Operujemy zaćmę za granicą, ale powikłania leczymy w Polsce
Bywa dramatycznie. Polscy pacjenci po operacji zaćmy za granicą wracają do polskich szpitali z powikłaniami po zabiegach. Często przyjeżdżają ze znikomą dokumentacją i w bardzo poważnym stanie, a polscy lekarze nie wiedzą, za co brać się najpierw: za leczenie czy szukanie informacji o wszczepionych soczewkach. W dokumentacji takich danych nie ma.
- To bardzo poważny problem. Ostatnio spędziłam kilka godzin, zastanawiając się, jaka soczewka została wszczepiona mojemu pacjentowi: standardowa czy niestandardowa. Chory twierdził, że dopłacał, ale nie mogłam jej znaleźć w żadnym rejestrze – przyznaje prof. Ewa Mrukwa-Kominek, kierownik Kliniki Okulistyki i Katedry Okulistyki na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach. - To trudne sytuacje, ponieważ my nie chcemy starszyć pacjenta lub mówić, że nie jesteśmy czegoś pewni. To wywołuje dodatkowy stres u chorego. A dla niego sam wyjazd na operację zaćmy za granicę i tak był denerwujący.
1. Zaćmę leczymy za granicą
"Oferujemy organizację leczenia w różnych klinikach w Czechach", "zadbamy o twoje bezpieczeństwo", "nie będziesz musiał czekać na operację zaćmy latami". Takie ogłoszenia znajdziemy tak w sieci, jak i na tablicach ogłoszeniowych w różnych przychodniach czy centrach medycznych. Na rynku pojawia się coraz więcej firm, które za odpowiednią opłatą zorganizują wyjazd na operację zaćmy za pacjenta.
Przeczytaj także:
Medycyna poza granicami Polski możliwa jest dzięki dyrektywie transgranicznej. Do polskiego ustawodawstwa weszła ona w drodze nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Akt obowiązuje od 15 listopada 2014 roku.
Jak pokazuje raport Komisji Europejskiej dotyczący dyrektywy zagranicznej w 2015 roku Narodowy Fundusz Zdrowia przeznaczył na leczenie za granicą ok. 9 mln zł. Zajmujemy 4 miejsce w Europie pod względem ilości pieniędzy wydanych na zagraniczą opiekę zdrowotną. Przykładowo, Hiszpanie przeznaczyli na ten cel niecałe 4 tys. euro, Duńczycy – 1,2 mln euro, a Czesi 42 tys. euro.
Eksperci szacują, że ok. 93 proc. wszystkich pacjentów, którzy udali się na leczenie za granicą, stanowią chorzy na zaćmę. Jednak zgodnie z dyrektrywą transgraniczą, NFZ refunduje jedynie koszty operacji. Ani złotówki nie zwraca jeśli pacjent dozna jakichkolwiek powikłań. Dlatego tacy chorzy trafiają często do polskich placówek.
2. Powikłania kurujemy już w Polsce
- Nie wszystkie kliniki za granicą, które oferują operacje zaćmy, później zajmują się także powikłaniami – przyznaje prof. Ewa Mrukwa-Kominek. - Tacy chorzy są pozostawieni sami sobie, a później trafiają do naszych szpitali.
Z problemem spotyka się także prof. Robert Rejdak, kierownik Kliniki Okulistyki Ogólnej Katedry Okulstyki Uniwersytetu Medycznego w Lublinie i dodaje, że sytuacja ta dotyczy najczęściej pacjentów z południowych województw. To oni najczęściej decydują się na wykonanie zabiegu usunięcia zaćmy za granicą.
- To cała gama różnych pacjentów: od tych po prostu niezadowolonych lub mających obawy, że coś poszło nie tak, po tych z bardzo namacalnymi problemami – mówi prof. Rejdak. Mowa tutaj o powikłaniach na różnych etapach leczenia.
- Zdarza się, że soczewka zostaje wszczepiona nie tam, gdzie powinna, widać, że chirurg ratował operację. Problemem jest jednak to, że do nas trafia bardzo lakoniczna dokumentacja. Często wpisana jest tylko data zabiegu i ogólne stwierdzenie "operacja zaćmy" – mówi okulista. Jednocześnie taki pacjent ma upośledzone widzenie na poziomie 50 proc., a lekarze nie wiedzą co wydarzyło się za granicą. W Polsce jest to nie do pomyślenia. Jeśli lekarze odsyłają pacjenta do ośrodka o wyższym stopniu referencyjności, razem z nim przekazują odpowiednią informację. W przypadku zagranicznych ośrodków – nie wiedzą prawie nic.
- Niewiele jednak możemy zrobić. Operujemy albo prowadzimy takiego pacjenta. Pochłania to nasze koszty, bo za powikłania operacji zaćmy leczone za granicą NFZ pieniędzy przecież nie zwraca. Więc to my ponosimy pełną odpowiedzialność za pacjenta, mimo, że operację wykonano za granicą. A na sam koniec pacjentowi, już z naszą dokumentacją, po leczeniu, zaciera się obraz kto faktycznie na początku operował i nas obarcza odpowiedzialnością za szkody. Efekt? Nasz autorytet obniża się.
Wyjściem z sytuacji dla pacjentów z zaćmą mogłaby być możliwość wyboru soczewki. Teraz wszystkim chorym na zaćmę wszczepia się jednakowy ich rodzaj. Specjaliści sugerują, że gdyby lekarz mógł proponować pacjentowi wybór soczewki, do której chory mógłby dopłacić, wiele osób zrezygnowałoby z operacji w Czechach czy Niemczech. - Tam taką możliwość mają i to jest głównym wabikiem – podkreśla prof. Ewa Mrukwa-Kominek.
Mowa o soczewkach premium, które oprócz zlikwidowania zaćmy i korekcji wzroku korygują astygmatyzm, uniezależniają od okularów. Są to soczewki multifokalne, co oznacza, że mają kilka ognisk na jednej lub kilku linii. Pozwalają na ostre widzenie do bliży i dali.
Koszt takich soczewek nie jest jednak mały. Trzeba do nich dopłacić od 1,5 tys. zł do nawet 3 tys. zł za sztukę.
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.