Wojna w Ukrainie. Polski lekarz opowiada o skali bestialstwa. "W usta włożyli mu granat"
- Rano weszli Rosjanie. Powiedzieli lekarzom, żeby się nie denerwowali, bo szpital jest potrzebny, a wieczorem przyszła inna grupka pijanych żołnierzy. Weszli na OIOM, związali lekarza, który tam był, kazali mu klęczeć, a w usta włożyli mu granat - relacjonuje dr Paweł Kukiz-Szczuciński, pediatra, który pomaga w ewakuacji najciężej chorych pacjentów. Lekarz przyznaje, że skala bestialstwa Rosjan jest trudna do wyrażenia słowami. Właśnie organizuje transport dla 17-latka rannego podczas ostrzału, który patrolował z bronią w ręku ulice Charkowa. - Udało się go cudem uratować - opowiada.
1. "To nie są warunki, w których powinny żyć dzieci"
Dr Paweł Kukiz-Szczuciński w lutym postanowił wyjechać do Ukrainy, by na miejscu koordynować ewakuację najciężej chorych pacjentów. Dzięki zaangażowaniu medyków, w zasadzie z całego świata, na czele z prof. Wojciechem Młynarskim, udało się przeprowadzić akcję bez precedensu w historii onkologii. Do tej pory ewakuowano z Ukrainy blisko tysiąc dzieci z chorobami nowotworowymi.
- Jeżeli by mi ktoś kazał ewakuować 50 tys. zdrowych dzieci, to powiedziałbym, że jest to do wykonania, ale zorganizowanie transportu i leczenia chorych dzieci to jest ogromne wyzwanie. Sukces jest wynikiem współpracy medyków z Polski, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. To jest największe tego typu wydarzenie w historii onkologii - przyznaje dr Paweł Kukiz-Szczuciński z zespołu ratunkowego PCPM, pediatra i psychiatra, który pomaga w ewakuacji chorych z Ukrainy.
Zaczęło się od pomocy w przewiezieniu z Ukrainy małych pacjentów onkologicznych. Teraz lekarz razem z warszawską fundacją Humanosh organizuje pomoc medyczną w Charkowie i dba o ewakuację rannych pacjentów.
- Głównie są to pacjenci ortopedyczni, którzy się kwalifikują do protezowania albo rehabilitacji. Najpierw są transportowani do Lwowa, a stamtąd najczęściej karetkami są przewożeni na lotnisko Jesionka w Rzeszowie. Zazwyczaj taki transport to jest ok. 40 karetek. Później lecą do Niemiec i dalej są rozlokowywani - wyjaśnia lekarz. - To są głównie ofiary ostrzałów i min, najczęściej potrzebują protez. To są drogie rzeczy, szczególnie jeśli dotyczy to dzieci. Jeżeli dziecko straci nogę lub rękę, ten proces jest bardziej skomplikowany, bo przecież dziecko rośnie - dodaje.
Zorganizowanie takiej pomocy to przede wszystkim ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Cały czas trzeba być bardzo ostrożnym. W Charkowie nadal zdarzają się ostrzały, a część ulic jest zaminowana.
- Teraz zajmuję się organizowaniem transportu 17-letniego chłopca, który na samym początku wojny patrolował z bronią w ręku ulice Charkowa i tam dostał się pod ostrzał. Jego koledzy zginęli, on przeżył, udało się go cudem uratować, a teraz chcemy go dalej leczyć w Niemczech - opowiada lekarz.
Dr Paweł Kukiz-Szczuciński przyznaje, że najbardziej boli go bezradność. Są osoby, które są tak sparaliżowana strachem, że nawet nie chcą myśleć o ewakuacji. Lekarz wspólnie z innymi wolontariuszami regularnie odwiedza Saltivkę Północną - najbardziej zniszczoną dzielnicę Charkowa, gdzie do niedawna trwał ostrzał. Dziś pozostało tam. ok. 2-3 proc. mieszkańców. Są to głównie osoby, które z różnych przyczyn nie chcą się przenieść w bezpieczniejszy rejon miasta.
- W jednej z piwnic w tej dzielnicy zostało ośmioro dzieci. Próbowałem przekonać ich rodziców do ewakuacji, ale jest u nich tak duży poziom lęku, że nie chcą się ruszyć. W ten sposób narażają też nas. Podczas jednej z naszych wizyt w okolicy uderzyła rakieta, na szczęście to był niewybuch. Na takim zdewastowanym osiedlu w każdej chwili może wypaść okno albo spaść kawałek muru. To nie są warunki, w których powinny żyć dzieci. Dla mnie to jest trudna i bolesna historia, właśnie ze względu na dzieci, a my nie mamy jak im pomóc. Już wcześniej zdarzały się sytuacje, kiedy wolontariusze proponowali pomoc rodzinom, które tam zostały. Odmawiali, a po tygodniu okazywało się, że połowa tej rodziny już nie żyła - relacjonuje lekarz.
2. "Związali lekarza, a w usta włożyli mu granat"
Medyk podkreśla, że uczestniczył wcześniej w misjach medycznych, m.in. w Syrii, Tadżykistanie i Etiopii. Dużo w swoim życiu widział, ale skala bestialstwa, z którym się spotyka w Ukrainie jest trudna do wyrażenia słowami.
- Niedawno z fundacją Humanosh wywieźliśmy z Buczy ranne małżeństwo. On stracił podczas wybuchu rękę, a kobieta ma poważny ortopedyczny uraz. Te relacje są porażające. Ta dzicz chodziła i strzelała do rannych ludzi. Ich minęli, bo myśleli, że już nie żyją - opowiada dr Kukiz-Szczuciński.
- Szef departamentu zdrowia opowiadał mi o dramatycznych wydarzeniach w jednym ze szpitali w Charkowie. Rano do placówki weszli Rosjanie. Powiedzieli lekarzom, żeby się nie denerwowali, bo szpital jest potrzebny, a potem wieczorem przyszła inna grupka pijanych żołnierzy. Weszli na OIOM, związali lekarza, który tam był, kazali mu klęczeć, a w usta włożyli mu granat. W tym czasie pili na sali. Oczywiście pacjenci byli bez opieki. To trwało dwie-trzy godziny, potem puścili tego lekarza. To wiele pokazuje - mówi dr Kukiz-Szczuciński.
3. Katastrofa humanitarna
- Z perspektywy człowieka, który zajmuje się ewakuacją ciężko chorych dzieci, ta katastrofa humanitarna już trwa. Jeżeli z chorymi dziećmi trzeba wjeżdżać do jakichś piwnic po trzy razy na dobę, budzić je w środku nocy, jeżeli ojciec tego dziecka nie może wyjechać z Ukrainy, a brat tego dziecka zginął, to już jest katastrofa humanitarna - alarmuje medyk.
- Trudno przejść do porządku dziennego obok historii, które się słyszy tu na miejscu od osób, które doświadczyły tego okrucieństwa. Jak słyszę od płaczącej kobiety, że przed chwilą zadzwoniła do niej siostra - jakimś cudem udało jej się zadzwonić - i powiedziała, że porwali ją Rosjanie. Kiedy błagała, żeby ją puścili, bo ma chorą matkę i ona jej potrzebuje, wtedy zastrzelili tę matkę i powiedzieli, że teraz już nie musi się nią zajmować. Za chwilę pewnie zabiją i tę kobietę. Albo jak się słyszy o grupie Ukrainek, które gwałcili, a potem powiesili w lesie, to robi porażające wrażenie - przyznaje lekarz i dodaje, że mimo zagrożenia nie myśli o powrocie do Polski.
- Czy się boję? Na pewno myślę o zagrożeniu cały czas. Są też zabawne sytuacje, jak ta, kiedy byliśmy w tej najbardziej zniszczonej dzielnicy Charkowa i nagle usłyszeliśmy dziwny dźwięk. Wydawało nam się, że leci rakieta, potem okazało się, że to dron, co też było niepokojące, więc się stamtąd ewakuowaliśmy. Po fakcie okazało się, że to był dron jednego z naszych współpracowników - opowiada.
- Ale najdziwniej poczułem się, kiedy przyjechałem na chwilę do Polski i usiadłem w kawiarni. Patrzyłem, jak ludzie rozmawiają, śmieją się i pomyślałem, że przecież tam jest wojna... I wtedy zdałem sobie sprawę, że w Europie jest normalne życie - wspomina dr Kukiz-Szczuciński.
Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
- WHO szykuje plan kryzysowy. Na wypadek ataków chemicznych w Ukrainie
- Nawet 250 tys. zakażonych HIV w Ukrainie. 80 proc. pacjentów było leczonych lekami, które nie są zarejestrowane w Polsce
- Dramatyczny los pacjentów psychiatrycznych na Ukrainie. "Nie mają godziwych warunków, nie mają leków ani pożywienia"
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.