Zaczęło się od bólu pleców i drętwienia. Po miesiącu Remigiusz usłyszał diagnozę
Zaczęło się od potwornego bólu pleców w odcinku lędźwiowym i pieczenia nóg. Kiedy trafił do szpitala, nie był w stanie samodzielnie się poruszać. - W pewnym momencie myślałem już, że będę jeździł na wózku - przyznaje Remigiusz Szlama. Dopiero po miesiącu od pierwszych objawów lekarze postawili diagnozę. Okazało się, że cierpi na neuroboreliozę. To było dla niego sporym zaskoczeniem, bo nie pamiętał, kiedy mógł go ukąsić kleszcz.
1. Lekarze myśleli, że to rwa kulszowa
Półtora roku temu opisywaliśmy, jak Remigiusz Szlama zmagał się z COVID-19. Teraz dopadła go borelioza.
Za miesiąc skończy 32 lata. Jak sam przyznaje, choroba wywołana przez kleszcza zabrała mu trzy miesiące życia. Powoli wraca do normalnego funkcjonowania, ale nadal jest bardzo osłabiony. Dolegliwości zaczęły się w połowie czerwca i z każdym tygodniem się nasilały. Długo nie wiedział, jaka jest przyczyna.
- Zaczęło się od bólu pleców, który przekształcił się w ostry ból dolnego odcinka kręgosłupa lędźwiowego. Nie byłem w stanie pracować, nie byłem w stanie spać. Później doszedł do tego straszny ból nóg, jakby ktoś łamał mi kości. Nie mogłem ustać w miejscu dłużej niż pięć sekund. Wtedy dostałem zastrzyki na kręgosłup, bo lekarze podejrzewali, że to rwa kulszowa - opowiada Remigiusz Szlama.
- Ból był taki, jakby ktoś dosłownie wsadził mi nogi do ogniska albo posypał je żarem, do tego drętwiały mi stopy. W międzyczasie dopadła mnie bezsenność, z jednej strony nie mogłem zasnąć z powodu bólu, z drugiej, kiedy próbowałem zasnąć, wybudzały mnie drgawki, tak jakby ktoś nagle poraził mnie prądem. To był jeden wielki ból - wspomina mężczyzna.
2. Bał się, że będzie poruszać się na wózku
Po trzech tygodniach doszło do paraliżu prawej części twarzy. Wtedy trafił do szpitala. Szczegółowe badania potwierdziły, że to borelioza.
- Dosłownie tydzień później, już w szpitalu, zacząłem tracić władzę w nogach. To nie nastąpiło momentalnie, tylko stopniowo. Zacząłem się przewracać. Najpierw myślałem, że przewróciłem się przypadkowo, że może zakręciło mi się w głowie - tak to sobie tłumaczyłem. Po dwóch tygodniach straciłem zupełnie czucie w nogach. Pomagał mi kolega z sali, bo nie byłem w stanie się poruszać. To było wrażenie, jakby kolana zaczęły mi się wyginać w drugą stronę - relacjonuje 32-latek.
Pan Remigiusz przyznaje, że to był jeden z najtrudniejszych momentów w jego życiu. Z natury jest optymistą, więc nie tracił nadziei, ale nawet lekarze nie byli w stanie mu powiedzieć, czy choroba się cofnie, czy będzie sparaliżowany do końca życia.
- W pewnym momencie nogi przestały reagować na moje polecenia. Po prostu ich nie czułem, a o wstaniu z łóżka i chodzeniu mogłem zapomnieć. Lekarze powiedzieli mi, że mam zapalenie opon mózgowych, neuroboreliozę oraz niedowład nóg. W pewnym momencie myślałem już, że będę jeździł na wózku. Pytałem się lekarza, czy to czucie wróci, ale nawet on nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie - wspomina.
3. Kleszcz nie pozostawił po sobie żadnego śladu
Na szczęście leczenie przyniosło rezultaty. Po miesiącu Remigiusz został przeniesiony z oddziału neurologicznego na rehabilitację. Teraz 32-latek uczy się na nowo chodzić. Nadal ma problemy z utrzymywaniem równowagi i pamięcią.
- Jest lepiej. 15 września wyszedłem ze szpitala po dwóch i pół miesiąca, ale rehabilitacja trwa. Jestem bardzo osłabiony, do tego trzęsą mi się ręce. Najgorzej jak próbuję coś trzymać, np. jak wezmę kubek z herbatą, to potrafię go wylać. Paraliż twarzy ustąpił dość szybko, ale dalej mam problemy z nogami. Muszę uważać, żeby się nie przewrócić podczas spaceru, niestety zdarza mi się to dość często, bo nogi jeszcze odmawiają mi posłuszeństwa - opowiada pan Remigiusz.
- Często zastanawiam się, kiedy zacznę chodzić normalnie i przestanę kuleć. Nie wiem, ale mam nadzieję, że jak najszybciej. Nawet lekarze mówią, że mogę nie wrócić do 100-procentowej formy. Tę chorobę można porównać do stwardnienia rozsianego - też dochodzi do zaniku mięśni. Każdy organizm inaczej reaguje. Lekarz mówi, że mogą pojawić się jeszcze jakieś odległe powikłania, mogę mieć np. problemy z sercem.
Pan Remigiusz przyznaje, że diagnoza była dla niego szokiem, bo nie ma pojęcia, kiedy mógł go ukąsić kleszcz. - Ten, którego miałem, nie pozostawił po sobie żadnego śladu, nie było rumienia w miejscu ukąszenia. Tymczasem okazało się, że ten osobnik był zainfekowany różnymi odmianami boreliozy, co jest rzadkim zjawiskiem - opowiada mężczyzna.
Specjalistka chorób zakaźnych prof. Anna Boroń-Kaczmarska wyjaśnia, że nawet u 30-40 proc. pacjentów nie występuje rumień wędrujący po ukąszeniu, a im później choroba zostanie wykryta, tym większe ryzyko groźnych powikłań.
- W przypadku późnej boreliozy jest więcej problemów. Nie tyle same bakterie, ile ich wpływ na układ odpornościowy odgrywa ważną rolę, powodując zmiany przewlekłe, które mogą mieć charakter zapalny czy zwyrodnieniowy – mówi lekarka w rozmowie z WP abcZdrowie.
Nieleczona borelioza może rozprzestrzeniać się na inne części ciała przez kilka miesięcy a nawet lat po zakażeniu, powodując zapalenie stawów i problemy z układem nerwowym.
Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.