Dominik w kilka sekund stanął w płomieniach. "Marzymy, by ten koszmar się skończył"
Dominik Breksa miał 9 lat, gdy wskutek nieszczęśliwego wypadku zajął się ogniem. Oparzenia zajmujące ponad 30 proc. ciała chłopca wymagały wielu przeszczepów skóry, ale żaden się nie przyjął. Dzięki zbiórce i wpłatom poruszonych losem chłopca osób z całej Polski Dominik mógł rozpocząć leczenie w Stanach. Ale koszmar 19-latka wcale się nie zakończył. - To trwa od lat, to ocean łez, morze nieprzespanych nocy na zmianę z koszmarami. Marzymy tylko o tym, by ten koszmar się skończył i żeby Dominik miał szansę zobaczyć, czym jest radosna młodość, bo całe dzieciństwo mu umknęło – mówi mama chłopaka. Możesz pomóc pod tym linkiem.
1. Oparzenia zmieniły jego ciało w twardy pancerz
O dramatycznym wypadku Dominika Breksy pisaliśmy niemal dokładnie rok temu. Sylwia Piskorska-Breksa, mama chłopca opowiedziała nam o tym, jak doszło do poparzeń II/III stopnia i jaką walkę o życie dziecka musiała stoczyć. Prawa ręka z bicepsem i łokciem, cała klatka piersiowa wraz z obręczą barkową i oboma pachami, prawy bok, podbródek, szyja oraz znaczna część pleców utworzyły twardy pancerz.
- To był tragiczny wypadek. Dominik miał niecałe 9 lat. Wziął zapałki z najwyższej półki w kuchni, poszedł na poddasze i zamknął się tam. Odpalił zapałkę, zajęła się jego koszulka. Dominik w kilka sekund zamienił się w żywą pochodnię – relacjonuje Sylwia Piskorska-Breksa w rozmowie z WP abcZdrowie.
Stojąc u progu dorosłości, Dominik ma już za sobą ponad 25 operacji, które miały uwolnić go z tej skorupy, by mógł odetchnąć pełną piersią.
- Tego się nie da opisać, litry krwi, metry szwów, to jest ból opanowywany jedynie ciężkimi lekami przeciwbólowymi, w szpitalu także morfiną. To kilometry gazy, opatrunków, plastrów, metry nici chirurgicznych. Centymetr po centymetrze ściągany jest bliznowiec do głębokości kości, centymetr po centymetrze zdzierana i nakładana na to zdrowa skóra - mówi mama chłopca.
Tworzące się bowiem bliznowce nie rosną wraz z chłopcem – przykurczają korpus i kończyny Dominika, ale też pękają, tworząc bolesne, a przede wszystkim groźne nawet dla życia rany.
Tymczasem dalsze, kosztowne operacje w Stanach Zjednoczonych są konieczne. Tam Dominikiem zajmuje się dr Peter Grossman, który w lipcu tego roku założył Dominikowi aż pięć ekspanderów tkankowych: na lewą stronę żuchwy, na prawą łopatkę, wzdłuż prawej strony pleców, na klatkę piersiową oraz na prawym boku brzucha.
- Już po tygodniu okazało się, że ekspander piersiowy trzeba było reoperować. Linia cięcia nad ekspanderem nie chciała się zagoić – opowiada mama Dominika.
- Niestety sytuacja zaczęła się powtarzać. Już po powrocie do Polski znów otwarła się rana, tym razem w innym miejscu przy ekspanderze piersiowym, w dodatku zaczął się sączyć z niej płyn surowiczy. Dość powiedzieć, że pomiędzy sierpniem a końcem października 2022 r. Dominik miał szytą bezskutecznie miejscowo aż pięć razy tę ranę, która w dodatku zaczęła się szybko powiększać. W pewnym momencie osiągnęła wielkość orzecha włoskiego i wyraźnie z zewnątrz mogliśmy zobaczyć włożony pod tkanki ekspander. Pomimo intensywnego zażywania antybiotyków, w organizm Dominika wdało się zakażenie.
2. Obawiają się sepsy. Liczy się każda minuta
Dominik i jego mama boją się jednego – sepsy. Sylwia Piskorska-Breksa przyznaje, że "było blisko".
- Czekamy na rozwój wypadków. Bardzo chcielibyśmy dokończyć rozciąganie tkanek i wyciąć grube bliznowce i keloidy nie tylko z części pleców, prawego bicepsu i prawego boku, ale także z klatki piersiowej, gdzie przyciskają oskrzela, płuca i serce – mówi i dodaje, że ich marzeniem jest operacja w Kalifornii. Jednak, by to marzenie się spełniło, do marca rodzina Dominika musi wpłacić równowartość 700 tys. zł.
Koszty zabiegów są ogromne, a rodzina po raz kolejny musi prosić o pomoc. Mama Dominika mówi, że muszą wykorzystać tę drugą szansę, jaką otrzymali od losu, gdy okazało się, że dziewięciolatek przeżyje tragiczny wypadek.
- Błagam wszystkich ludzi dobrej woli o pomoc dla mnie. Ponad dziesięć lat żyję w stanie ciągle otwartych ran, które bezpośrednio grożą mi zakażeniem i sepsą – apeluje Dominik w rozmowie z WP abcZdrowie.
- Mam pewność, że prawie w 100 proc. powrócę do pełni zdrowia, choć tuż po wypadku w 2012 r., gdy wypuszczono mnie ze szpitala w Krakowie Prokocimiu, wyglądałem jak manekin poruszający się w skorupie zrostów – dodaje.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.