Trwa ładowanie...

Lekarze ostrzegają przed tą usługą. "Strata pieniędzy i czasu"

Analiza pierwiastkowa włosa stała się hitem w sieci. Dermatolog ostrzega
Analiza pierwiastkowa włosa stała się hitem w sieci. Dermatolog ostrzega (Getty Images)

W sieci zaroiło się od reklam firm oferujących analizę pierwiastkową włosa. Na podstawie wyników takiego "badania" klient ma otrzymać zindywidualizowany program suplementacji, programów detoksykacyjnych czy "hydrokolonoterapii' – rodzaju lewatywy. Co na ten temat sądzą dermatolodzy i czy tego typu oferty są bezpieczne?

spis treści

1. Analiza pierwiastkowa składu włosa, czyli co?

Internet podbija usługa trychologiczna zwana analizą pierwiastkową składu włosa. W ramach badania z włosa wykonywane są pomiary składników mineralnych i pierwiastków, a także wzajemnych zależności między nimi. Do badania pobiera się włosy z głowy, klatki piersiowej lub włosy łonowe (włosy nie mogą być farbowane). Usługodawcy przekonują, że "badanie to warto wykonać u każdego, kto profilaktycznie dba o swoje zdrowie lub leczy się z powodu wielu chorób".

Wynik wskazuje na ilościową zawartość składników mineralnych i pierwiastków we włosie. Klient dowiaduje się, czy zmaga się z ich niedoborem, normą czy nadmiarem. Na postawie wyników firma przygotowuje "specjalny program suplementacji", programów detoksykacyjnych i "hydrokolonoterapii", czyli rodzaju lewatywy. Są też firmy, które pozwalają sobie na więcej i sugerują, że badanie włosa może wręcz ujawnić choroby, na jakie cierpi dana osoba.

Zobacz film: "Lekarze o polskiej lekomani. Pacjenci wierzą, że pigułka pomoże na wszystko"

Sprawie postanowili przyjrzeć się naukowcy. Powstało kilka badań, które wzięły pod lupę modną usługę. W jednym z artykułów naukowych pt."Commercial hair analysis: science or scam?" opublikowanych w prestiżowym czasopiśmie medycznym JAMA stwierdzono, że analiza składu włosa nie ma najmniejszego uzasadnienia medycznego. Okazało się, że na podstawie analizy składu pierwiastkowego włosa nie można dokładnie określić zawartości poszczególnych związków mineralnych w organizmie, ponieważ zawartość tych substancji w ciele nie jest równoznaczna z ich zawartością we włosie.

Ponadto wyniki samej analizy składu włosa nie są wystarczające do tego, by na ich podstawie bezpiecznie podejmować decyzje dotyczące swojego zdrowia. Nigdy nie ustalono także norm, w jakich powinno mieścić się stężenie poszczególnych związków mineralnych we włosie.

Niepokój budzi także przepisywanie suplementów specjalnie "skrojonych" pod wyniki danej osoby. Nie wiadomo bowiem jaki jest ich dokładny skład oraz stężenie.

2. "Usługa komercyjna, która nie ma nic wspólnego z medycyną"

Dermatolog dr n. med. Agata Filipowska-Grońska przyznaje, że w ostatnich latach faktycznie przybyło firm trychologicznych, które nie mają nic wspólnego z medycyną. Są niezwykle popularne, choć jak podkreśla lekarka bardzo często zupełnie bez uzasadnienia.

- Pacjentów, którzy sięgają po tak absurdalne rozwiązania i porady trychologiczne różnej maści, jest niestety coraz więcej. Tego typu usługi trychologiczne świadczą osoby, które w ciągu dwóch lat skończyły kosmetologię lub różnego rodzaju kursy. Wielu z nich wydaje się, że znają się na włosach, a prawda jest taka, że się nie znają. Jest to po prostu pewna gałąź przemysłu, bo z medycyną nie ma to nic wspólnego. Co więcej, nie ma to nic wspólnego z kosmetologią jako taką, bo ta jest upiększaniem, a nie udzielaniem porad. Porady dotyczące kondycji i struktury włosa należą do zadań lekarza. To nie jest tak, że my boimy się konkurencji, my boimy się głupoty, bo potem to my zajmujemy się leczeniem powikłań pacjentów, którzy powinni iść w pierwszej kolejności do lekarza i szukać konkretnej porady, a zasięgnęli jej nie tam, gdzie trzeba – mówi w rozmowie z WP abcZdrowie dr Filipowska-Grońska.

Dermatolog podkreśla, że nie brakuje też pacjentów, którzy profilaktycznie zasięgnęli opinii trychologicznej, a następnie wdrożyli zaproponowane rozwiązania, które przyniosły więcej szkód niż pożytku, ponieważ w istocie żadna "terapia" nie była im potrzebna.

- Są osoby, które zupełnie niepotrzebnie otrzymały jakieś parafarmaceutyki czy kosmetyki, przez które doszło do alergii. Myślę, że nikt poza lekarzem nie ośmieliłby się podać czegokolwiek ogólnoustrojowo – w postaci tabletki czy zastrzyku. Jeśli jakieś preparaty są podawane miejscowo, to przenikanie jest znikome. Mamy tu po prostu do czynienia z oszustwem i wykorzystywaniem nieświadomości czy też braku wiedzy ludzi – zaznacza dermatolog.

- Bo niewiele osób wie, w jaki sposób dystrybuowane są leki, w jaki sposób te substancje przenikają i jakie jest ich faktyczne oddziaływanie. Inaczej przenika substancja podana doustnie, a inaczej przez skórę głowy. Jest to związane z budową skóry i grubością naskórka w różnej lokalizacji. Terapie dopasowujemy do lokalizacji zmian – twierdzi lekarka.

3. Nieprzebadane suplementy i szkodliwe terapie

Dr Filipowska-Grońska tłumaczy, że przepisywane suplementy diety w najlepszym wypadku mogą nie zawierać nic oprócz neutralnych dla organizmu substancji. W najgorszym mogą zaszkodzić zdrowiu, ponieważ nie są to preparaty, których skład jest precyzyjnie określony.

- Jeśli ktoś decyduje się na przepisanie "specjalnych suplementów", to prawdopodobnie takie preparaty nic w sobie nie zawierają. Choć tak naprawdę my nie wiemy, co się w nich znajduje, bo suplementy nie są badane. Skład, który się podaje, jest składem domniemanym. Tym różnią się one od preparatu medycznego, który musi przejść badania, testy oraz analizę składu i przeznaczenia. Zakładam, że ludzie, którzy je sprzedają, nie chcą tak naprawdę wyrządzić komuś krzywdy i otruć, tylko żerują na naiwności, chcą zarobić w nieuczciwy sposób. Bo w takich preparatach równie dobrze może być tylko woda z cukrem – podkreśla lekarka.

Dermatolog wskazuje też na inny aspekt – ludzi, którzy faktycznie mają niedobory i sięgają po tego typu suplementy, co niestety nie przynosi żadnych rezultatów.

- Są ludzie, którzy naprawdę zmagają się z jakimiś niedoborami i myślą, że dzięki tym suplementom je uzupełnią. Niestety bywa tak, że to nie przynosi skutku, ponieważ w tych nieprzebadanych preparatach nie ma ani witamin, ani składników mineralnych, które mogłyby wyrównać braki. Jest to dla nich nie tylko strata pieniędzy i czasu, lecz także brak poprawy stanu zdrowia i progresja deficytów. Spotkałam się ze środkami, które kosztowały ponad 200 zł za 30 tabletek. To jest cena zaporowa dla wielu pacjentów, dlatego dziwi mnie, że sięgają po taką kwotę i przeznaczają na coś, co jest nieskuteczne – ocenia ekspertka.

Stanowczo unikać należy jednak wszelkich pseudomedycznych wlewów czy płukań organizmu. Wizyta u trychologa nie zastąpi konsultacji lekarskiej.

- Każdorazowo, jeśli chcemy zbadać stan zdrowia, udajmy się do lekarza, który zleci badania takie jak np. morfologia krwi. Jeśli zmagamy się z osłabioną kondycją i wypadaniem włosów, w pierwszej kolejności idźmy do dermatologa. Bo każdy dermatolog jest jednocześnie trychologiem, ale nie każdy trycholog jest lekarzem. Ocena kondycji skóry i włosa to jest jedno, ale drugie to jest ich leczenie. Trycholog leczenia nie wdroży – przekonuje dermatolog.

- Niejednokrotnie przychodzili do mnie pacjenci z listą 20 specjalistycznych badań (które wykonuje się tylko w określonych przypadkach) od takiej osoby i żądają, aby lekarz je zlecił. Nawet jeśli ktoś zgodziłby się na wykonanie takich badań, to trycholog i tak nie potrafiłby ich zinterpretować. Są to swego rodzaju czary-mary, które mają służyć zarobieniu pieniędzy. Niestety w sposób nieuczciwy, a nierzadko też szkodliwy – kończy dr Filipowska-Grońska.

Katarzyna Gałązkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także:

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze