Koronawirus. Witold Łaszek siedem razy oddał osocze. Teraz przekonuje: Tak łatwo możesz uratować czyjeś życie
29-letni Witold Łaszek przeszedł zakażenie koronawirusem w marcu. Jako ozdrowieniec oddał osocze aż 7 razy. Dziś bez wątpienia odpowiada, że zrobiłby to po raz kolejny, jeśli nadal miałby odpowiednią ilość przeciwciał.
Artykuł jest częścią akcji Wirtualnej Polski #DbajNiePanikuj
1. 29-latek spędził 40 dni w izolacji
Witold Łaszek był jednym z pierwszych zakażonych w Polsce. 14 marca wrócił do kraju z urlopu we Francji. Kiedy pojawiły się u niego pierwsze objawy, sam narzucił sobie izolację.
18 marca otrzymał pozytywny wynik testu. Choroba miała u niego łagodny przebieg.
- Najpierw zaczęło mnie boleć gardło, do tego doszedł kaszel. Kiedy to zaczęło mijać, pojawiła się gorączka - maksymalnie 38,2 stopnia. Moje dolegliwości można opisać jako grypopodobne: bolały mnie stawy i mięśnie. Co ciekawe, jeszcze kiedy byłem we Francji, miałem wrażenie, że trochę przygłuchłem. Najpierw myślałem, że to była kwestia tego, że wspinałem się na duże wysokości, ale potem to wróciło, więc myślę, że to również miało związek z koronawirusem - opowiada Witold Łaszek.
- Test wykonałem na własną rękę w szpitalu zakaźnym, dwa dni później zadzwoniła do mnie przez domofon policja z informacją, że mam się skontaktować z lekarką i podali mi do niej numer. Przeczuwałem, co powie. Tłumaczyli, że numer, który podałem jest niepoprawny - opowiada.
Mimo niewielkich dolegliwości 29-latek musiał spędzić w domowej izolacji aż 40 dni. W myśl obowiązujacych do niedawna przepisów, mógł być zwolniony dopiero po dwóch negatywnych testach potwierdzających, że jest zdrowy.
- 23 kwietnia mam urodziny. To był mój pierwszy dzień "na wolności" - wspomina mężczyzna.
Witek nie narzeka. Opowiada, że to z pewnością nie był dla niego łatwy czas, ale udało mu się go przetrwać dzięki wsparciu wielu bliskich osób, którzy byli z nim w regularnym kontakcie. Robili mu zakupy i pocieszali w chwilach zwątpienia. Dzięki spotkaniom przez Skype'a miał namiastkę normalnego życia.
- Miałem absolutne wsparcie rodziny i znajomych, kontaktowali się ze mną też przedstawiciele MOPS-u, pytali się, czy mam wszystko w domu. Jeżeli mogłem to starałem się umawiać ze znajomymi np. na kawę przez internet. Rodzina robiła mi zakupy, dwa razy znajomi podrzucili mi skrzynkę piwa (śmiech). Mimo że fizycznie byłem sam, miałem od nich bardzo duże wsparcie - opowiada Witold.
2. Siedem razy oddał osocze jako ozdrowieniec
W maju Witek po raz pierwszy zgłosił się do Warszawskiego Centrum Krwiodawstwa, by tam oddać osocze. Potem powtarzał to jeszcze sześć razy. Po raz ostatni we wrześniu.
29-latek bez zastanowienia przyznaje, że jeżeli okazałoby się, że nadal ma odpowiedni poziom przeciwciał, zdecydowałby się na kolejne pobranie.
- Pani doktor mówiła, że jest zaskoczona tym, jak długo utrzymały się u mnie przeciwciała. Od maja do września byłem w centrum krwiodawstwa 7 razy. Dostałem za to 63 tabliczki, czyli 6,3 kg czekolady - śmieje się 29-latek.
- Byłem podpięty do maszyny, która za jednym razem pobiera ok. 100 ml krwi, następnie ją odfiltrowuje i zostawia osocze, a resztę wtłacza z powrotem. Ta filtracja jest na bieżąco, więc trwa to ok. godziny. Wiadomo, że jak się jest podpiętym do tej maszyny, to odczuwa się jakiś dyskomfort, ale da się to wytrzymać. Po oddaniu byłem tylko bardzo głodny - dodaje Witek.
Podawanie osocza ozdrowieńców to jedna z metod stosowanych w leczeniu najciężej chorych pacjentów z COVID-19. Osocze mogą oddać wszystkie osoby między 18. a 60. rokiem życia, które przeszły zakażenie koronawirusem i mają odpowiedni poziom przeciwciał. Jeden dawca może uratować kilkoro chorych.
3. Osocza brakuje w szpitalach. Nie da się go sztucznie wyprodukować
Regionalne Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa apelują do ozdrowieńców z prośbą o oddawanie osocza. Jest na wagę złota, a w całym kraju zaczyna go brakować.
Witek postanowił się podzielić swoją historią, by przekonać innych do oddawania osocza.
- Nie wiem, kto jest po drugiej stronie, ale wydaje mi się, że to wspaniałe, jeżeli można bezinteresowanie komuś pomóc. Wiadomo, że ta terapia nie daje gwarancji, że jeśli ktoś dostanie osocze to odrazu wyzdrowieje. Słyszałem jednak m.in. od mojej szefowej, że jej 30-letni siostrzeniec z Poznania, który ciężko przechodził COVID-19, dostał osocze. Podobno już pierwszej nocy po podaniu mógł spać spokojnie. To bardzo budujące. Do tej pory bałem się igieł, teraz mam zgięcia łokcia pokłute jak jabłko, które upadło na jeża (śmiech). To na prawdę nic takiego. Niestety, nie mogę już oddawać osocza. Moja obecna walka z koronawirusem to podrzucanie rodzicom i dziadkowi zakupów - podsumowuje polski rekordzista w oddawaniu osocza od ozdrowieńców.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
- Koronawirus: Osocze ozdrowieńców w walce z COVID-19. Metoda wspomaga leczenie zakażeń SARS-CoV-2 (WIDEO)
- Koronawirus. Polski rekordzista w oddawaniu osocza. Michał Dybowski opowiada, jak wygląda zabieg
- Koronawirus: czy możliwe jest ponowne zakażenie? Wyjaśnia prof. Robert Flisiak z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.