.

- Jeśli kilku policjantów ma problem, aby takiego człowieka obezwładnić, bo na przykład biega z nożem, to potem ma być na oddziale normalnie bez unieruchomienia? Zapraszam wówczas serdecznie na oddział autorów tej petycji. Dwa miesiące temu pobudzony pacjent, po zakończeniu unieruchomienia wziął krzesło, w 30 sekund rozbił szybę zbrojoną w drzwiach wejściowych i uciekł. A gdyby tym krzesłem uderzył pacjentów lub personel? - pyta pielęgniarz.

Profesor Błażej Kmieciak, ekspert zespołu RPO ds. zdrowia psychicznego, zwraca uwagę na inny aspekt - słowny. Apeluje mianowicie, by nie używać w tym kontekście słowa "związany".

- Sprawa petycji jest ważna i dotyczy kluczowych spraw zarówno dla pacjentów i ich bliskich, jak i personelu. Na tym wstępnym etapie warto zaczekać na decyzję odpowiednich, sejmowych gremiów, które będą się nią zajmować. Dzisiaj jednak myślę, że przy tej okazji musimy zwrócić uwagę na język, jakiego używamy, także w mediach. Pacjentów się nie "wiąże", tylko stosuje się wobec nich środki przymusu bezpośredniego, często zwane "zabezpieczeniem" pacjenta przed nim samym w chwili, gdy określone objawy powodują wystąpienie np. niebezpiecznego pobudzenia - podkreśla.

- To nie jest tylko semantyka. Mówimy o sytuacjach wyjątkowych, delikatnych i trudnych. O uchybieniach w tej kwestii możemy przeczytać w wielu raportach, ale nie uprawnia to do używania zwrotu "wiązania" pacjenta w kryzysie psychicznym. Taki termin może bardzo stygmatyzować - mówi.

Sam pracując na oddziale psychiatrycznym napotykał takie sytuacje.

- Oddział psychiatrii młodzieżowej, późne popołudnie, więc personelu medycznego nieco mniej. Nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk. Chłopak w silnym pobudzeniu psychoruchowym chciał wyskoczyć przez okno. Pielęgniarki zawołały mnie na pomoc. Złapałem go za nogę, żeby nie mógł ich dalej kopać. Gdybym nie pomógł, to pacjent zrobiłby sobie krzywdę, mógłby także zranić personel - wspominał w rozmowie z Blanką Rogowską.

Oficjalne stanowisko zajęło także Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, które zwraca uwagę, że wyeliminowanie środków przymusu mogłoby prowadzić do poważnego zagrożenia dla pacjentów, personelu medycznego i otoczenia, a rozwiązania zaproponowane w petycji nie uwzględniają realiów pracy.

- W niektórych przypadkach stosowanie przymusu bezpośredniego jest jedynym sposobem na zapobieżenie samookaleczeniom lub atakom agresji u osób w stanie ostrego kryzysu psychicznego – czytamy w oświadczeniu.

NRL podkreśla, że nadużycia w tym zakresie nie powinny prowadzić do całkowitego zakazu stosowania tego narzędzia, lecz do lepszej edukacji personelu oraz wdrożenia skuteczniejszych mechanizmów kontrolnych.

W tej sprawie zwróciliśmy się również do Ministerstwa Zdrowia i na razie czekamy na odpowiedź z departamentu zajmującego się petycją.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródła

  1. https://www.nik.gov.pl/
  2. https://nil.org.pl/

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie