"Dzwony śmierci". Lekarze mówią, jakie sygnały wysyła ciało, gdy zbliża się koniec
8 października obchodzimy Światowy Dzień Opieki Paliatywnej i Hospicjów. Wiele osób, których bliscy chorują przewlekłe, zastanawia się, czy będą w stanie przewidzieć, że zbliża się śmierć. Nikt nie jest gotowy na ten moment. W przypadku najciężej chorych pacjentów lekarze mówią o tzw. punkcie bez powrotu, który jest początkiem umierania i nie da się już powstrzymać pewnych procesów.
1. Dr Karauda: Chorym nigdy nie można odbierać nadziei
Dr Tomasz Karauda przyznaje, że nigdy nie mówi pacjentom, że nie ma już nadziei. Są przypadki, które nawet dla lekarzy bywają zaskakujące, kiedy wydaje się, że już nie ma szans, a pacjentowi udaje się wygrać kolejne miesiące życia.
- To jest trudne. Nie zawsze da się przewidzieć, że ktoś umiera. Ktoś pyta: "ile mi zostało czasu?" Uważam za nieodpowiedzialne takie ferowanie wyroków. Czasami możemy się pomylić. Tak było w przypadku księdza Kaczkowskiego, wydawało się, że skoro to glejak, jeden z najbardziej złośliwych nowotworów, to przed nim ostatnie tygodnie, a żył jeszcze całe lata, dlatego tej nadziei nigdy nie można odbierać ani chorym, ani ich rodzinom - mówi dr Tomasz Karauda, specjalista chorób wewnętrznych, lekarz oddziału chorób płuc.
- Prawdę mówiąc, zanim zacząłem pracę w szpitalu, bałem się śmierci. Dopiero później zobaczyłem, że w większości przypadków, w tych momentach odchodzenia pacjenci nie są już świadomi, gdzieś kołują, wydają się nieobecni. W większości po prostu powoli gasną. Rzadko zdarza się, żeby ktoś gwałtownie umierał, walczył o każdy oddech, choć takie przypadki też widywaliśmy np. w chorobach śródmiąższowych płuc - opowiada lekarz.
2. "Grzechotka śmierci". Charczący oddech i zaostrzenie rysów twarzy
Co dzieje się z organizmem przed śmiercią? Lekarze wyjaśniają, że najbardziej charakterystyczne zmiany widać w sposobie oddychania chorych i w ich zachowaniu.
- Widzimy, że u pacjenta dochodzi do stopniowego zwolnienia pracy serca, zaczyna się obniżać ciśnienie, oddech staje się coraz wolniejszy, coraz bardziej płytki. Po takich okresach kilkunastu spokojnych oddechów następuje jeden bardzo głęboki, takie jakby westchnięcie. Wzrok staje się bardziej nieruchomy, chory zaczyna patrzeć w jeden punkt, przestaje podążać za odgłosami. To są oznaki, że zaczyna się coś dziać - mówi dr n. med. Michał Chudzik, lekarz internista, specjalista kardiologii, medycyny stylu życia i przeciwstarzeniowej, obecnie w trakcie specjalizacji z geriatrii.
U większości chorych pojawia się głośny, charczący oddech nazywany rzężeniem przedśmiertnym lub "grzechotką śmierci". Jest to typowy dla procesu umierania objaw fizjologiczny.
- Normalnie pacjent, gdy zalega mu wydzielina w górnych drogach oddechowych czy w oskrzelach, odkasłuje ją. Jeżeli wchodzi już w okres umierania, ta wydzielina zalega, a pacjent nie mogąc się jej pozbyć, charczy. Ten oddech na tym etapie może być przyspieszony, przerywany, czasami słychać takie głośne rzężenia umiejących, które wynikają z gromadzenia się wydzieliny w drzewie oskrzelowym - wyjaśnia dr Karauda.
Charakterystyczne zmiany mogą się też pojawić na twarzy.
- Zaostrzają się rysy twarzy, kończyny stają się chłodne i blade. Często pojawiają się zaburzenia świadomości. Pacjenci mają trudność z komunikowaniem się, tylko widzimy grymasy na ich twarzy, niepokój, czasem słychać jęki, w ten sposób reagują na ból, ale już tego nie zgłaszają - opowiada lekarz.
3. Dzwony śmierci - to znak, że pacjent odchodzi
Dr Chudzik dodaje, że w ostatnim okresie życia w hospicjach większość pacjentów nie przyjmuje płynów ani pokarmów.
- Z reguły są żywieni w układzie dojelitowym albo dożylnym, w związku z tym też nie ma tej perystaltyki jelit, praktycznie nie ma oddawania stolca. W zależności od kondycji nerek mogą jeszcze oddawać mocz, ale może dojść też do zatrzymania pracy nerek. To jest już taki sygnał, który na pewno przyspieszy proces umierania - zaznacza lekarz i wspomina o jeszcze jednej charakterystycznej zmianie.
- W związku z tym, że zaczynają wolniej pracować jelita, ustają ruchy perystaltyczne. W momencie, kiedy przykłada się słuchawkę lekarską do brzucha, słychać bardzo wyraźnie przepływ krwi przez aortę brzuszną. Normalnie słyszymy pracę jelit, która najczęściej zagłusza przepływ krwi. Nasi profesorowie na studiach medycznych mówili, że to są dzwony śmierci, czyli sygnał, który sugeruje, że ten chory może niedługo umrzeć - wyjaśnia ekspert.
4. Większość pacjentów odchodzi w nocy lub nad ranem
Dr Karauda przyznaje, że bardzo wielu chorych podświadomie czuje, że zbliża się ten moment i chce się spotkać, bądź chociaż usłyszeć swoich bliskich.
- Czasami widać, że ten pacjent już wkracza w okres umierania. Jeżeli tylko epidemiologicznie jest to dopuszczalne, staramy się pomóc tym pacjentom zobaczyć się z bliskimi, bo to jest niezwykle ważne dla tych osób, gdy nie są sami w swoim cierpieniu. To, co dla mnie było wielkim zdziwieniem, to fakt, że mimo że większość społeczeństwa deklaruje, że jest wierząca, to bardzo rzadko z ust pacjentów pada prośba o księdza czy osobę duchowną w okresie, kiedy zbliża się czas umierania. Może jeden na 10-20 chorych poprosi o księdza. Być może pacjenci podświadomie odsuwają ten moment - przyznaje lekarz.
Tuż przed śmiercią najczęściej wołają bliskich.
- Często nie wiedzą już, gdzie są, co się z nimi dzieje, mają zamknięte oczy, charczący oddech i wołają imiona swoich ukochanych. Bywa tak, że część osób odbiera nas jako członków rodziny, ciesząc się, że jesteśmy. My wtedy nie wyprowadzamy ich z błędu, wiedząc, że daje im to ukojenie, że ktoś przy nich jest, że trzyma ich za rękę – opowiada dr Karauda.
Ksiądz Kaczkowski w książce "Szału nie ma, jest rak" pisał, że towarzyszenie bliskiemu człowiekowi w jego umieraniu jest tak samo ważne, jak obecność przy każdym istotnym życiowym wydarzeniu. Choć często bywa, że rodzina cały czas czuwa przy łóżku chorego, a kiedy na chwilę wyjdą, chory umiera, "jakby się chciał wymknąć niepostrzeżenie". "Może śmierć jest tak intymnym przeżyciem, że chce się być w momencie umierania samemu?" - pisał ks. Kaczkowski.
- Czasami jesteśmy (lekarze - przyp.red.) tymi ostatnimi osobami, które odprowadzają ich na drugą stronę. Większość pacjentów odchodzi w nocy lub nad ranem i wtedy tej rodziny przy nich nie ma. Rzadko zdarza się, że chorzy odchodzą w ramionach swoich bliskich. Tak się dzieje na filmach, że przychodzi cała rodzina, a chory umiera trzymany przez nich za rękę. Od kiedy pracuję może dwa, trzy razy zdarzyło mi się, że ktoś autentycznie odszedł w obecności rodziny - przyznaje lekarz.
Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.