Lekcje odbywają się na korytarzach. "Nasza szkoła nie ma typowych sal lekcyjnych"
Szkoły przyszpitalne funkcjonują w cieniu szkół tradycyjnych i szpitala, przy którym zostały powołane. Ich działalność nie przypomina jednak zwykłych placówek. - Nasza szkoła nie ma typowych sal lekcyjnych. Lekcje odbywają się przy łóżkach chorych dzieci, na oddziałach, w świetlicach albo kącikach na korytarzach - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie Ewa Szarowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 282 w Szpitalu Dziecięcym "Niekłańska".
Zawieszone między systemem edukacji a systemem zdrowia
Szacuje się, że około 27 proc. polskich uczniów (to najnowsze dane z lat 2014 - 2016) cierpi na choroby przewlekłe. Oznacza to, że w przeciętnej klasie znajduje się kilkoro dzieci z długotrwałymi problemami zdrowotnymi. Problemami, które mogą wymagać regularniej hospitalizacji.
Oderwany od swojej macierzystej szkoły uczeń przebywając w szpitalu nie musi tracić cennych tygodni edukacji. Przy wielu szpitalach działają bowiem szkoły przyszpitalne, które umożliwiają dzieciom kontynuację nauki i ułatwiają płynny powrót do tradycyjnej szkoły.
Ile ich jest? Tego nikt dokładnie nie wie. Jak zaznacza w rozmowie z WP abcZdrowie Agata Łuczyńska, współzałożycielka i prezeska Fundacji Szkoła z Klasą, która stworzyła pierwszy w Polsce raport poświęcony funkcjonowaniu szkół przyszpitalnych, w systemie informacji oświatowej nie zostały one wyodrębnione.
#dziejesienazywo: Jak zmotywować dziecko do nauki języków obcych?
- Nawet od kuratoriów ciężko jest uzyskać pełną informację o liczbie szkół przyszpitalnych. W ogólnopolskiej bazie szkół (SIO, czyli System Informacji Oświatowej) szkoły te widnieją pod ogólną kategorią szkół specjalnych - podkreśla.
Informacje na ten temat można wprawdzie pozyskać od jednostek samorządu terytorialnego (przykładowo na terenie Miasta St. Warszawy działa 9 szkół w podmiotach leczniczych), jednak, jak zaznacza Łuczyńska, zespołowi badawczemu nie udało się uzyskać spójnych i kompletnych danych na poziomie całego kraju.
Specyfika działania szkół przyszpitalnych opiera się na całkiem innych założeniach niż tych tradycyjnych. Mimo że wypełniają one podstawę programową, działają na styku systemów edukacji i zdrowia, nie tylko wspierając uczniów w nauce, ale też w procesie leczenia.
- Funkcjonują pomiędzy wsparciem ucznia w tym, żeby nie wypadł z systemu edukacji, by mógł nadrobić materiał, będąc w szpitalu, a obszarem terapeutycznym. Nauczyciele z takich szkół są więc trochę w rozkroku - wyjaśnia Łuczyńska.
Lekcje przy łóżkach i na korytarzach
Jedną z takich placówek jest Szkoła Podstawowa Specjalna nr 282 w Samodzielnym Zespole Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej im. prof. dr. Jana Bogdanowicza w Warszawie. Jej specyfikę opisują nam dyrektorka Ewa Szarowska oraz nauczycielka biologii, przyrody, techniki i informatyki Beata Balcerska.
- Nasza szkoła nie ma typowych sal lekcyjnych. Lekcje odbywają się przy łóżkach chorych dzieci, na oddziałach, w świetlicach albo kącikach na korytarzach. Organizujemy też zajęcia poza oddziałami, np. w bibliotece czy sali konferencyjnej - wylicza Szarowska.
Placówka obejmuje swoją opieką dzieci z klas 1-8 szkoły podstawowej. Ma także dwa oddziały przedszkolne dla maluchów w wieku pięciu-sześciu lat. Rotacja uczniów jest duża, co sprawia trudności organizacyjne.
- Zajęcia prowadzimy indywidualnie lub w małych grupach, 4-5 godzin lekcyjnych dziennie. Pracujemy w systemie klas łączonych: 5-6 latki, klasy 1-3, 4-6 i 7-8 - wylicza Balcerska.
Poza zajęciami dydaktycznymi szkoła organizuje także zajęcia pozalekcyjne, w ramach których realizowane są działania terapeutyczno-wychowawcze.
- Korzystamy z tradycyjnych dzienników. Nie robimy klasówek, ale oceniamy uczniów, stosujemy oceny cyfrowe. Jeśli dziecko dłużej leży w szpitalu, każdą z ocen opisujemy, za co została przyznana - mówi Szarowska.
- To informacja zwrotna dla nauczycieli ze szkół macierzystych, żeby wiedzieli, z jakiego materiału oceniliśmy ucznia, za jaką pracę. Ich odbiór jest różny. Czasem szkoła sama prosi o wystawienie przez nas ocen, bo musi sklasyfikować ucznia, a czasem zdarza się, że uznanie ocen przez szkołę macierzystą wymaga rozmowy, kontaktu ze szkołą, wytłumaczenia zasad nauki w szpitalu - dodaje Balcerska.
"Niczym pątnicy przemierzają szpitalne korytarze"
Współpraca szkół przyszpitalnych z macierzystymi to zresztą pierwszy podstawowy problem, na jaki zwraca uwagę raport Fundacji Szkoła z Klasą.
- Rozmawialiśmy z wieloma nauczycielami szkół przyszpitalnych, którzy zwracali uwagę na to, że często uczeń, który wychodzi ze szpitala i wraca do szkoły macierzystej, nie ma zapewnionej ciągłości związanej z przekazanymi o nim informacjami. Dziecko opuszcza na przykład oddział psychiatryczny, gdzie w szkole przyszpitalnej próbował nadrobić materiał, odzyskiwał poczucie normalności, zbierał oceny, doceniano jego wysiłek, wraca do szkoły pochodzenia, gdzie jego praca w ogóle nie jest uwzględniana - mówi Łuczyńska.
- Potrzeba systemowej współpracy między placówkami - dodaje.
Współpraca potrzebna jest także na linii szkoła przyszpitalna - szpital, bo, jak wynika z raportu, personel medyczny nierzadko traktuje nauczycieli i ich działania po macoszemu.
- Wiadomo, zdrowie pacjenta jest najważniejsze. Bywa więc, że nauczyciele są przemieszczani z kąta w kąt, nie mają gdzie uczyć, nie mają nawet salek do przechowywania własnego sprzętu, komputerów czy pomocy szkolnych. Niczym pątnicy przemierzają szpitalne korytarze, nie mając dla siebie przestrzeni, dźwigając ze sobą wszystkie materiały. Nawet jeśli uczniowie mogliby opuścić łóżko i uczyć się gdzieś indziej, nie ma na to szans - opowiada Łuczyńska.
Nie w każdej szkole przyszpitalnej tak jest. Ewa Szarowska podkreśla, że wnioski płynące z raportu na temat szkół przyszpitalnych są prawdziwe, jednak wiele problemów, które w nim zawarto, nie odnosi się bezpośrednio do jej placówki.
- Jestem zadowolona z tego, jak działamy. Bywa trudno, ale mamy to szczęście, że dobrze nam się współpracuje z personelem medycznym szpitala. Czujemy się częścią tej społeczności - podkreśla.
Społeczności, w której, jak zaznacza Łuczyńska, nauczyciele są zwykle gośćmi, a nauczyciele muszą wykazywać się sporą elastycznością.
- Ważne jest dostosowanie do dziecka i procesu leczenia. Jeśli nauczyciel wchodzi do sali na oddziale, a dziecko śpi, nie budzi go, tylko przychodzi później. Jeśli w trakcie nauki jest obchód i lekarz musi porozmawiać z pacjentem, przerywa lekcję - wyjaśnia.
- Rzadko wiemy, jaki będziemy realizować temat, aby móc się do niego przygotować. Przede wszystkim realizujemy podstawę programową. Nie ma czasu do zastanowienia: widzimy dziecko i od razu musimy wiedzieć, co z nim robić - mówi Balcerska.
- Problemem jest też to, że wielu nauczycieli takich szkół zgłasza brak specjalistycznych kompetencji w konkretnych obszarach tematycznych, na przykład psychologicznych, żeby skutecznie wesprzeć i wysłuchać ucznia - dodaje Łuczyńska.
Beata Balcerska przyznaje, że wyzwaniem są dla niej mali pacjenci z dłuższymi pobytami na oddziale: z zaburzeniami odżywiania i po próbach samobójczych. Niektóre z nich spędzają w szpitalach po 3-4 miesiące.
- Nie mamy na miejscu psychologa ani psychiatry, sami musimy się uczyć takich dzieci, jak z nimi współpracować, jak reagować. Dzieciom po próbach samobójczych trzeba pokazać świat na nowo - mówi.
- Jesteśmy więc wsparciem psychicznym dla dzieci, ale i dla rodziców. Rodzice z reguły są bardzo przychylni naszej szkole, rzadko wyrażają swoje niezadowolenie z jej funkcjonowania, które najczęściej wynika z niezrozumienia, stresu i traumy, jaką przechodzą - dodaje. - Staramy się, aby pobyt w szpitalu nie był stratą czasu i przykrym przeżyciem. Robimy wszystko, aby dziecko opuszczając szpital miało nie tylko złe wspomnienia, lecz także te miłe, związane z atrakcyjnymi zajęciami i zadowoleniem z osiągnięcia sukcesu.
Pytane o największe wyzwania i codzienne bolączki Szarowska i Balcerska wymieniają braki etatów w szkole, które przekładają się na nadmiar pracy.
- Jesteśmy małą szkołą, która nie jest administratorem budynku, dlatego nie mamy m.in. wicedyrekcji, sekretariatu, kierownika gospodarczego, kierownika wychowania… W dużych szkołach normalne jest, że dyrektor trzyma pieczę nad szkołą, a tu dyrektor musi robić wiele rzeczy sam. To dużo jak dla jednej osoby - mówi Balcerska.
"Dla nas wielką nagrodą jest, jak dzieci mogą już iść do domu, ale nie chcą"
Gdy dziecko opuszcza mury szpitala i - tym samym - miejscową szkołę, otrzymuje specjalne zaświadczenie z ocenami, które przekazuje szkole macierzystej.
- Zdarza się, że utrzymujemy kontakt z naszymi uczniami także po wypisie ze szpitala. Organizujemy pomoc materialną, wspieramy w uzyskaniu indywidualnego nauczania, zasiłków związanych z niepełnosprawnością, odwiedzamy ich w szpitalach, do których zostali przewiezieni na dalsze leczenie - mówi Szarowska.
- Dla nas wielką nagrodą jest, jak dzieci mogą już iść do domu, ale nie chcą. Obiecują, że do nas wrócą - dodaje.
Czy szkoły przyszpitalne zostaną wreszcie dostrzeżone? Łuczyńska zauważa, że po publikacji raportu zainteresowało się nim zarówno Ministerstwo Edukacji, jak i Ministerstwo Zdrowia.
- Uważam, że zainteresowanie tymi szkołami wzrasta m.in. w kontekście kryzysu psychicznego dzieci w Polsce. Mam wielką nadzieję, że nauczyciele takich placówek otrzymają potrzebne wsparcie - kończy.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.