Rzuciła się pod pociąg. Uważa, że winny jest koncern farmaceutyczny
Do zdarzenia, w wyniku którego kobieta straciła obydwie nogi, doszło już 17 lat temu. Koncern farmaceutyczny odwołał się od wyroku na korzyść pacjentki, a na rozpatrzenie apelacji kobieta czeka już od pięciu lat.
W tym artykule:
Chora na Parkinsona rzuciła się pod pociąg
Waleria, która podzieliła się swoją historią z redakcją "Wyborczej", usłyszała diagnozę choroby Parkinsona w 2005 roku. Do objawów, które zaczęły coraz bardziej wpływać na jej życie, należały zmniejszona mimika twarzy, ciągłe zmęczenie, senność, zmiana w chodzie.
Lekarze zadecydowali o wprowadzeniu leku Mirapexin, stymulującego produkcję dopaminy. Choć lek złagodził drżenie, doprowadził do depresji, a nawet urojeń i zachowań maniakalnych. O odstawieniu leku zadecydowali lekarze w Instytucie Psychiatrii i Neurologii. Po pewnym czasie farmakoterapię wznowiono, ale tym razem w postaci leku Requip produkowanego przez firmę GlaxoSmithKline.
I ten lek złagodził objawy choroby Parkinsona, choć nie bez skutków ubocznych: depresja powróciła ze zdwojoną siłą, a wraz z nią pojawiły się myśli samobójcze. Problem jednak w tym, że koncert nie umieścił informacji o tym skutku ubocznym w ulotce.
Znane Polki, które zmagały się z depresją
9 października 2007 kobieta rzuciła się pod pociąg metra, na skutek czego amputowano jej obydwie nogi.
"Może powodować próby samobójcze"
Po wypadku życie pacjentki uległo dramatycznej zmianie. Stała się niesamodzielna, zamieszkała u mamy, straciła dobrze płatną posadę prawniczki w kancelarii. Co jednak najistotniejsze, nie rozumiała, dlaczego skoczyła pod pociąg. To wtedy zaczęła szukać informacji na temat leku, który przyjmowała.
W polskiej ulotce leku znalazła informację, że substancja czynna (ropinirol) "może nasilać niektóre zaburzenia psychiczne lub zaburzenia osobowości". Znacznie więcej skutków ubocznych zawarto w amerykańskiej ulotce do tego samego produktu. Wśród nich można było znaleźć apatię, zaburzenia koncentracji, paranoję, nerwicę, agresję, a także... próby samobójcze. Tę adnotację zawiera także pakiet informacyjny leku dostępny na rynku brytyjskim.
Pacjentka zdecydowała się pozwać firmę GSK o odszkodowanie w wysokości 809 tysięcy złotych za utratę zarobku, ale też poniesione koszta terapii powypadkowej. Koncern bronił się jednak argumentami, że kobieta już wcześniej cierpiała na zaburzenia depresyjne - choć podobne skutki uboczne stosowania leku produkowanego przez GSK zostały już odnotowane m.in. w Stanach Zjednoczonych i Francji.
Wyrokiem z 2018 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że "ryzyko wypadku Walerii byłoby znacznie niższe, gdyby w charakterystyce leku i ulotce GSK ostrzegło o wszystkich działaniach niepożądanych, tak jak w amerykańskiej ulotce". Zasądził też pacjentce 368 tysięcy złotych odszkodowania, 500 tysięcy złotych zadośćuczynienia oraz 3 tysiące złotych renty miesięcznie.
Koncern jednak postanowił odwołać się od wyroku, a postępowanie w Sądzie Apelacyjnym trwa już piąty rok. Cała batalia sądowa od momentu wniesienia pozwu - 14 lat. W międzyczasie choroba kobiety postępuje, a standard życia ulega stałemu pogorszeniu.
Jak realacjonuje "Wyborcza", podczas ostatniej rozprawy sąd zachęcił strony do rozważenia ugody, której GSK odmówiło Walerii już w 2010 roku. Prawnicy GlaxoSmithKline odpowiedzieli sędziemu, że "nie widzą możliwości zawarcia ugody", ponieważ w ich ocenie brakuje dowodów na "związek przyczynowo-skutkowy między tragicznym wypadkiem powódki a treścią ulotki". W związku z tym, według nich, decyzja o przyznaniu Walerii odszkodowania "miałaby charakter czysto uznaniowy i motywowany wyłącznie współczuciem".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.