Pogarda i brak współpracy - z tym spotykają się studenci medycyny na praktykach
Kiedy studiujemy, poznajemy medycynę od środka. Nowe przedmioty, wielcy profesorowie, tyle ambitnych planów. Zdobywamy wiedzę i chcemy poszerzać swoje horyzonty. Obcujemy z ludźmi chorymi, cierpiącymi oraz tymi, którzy leczą - mentorami, wybitnymi specjalistami. Ale niestety trafiają się i przykre historie, kiedy to poznajesz wadliwy dział medycyny, albo raczej środowiska medycznego.
Chyba po drugim roku mieliśmy praktyki u lekarza rodzinnego. Znamy go wszyscy, chodzimy od dziecka do jednej przychodni. Witamy się na ulicy. A teraz razem usiądziemy w gabinecie i będziemy leczyć. O, jak marzyłem o tych praktykach. Przecież od małego przychodzę tutaj jako pacjent, wszystkie "starsze" pielęgniarki już mnie kłuły, szczepiły, mierzyły. Niejeden lekarz diagnozował ospę czy anginę. Dzisiaj to ja będę z nimi pracować.
Przecież mnie znają - będzie super! Na początek wspólna kawka, aby się poznać, a potem dumnie będziemy kroczyć przez korytarz w białych kitlach. Tak, żeby wszyscy widzieli, że idą oni - doktorzy. Potem będę pisać recepty, badać, diagnozować, kierować do specjalistów. Ktoś na pewno trafi z zatrzymaniem krążenia i poprowadzę całą akcję reanimacyjną; ktoś przyjdzie ze złamaną ręką i założę swój pierwszy gips, a może nawet rozpoznam cukrzycę albo raka.
1. Tyle marzenia o wspaniałych praktykach
Ani jedno słowo się nie sprawdziło. Ani jedna pielęgniarka mnie "nie pamiętała". Ani jeden lekarz nie badał ze mną. Główne pytanie: po co ja tu jestem? No, sprawa oczywista: żeby nauczyć się, jak być dobrym lekarzem. Żeby poznawać pracę od środka, żeby badać pacjentów, nauczyć się z nimi rozmawiać, zdobywać nowe doświadczenia. Pielęgniarki dumnie kroczyły, wielkie "panie" ośrodka zdrowia, zacnej przychodni. Doktorzy pochowani w gabinetach z przygotowaną stertą recept.
Sprawdź również:
Nikt nie odpowie "dzień dobry", nikt się nie uśmiechnie. Pytam, kiedy przyjmuje dany lekarz i dostaję odpowiedź, że przecież "pisze na drzwiach". Tak bardzo ten obraz dobrego personelu medycznego z dzieciństwa nie zgadza mi się z tym, co otrzymuję teraz - pogarda, brak chęci współpracy...
Trafiłem wreszcie do gabinetu internisty. Przyjęliśmy "aż" dwóch pacjentów, z czego jeden to przedłużenie recept, a drugi z neuralgią i skierowaniem do specjalisty. Po czym lekarz mówi: może pan sobie już iść do domu, dziś już nic ciekawego nie będzie.
Oczywiście w gabinecie miałem dodatkowy fotel, miejsce do robienia notatek, także zostałem poczęstowany herbatą w upalny dzień i mogłem swobodnie rozmawiać z pacjentami, a potem zadawać pytania lekarzowi, by pogłębić swoją wiedzę.
A nie... tak chciałem, żeby było. Nie było. Był taboret w kącie, moje kolana i to wszystko. Pacjenta nie dotknąłem. A i fartuch też na korytarzu zakładałem, bo miejsca w szatni nie było.
Resztkami nadziei, że może będzie inaczej spróbowałem zagadać do pani w laboratorium, że może chociaż krew komuś pobiorę, gazometrię nawet. A gdzieżby! "Pan miał to na praktykach rok temu, ja nie będę odpowiadać za pana, poza tym my tu mamy dużo pracy” - usłyszałem. Dziękuję, było mi bardzo miło. Ale jeszcze są specjaliści.
Znany w mieście ginekolog, świetne opinie, to może chociaż on mnie przyjmie i pokaże USG. "Panie doktorze, nazywam się X, jestem studentem… czy mógłbym dzisiaj panu asystować w badaniu pacjentów…?" Pada jasna i klarowna odpowiedź: "Nie. Proszę przyjść sobie na oddział do szpitala, ale nie w przychodni".
Tak oto minęły moje praktyki w dziedzinie medycyny rodzinnej. Bardzo się zraziłem i żałowałem każdej chwili tam spędzonej. Nabrałem też dystansu do ludzi tam pracujących. Przykre to było. Myślę sobie: oni też kiedyś byli młodzi. Też chcieli się uczyć i zdobywać wiedzę. I też ktoś im to musiał pokazać, doradzić, nauczyć. Szkoda, że zapomnieli o tym. Szkoda też, że zapomnieli o kulturze i szacunku do drugiego człowieka.
Pozostaje apel: szanowni medycy, szanowni lekarze, szanowne pielęgniarki: pamiętajcie, że was też ktoś uczył i wy też przekażcie tę wiedzę innym. Młody adept medycyny może być kiedyś waszym lekarzem. Dajcie mu szansę i traktujcie go z szacunkiem tak, jak wy chcieliście być traktowani.
A wy, studenci nie bójcie się reagować na takie zachowania. Praktyki można zmienić. Waszym prawem jest zdobycie wiedzy i wyniesienie z takich zajęć jak najwięcej treści, a nie poczucia beznadziei i tego, że ktoś was zmieszał z błotem. Nie możecie sobie na to pozwolić, choćby dopuszczał się tego największy profesor!
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.