Trwa ładowanie...

Dr Pikulska mówi, co Ukraińcy znaleźli przy rosyjskich żołnierzach. Jest ryzyko, że użyją niebezpiecznej dla świata broni

Dr Katarzyna Pikulska między dyżurami w szpitalu pomaga potrzebującym w ewakuacji z Ukrainy
Dr Katarzyna Pikulska między dyżurami w szpitalu pomaga potrzebującym w ewakuacji z Ukrainy (Twitter, Getty Images)

- Mam świadomość ryzyka, ale się nie boję. Jak patrzy się na tych ludzi, którzy są wykończeni, bladożółci i trzymają cały dobytek w dwóch plecakach, to ten strach mija - opowiada w rozmowie z WP abcZdrowie dr Katarzyna Pikulska. Lekarka przyznaje, że żołnierze teraz najbardziej obawiają się, że Rosjanie sięgną po broń chemiczną. - Jest duże ryzyko, że zostanie tam użyty gaz bojowy. Był moment, że na wyposażeniu złapanych rosyjskich żołnierzy znaleziono atropinę, która jest odtrutką właśnie na gazy bojowe - relacjonuje.

spis treści

1. 18 km od miejsca, w którym nocowali, spadły rakiety

Dr Katarzyna Pikulska na co dzień pracuje w szpitalu w Siedlcach, między dyżurami jeździ pomagać w Ukrainie. Schemat podróży zawsze jest podobny: w jedną stronę wiezie dostawy humanitarne, w drodze powrotnej pomaga w ewakuacji.

Kilka dni temu wróciła z Zaporoża. To był jeden z najdalszych i najtrudniejszych wyjazdów. Kiedy tam nocowali na miasto spadły cztery rakiety.

Zobacz film: "Rehabilitacja kardiologiczna"
Żołnierze przygotowują blokady na wypadek wejścia Rosjan
Żołnierze przygotowują blokady na wypadek wejścia Rosjan (arch. prywatne)

- Ominęło nas to szczęśliwie, bo spaliśmy 18 km od miejsca, w którym był atak. Zaporoże to jest już taki rejon Ukrainy, w którym faktycznie czuć wojnę. Wszędzie są zasieki, drogi są pilnowane, by jeśli wejdą Rosjanie, można je było zablokować takimi metalowymi konstrukcjami. Obowiązuje całkowite zaciemnienie, jest oczywiście godzina policyjna i faktycznie ludzie się tego pilnują. Na ulicach jest w ogóle mało ludzi, widać, że miasto jest opustoszałe - opowiada dr Katarzyna Pikulska.

(arch. prywatne)

- Tam już widać bardzo dużo wojska, nad głowami co jakiś czas latają samoloty MiG, zdarza się, że słychać wystrzały. Linia frontu jest 50 km dalej. Natomiast duch bojowy jest olbrzymi, wszyscy mówią w podobnym tonie, że nie zamierzają się poddawać, że będą walczyć do zwycięstwa - podkreśla lekarka. Przyznaje, że rozmowy z żołnierzami, którym dostarczają leki i ubrania, są niesamowicie poruszające.

- Pamiętam, jak jeden z nich opowiadał, że walczy dla syna. Jego ośmioletni syn powiedział mu: Tato gdybym mógł, to bym walczył za Ukrainę. I ten ojciec następnego dnia się zaciągnął. Inny z żołnierzy z kolei wspominał, że bał się tylko o mamę, zapewnił jej bezpieczne schronienie i już trzeciego dnia wojny ruszył na front. Oni budują wszystko własnymi rękami, szykują zabezpieczenia, gotują w tych warunkach polowych, ale nigdy nie usłyszy się od nich słowa narzekania - relacjonuje dr Pikulska.

(arch. prywatne)

2. Pomaga w ewakuacji rannych żołnierzy i cywilów

To był jej szesnasty wyjazd do Ukrainy. Już planuje kolejny. Lekarka ściśle współpracuje z Fundacją Humanosh, w ramach tych działań pomaga m.in. w zapewnieniu bezpiecznego transportu dla rannych żołnierzy, którym lekarze z Ukrainy nie są w stanie pomóc.

- Z Chmielnickiego ewakuowaliśmy żołnierza, który miał poranioną twarz i wymagał specjalistycznego leczenia. Czasami są też cywile, mieliśmy np. dziewczynkę chorą onkologicznie, którą transportowaliśmy na leczenie - opowiada dr Pikulska. - W zasadzie do Ukrainy jeździmy od trzeciego dnia wojny. Na miejscu odbieramy tych pacjentów, którzy mają obrażenia wymagające operacji albo dalszego specjalistycznego leczenia za granicą. To wszystko odbywa się w ramach międzynarodowego programu, w koordynacji tych transportów pomaga m.in. polski konsul. Żołnierze, ale też inni pacjenci, są przewożeni na początku do Lwowa, a potem na lotnisko w Jasionce i stamtąd lecą do szpitali, które zaoferowały przyjęcie konkretnych przypadków, do Włoch, Francji, Niemiec, Hiszpanii.

W ramach międzynarodowej współpracy ranni, którym nie są w stanie pomóc lekarze z Ukrainy są transportowani do innych państw
W ramach międzynarodowej współpracy ranni, którym nie są w stanie pomóc lekarze z Ukrainy są transportowani do innych państw (arch. prywatne)

Dodatkowo na własną rękę pomaga w ewakuacji cywilów, do tej pory przewiozła co najmniej 40 osób. Podczas jednego z wyjazdów jej prywatny samochód odmówił posłuszeństwa.

- Wykończyłam prywatne auto - żartuje lekarka i dodaje, że teraz po Ukrainie porusza się samochodem fundacji, który został oddany w jej ręce. - Wcześniej jeździłam prywatną mazdą. Niestety moje auto miało niskie zawieszenie i podczas jednego z wyjazdów się popsuło. Akurat wtedy byłam sama i musiałam przekroczyć granicę z powrotem na piechotę, a auto zostało w Ukrainie.

3. Lekarka: Rosjanie wystrzelili pocisk w inne auto. Przeżyło tylko malutkie dziecko

(arch. prywatne)

Podczas ostatniego wyjazdu udało jej się ewakuować z Zaporoża chorującą na astmę mamę z dziewięcioletnią córeczką.

- Przywiozłam je do Warszawy, gdzie już czekała druga córka tej kobiety. Zdarzało nam się ewakuować osoby starsze, niepełnosprawne. Jedna z kobiet, którą wywoziłam z Chmielnickiego, uciekła z Sum, tam przez tydzień siedziała ciągle w piwnicy. Przez całą podróż była bladozielona. Jak nocowaliśmy we Lwowie i zawyły syreny, to było widać jej przerażenie. Uspokoiła się dopiero, kiedy przekroczyliśmy granicę. Nie zapomnę też oczu Tatiany, którą wywoziłam z dwunastoletnim synem, niedługo po bombardowaniu Winnicy. Jest żoną zawodowego wojskowego. Pamiętam, jak próbowała się uśmiechać, ale w oczach było widać ból. Jej mąż walczy, ona wyjechała, tylko żeby chronić syna. Zresztą miesiąc później napisała do mnie, że sobie dobrze radzą, ona ma prace, a jej syn poszedł do szkoły - wspomina lekarka.

- Wiozłam kobietę, która uciekła z córką z Mariupola. W zasadzie cały czas płakała. Opowiadała, że im się udało, ale na jej oczach Rosjanie wystrzelili pocisk w inne auto. Przeżyło tylko jedno, maleńkie dziecko, a rodzice i rodzeństwo zginęli.

4. Tego najbardziej boją się Ukraińcy. Na wyposażeniu złapanych rosyjskich żołnierzy znaleziono atropinę - odtrutkę na gazy bojowe

To obrazy i historie, których nigdy nie zapomni, ale to jeszcze silniej utwierdza ją w przekonaniu, że mimo ryzyka musi wracać i dalej pomagać kolejnym potrzebującym.

- Mam świadomość ryzyka, ale się nie boję. Mam doświadczenie, byłam m.in. podczas wojny w Iraku. Jak patrzy się na tych ludzi, którzy są wykończeni, przerażeni, bladożółci i trzymają cały dobytek w dwóch plecakach, to ten strach mija. Mam poczucie, że muszę być spokojna i silna dla nich - podkreśla.

Zawożą buty i ubrania. Ostatnio żołnierze poprosili ich o garnki do kuchni polowej
Zawożą buty i ubrania. Ostatnio żołnierze poprosili ich o garnki do kuchni polowej (arch. prywatne)

Już szykują kolejny transport. Lekarka wyjaśnia, że ze względów bezpieczeństwa przez wyjazdem nie może mówić o szczegółach. Mają dostarczyć żołnierzom przede wszystkim plecaki, ochraniacze, kamizelki kuloodporne i jedzenie. Ukraińcy prosili ich też o garnki do kuchni polowej wojska, buty i ubrania w ciemnych kolorach.

- Dostajemy listy potrzeb. Teraz będę wiozła też nowoczesne maski przeciwgazowe i leki typu atropina. O tym się mówi od paru miesięcy, ale niestety jest duże ryzyko, że tam zostanie użyty gaz bojowy. Był moment, że na wyposażeniu złapanych rosyjskich żołnierzy znaleziono atropinę, która jest odtrutką właśnie na gazy bojowe. To pokazuje, że to zagrożenie jest realne - podkreśla dr Pikulska. - M.in. w okolicy Zaporoża jest elektrownia. Ryzyko, że Rosjanie pokuszą się o zniszczenie elektrowni, atak biologiczny czy chemiczny też jest duże. Czuć, że Ukraińcy traktują to ryzyko na poważnie - przyznaje lekarka.

Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze