"Nie mam oporów przed żadną czynnością". Fragment książki Weroniki Nawary "W czepku urodzone"
Weronika Nawara jest pielęgniarką. Zna ten świat "od podszewki". Wie, co frustruje, co sprawia radość i co jest najtrudniejsze w pracy na oddziale. Rozmowy z koleżankami po fachu zebrała w książce "W czepku urodzone". Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego publikujemy jej fragmenty.
Zajęcia praktyczne i praktyki zawodowe, które odbywają każda pielęgniarka i każdy pielęgniarz podczas studiów, to idealny czas, żeby zmierzyć się ze swoimi słabościami. Sprawdzić, jak daleko możemy przesuwać granice naszej wytrzymałości.
Właśnie podczas praktyk zgłaszałam się do wykonywania wszystkich możliwych czynności przy pacjencie, nawet tych uważanych przez przeciętnego Kowalskiego za "obleśne”, żeby się szybciej do nich przyzwyczaić.
Pierwszy szok przeżyłam w momencie wykonywania pierwszej toalety narządów rodnych kobiety. Chociaż wykonywałam tę czynność wielokrotnie na fantomie, rzeczywistość postawiła mnie w całkiem nieznanej sytuacji.
Trafiła mi się przemiła, starsza pani. Kompletnie nie wiedziałam, czy mam w tym momencie z nią rozmawiać, czy milczeć, czy na nią spojrzeć, czy odwracać wzrok. To było dla mnie tak bardzo dziwne. Zapamiętałam to uczucie do dziś.
Nie mam jednak oporów przed żadną czynnością. Nagie ludzkie ciało to dla mnie tylko nagie ludzkie ciało. Nic więcej.
Bywa, że pewne opory pomagają przełamać sami pacjenci.
Na praktykach z neurochirurgii opiekowałam się dwudziestopięciolatkiem z przerwanym rdzeniem kręgowym. Mimo że rokowania były niekorzystne, humor nigdy go nie opuszczał. Po kilku dniach mojej opieki nad nim pojawiła się nowa potrzeba – wymiany cewnika moczowego.
W naszej grupie był chłopak, przyszły pielęgniarz. Choć pacjent był mój i w sumie to ja powinnam była to zrobić, zaproponowałam koledze: "- Może ty byś mu zmienił ten cewnik, myślę, że może się głupio poczuć, jak ja to będę robiła”. Kolega postanowił spytać samego pacjenta: "- Proszę pana, czy pan woli, żebym przecewnikował ja, czy żeby zrobiła to ta oto koleżanka?”.
Pacjent popatrzył na nas oboje, po czym rzucił: "- Dobra, już wolę dziewczynę, i tak łodyga nie dyga”. Parsknęłam śmiechem.
Od innego starszego pacjenta, który nie chciał pozwolić sobie zrobić toalety, usłyszałam z kolei: "- Jak się pani nie wstydzi nas myć i oglądać? Taka młoda dziewczyna, to nie wypada. Matka wie, co pani robi w pracy?”. Tak, opowiadam mojej mamie, co robię w pracy.
Jak ze wszystkim w tym zawodzie: po piątym, dziesiątym razie nawet nie myślisz o tym, co robisz. Nie ma się już takiego problemu z zapachem, widokiem, nagością, choć większość z nas ma jakieś swoje ograniczenia, które ciężko przezwyciężyć. Niekiedy same nie zdajemy sobie z nich sprawy.
Dwudziestoczteroletnia pielęgniarka:
"- Czasem to nie my mamy opory, a pacjenci. Miałam na praktykach młodego pacjenta po jakimś zabiegu, musiał skorzystać z kaczki czy z basenu, już nie pamiętam – w każdym razie był leżący.
Wysłała nas do niego starsza pielęgniarka, a on powiedział: »Sorry dziewczyny, ale nie, idźcie po tę starszą pielęgniarkę, głupio mi«.
Nie protestowałam. Nie dziwię mu się. Sama bym wolała pielęgniarkę niż młodego pielęgniarza”.
Pielęgniarka pracująca trzydzieści lat w zawodzie:
"- Mężczyźni wstydzą się bardziej. Mężczyzna naprawdę zawoła tylko wtedy, kiedy potrzebuje, a kobiety zupełnie nie mają wstydu.
Pamiętam, miałam takiego chłopaka porażonego, który miał bardzo owłosione pośladki i szparę pośladkową. Miał biegunkę. Wiadomo, mycie go dla nikogo nie było przyjemnością, więc ja do niego z uśmiechem mówię: »Słuchaj Adam, muszę ci ten tyłek ogolić, bo ja nie będę tych rodzynek z takich kłaków wybierać«.
Zaczął się tak śmiać, że atmosfera się zrobiła luźniejsza. Dziewczyny doceniają, że umiem tak podejść do sprawy, żeby pacjent się nie obraził, a żeby nam się łatwiej pracowało”.
Pielęgniarz z dwuletnim doświadczeniem:
"- Jeśli już się opiekowałem jakimiś młodymi kobietami, to patrzyłem na nie po prostu jak na pacjentki. Mam zrobić swoją robotę jak najlepiej i kropka. Co innego jest dla mnie najtrudniejsze: zapach krwi i Octeniseptu, takiego środka do dezynfekcji. Najgorsze. Jak się to pomiesza...
Ostatnio była taka sytuacja przed moim urlopem, że szyli pacjentowi nogę, a ja bałem się, że na nią zwymiotuję.
Bywa, że idę ulicą i nagle czuję taki zapach, który gdzieś tam mam w głowie ze szpitala, i od razu przypomina mi się jakaś konkretna sytuacja z pracy.
Kupiłem sobie raz do samochodu chusteczki nawilżające, żeby podczas drogi mieć w co ręce wytrzeć. Oddałem bratu, bo nie mogłem ich znieść. Co prawda wybrałem w sklepie takie neutralne, ale okazało się, że przeważnie takie były na oddziale. W tych chusteczkach czułem zapach wszystkiego”.
Studentka ostatniego roku studiów magisterskich:
"- Nieraz było tak, że zmieniałyśmy pampersa i przy jego podawaniu nagle na środek pościeli pacjenta wypadała z niego taka perfidna kupa. Natomiast i tak najbardziej nie znoszę widoku głębokich odleżyn i ich zapachu. Takich już sięgających do kości.
Co ciekawe, przez praktyki w domu pomocy społecznej zrobiło mi się też obrzydzenie do kremów do twarzy, bo te wszystkie babcie, którym robiliśmy toaletę, na końcu zawsze mają kładziony kremik do twarzy. Wszystkie babcie kremujemy od góry do dołu, rączki, wszystko, i tak przez trzy tygodnie.
Później jak poczułam jakiś krem Nivea, to był odruch wymiotny. Zapach zostaje w głowie, dlatego zamiast balsamów używam oliwki do ciała”.
Pielęgniarka pracująca trzydzieści lat w zawodzie:
"- Wolę pacjentowi zmienić pampersa na łóżku, niż żeby sam poszedł i zas***ł całą łazienkę. Mycie potem jest gorsze. Tak to szybciej ogarniemy w łóżku, umyjemy, bo naprawdę, jeżeli jest odpowiednia technika i odpowiednio się do tego podejdzie, to trwa trzydzieści sekund.
Czasami przychodzi taki żul, taki typowy bezdomny, odratują go. Ma rzeczy wyprane, jest nakarmiony, jest ostrzyżony, jest umyty, po czym ucieka z oddziału. Śmiejemy się czasem, że dla takich pacjentów szpital to hotel Hilton”.
Pielęgniarka ratowniczka:
"- Dla mnie najgorszy jest odruch wymiotny, ale i tak zawsze się zastanawiam, jak to jest, że my nie mamy tych preparatów zabijających zapach, które są przecież tanie i dostępne. Straż pożarna na przykład je ma, a my statystycznie częściej spotykamy się ze smrodem i nikt nas przed nim nie chroni”.
Pielęgniarka pracująca trzydzieści lat w zawodzie:
"- Nie jestem osobą, która łatwo się obrzydza, ale zadziwia i będzie zadziwiał mnie brak higieny osobistej u ludzi.
Nie mam tu na myśli pacjentów wyczerpanych chorobą ani tych, których choroba dopadła nagle, na przykład po całym dniu pracy, ani bezdomnych, którzy nie mają gdzie się umyć, ale tych, którzy przychodzą na salę operacyjną na własnych nogach do planowych operacji.
Gdy byłam młodą pielęgniarką, uczącą się zawodu, przyjęłam na salę operacyjną pacjentkę do planowego zabiegu. Widać było, że pani przyszła niemalże prosto z salonu piękności. Włosy uczesane, natapirowane, paznokcie u rąk i nóg pomalowane, makijaż zrobiony. Taka ładna, zadbana. Czar prysł, jak przystąpiłam do zakładania cewnika do pęcherza moczowego. To, co zobaczyłam w kroczu, i to, co poczułam, było dla mnie niewyobrażalne. Starsza koleżanka powiedziała mi wtedy, że jeszcze wszystko przede mną.
I cóż, miała rację. Niejednokrotnie cewnikuję pacjentki na tak zwanym wdechu”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.