Trwa ładowanie...

Ksiądz Isakowicz-Zaleski zmagał się z rakiem. "Lekarz zapytał: Czy wierzy pan w Boga?"

Ksiądz Isakowicz-Zaleski opowiada o walce z rakiem
Ksiądz Isakowicz-Zaleski opowiada o walce z rakiem (East News)

Przypominamy wywiad, który ukazał się na WP abcZdrowie w lutym 2023 roku.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski opowiadał o walce z nowotworem prostaty. Duchowny postanowił podzielić się swoją historią, by zachęcić mężczyzn do regularnych badań profilaktycznych. Sam dowiedział się o chorobie przypadkiem - nie miał żadnych objawów. Walczył z rakiem i z systemem, bo polscy pacjenci napotykają na wiele barier - o czym ksiądz opowiedział w rozmowie z WP abcZdrowie.

spis treści

1. Ksiądz Isakowicz-Zaleski chorował na raka prostaty

Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP abcZdrowie: Kiedy dowiedział się ksiądz o chorobie? Czy były wcześniej jakieś niepokojące objawy?

Zobacz film: "Rehabilitacja kardiologiczna"

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych, nic mnie nie bolało. To jest bardzo zaskakujące w tej chorobie, o czym dopiero się dowiedziałem w szpitalu, że przy raku prostaty objawy pojawiają się bardzo późno albo nie występują. Nie można zakładać, że jeżeli nic nas nie boli, to znaczy, że jesteśmy zdrowi. Teraz, jak analizuję sytuację, to przypominam sobie, że może rzeczywiście ostatnio musiałem czasami wstawać w nocy do toalety, ale wcześniej nie zwróciłem na to uwagi... Te objawy, nawet jeżeli się pojawią, są bardzo mało specyficzne.

Chorobę wykryto u mnie przez przypadek. W związku z tym, że pełnię posługę w Fundacji im. Brata Alberta, która opiekuje się osobami niepełnosprawnymi, wykonywałem rutynowe badania. Kiedy przyszły wyniki, jeden z lekarzy powiedział mi, że są niepokojące. Dopiero wtedy udałem się do specjalisty na badanie USG, zresztą prywatnie, bo terminy były niesłychanie długie. Okazało się, że rzeczywiście jest podejrzenie choroby nowotworowej, ale konieczne są dalsze badania.

Rodzice księdza Isakowicza-Zaleskiego zmarli na raka
Rodzice księdza Isakowicza-Zaleskiego zmarli na raka (East News)

Jaka była diagnoza?

Dość długo czeka się na wyniki badań. Diagnostykę zacząłem na początku listopada, a dopiero w lutym potwierdzono diagnozę, kiedy były wyniki biopsji. Wtedy definitywnie stwierdzono, że to jest rak prostaty. Wiele wskazuje, że to jednak złośliwy nowotwór. Mogą być przerzuty, dlatego jestem właśnie w trakcie badań, żeby sprawdzić, czy nie ma przerzutów do kości. Jest takie ryzyko.

Na jakim etapie jest nowotwór? Czy lekarze mówili, jakie są rokowania?

Dwa tygodnie temu lekarz, który konsultował wyniki badań w szpitalu uniwersyteckim, powiedział mi, że są dwie możliwości: albo operacja, albo radioterapia. Jednak ze względu na to, że mam choroby współistniejące, miałem m.in. zakładane stenty na aorcie, plus mój wiek - mam 67 lat, nie radzi mi operacji, dlatego że mogłyby być trudności z wybudzeniem. Decyzję musiałem podjąć sam i wybrałem radioterapię, która ma potrwać sześć tygodni.

Trzeba być pozytywnie nastawionym, ale też mieć świadomość ryzyka. Jeden z lekarzy podczas konsultacji, nie wiedział, że jestem księdzem i zapytał, czy jestem wierzący. W odpowiedzi zapytałem, czy to ma jakieś znaczenie. Wytłumaczył, że to wpływa na nastawienie, często ludzie nie przyjmują do wiadomości, że mogą umrzeć, że nigdy nie ma stuprocentowej pewności wyleczenia. Podziękowałem mu za szczerość.

Nie jestem fachowcem. Natomiast lekarz oceniając jeden z wyników, stwierdził, że jeżeli 8 oznacza wysokie ryzyko przerzutów, to ja mam 9 - czyli więcej niż wysokie. Nie mówili, ile mam szans procentowo, tylko wszyscy podkreślali, że im szybciej zacznę leczenie, tym lepiej.

To zdanie słyszymy wszędzie: "im szybciej wykryta choroba, tym lepsze rokowania", "kluczowe jest najszybsze rozpoczęcie leczenia". A jak to wygląda w praktyce ścieżka szybkiego leczenia onkologicznego?

Ogromne kolejki i koszmarne terminy. Trafiłem na bardzo życzliwych i zaangażowanych lekarzy. Jeśli chodzi o ludzi, z którymi się zetknąłem w chorobie, to mogę mówić w samych superlatywach, natomiast gorzej z systemem. Te terminy oczekiwania na badania, przyjęcie do szpitala są nieprawdopodobne.

Żal ściskał serce, jak patrzyłem na te tłumy pacjentów, którzy czekają wiele godzin na rejestrację. To są często starsi ludzie, jeżeli ktoś ma kogoś z rodziny, kto przeprowadzi go przez te procedudry, to ma szczęście, ale często to są ludzie zdani tylko na siebie. Ja mieszkam pod Krakowem, nie mam problemu z dojazdem, wiem, gdzie szukać pomocy. Natomiast wielu pacjentów dojeżdża z bardzo odległych miejscowości, już samo dotarcie na badania jest dla nich problemem.

Lekarze bardzo dobrze wypełniają swoją rolę, ale potem pacjent utyka w systemie. Idę do kolejki i okazuje się, jak to powiedział jeden z pacjentów na korytarzu: terminy są na tydzień po pogrzebie. Samo czekanie po wiele tygodni na badania powoduje, że choroba nie jest uchwycona na odpowiednio wczesnych stadium. Oczywiście można przyspieszyć badania korzystając z prywatnych badań, konsultacji, ale większości pacjentów na to nie stać.

Jak słyszę o tych terminach, że tyle się czeka, a w prywatnej klinice można to zrobić za tydzień, to wydaje mi się to niesprawiedliwe. Wszyscy płacimy ZUS, ubezpieczenie zdrowotne, nie powinno być tak, że ci, którzy nie mają pieniedzy, mają mniejsze szanse na leczenie.

To czekanie musi być bardzo frustrujące. Ksiądz doczekał się swojej kolejki i właśnie zaczyna leczenie, jak się ksiądz teraz czuje?

Fizycznie czuję się bardzo dobrze, natomiast psychicznie bywa różnie. Ja mam tę szczególną sytuację, że od prawie 40 lat pełnię posługę wśród chorych, niepełnosprawnych, więc można powiedzieć, że w pewnym sensie jestem oswojony ze śmiercią, z chorobą. Jednak, kiedy dowiedziałem się, że choruję, to było takie poczucie, jakbym dostał obuchem w głowę. To jest związane z kompletną zmianą życia, przerwaniem pracy, nie jestem jeszcze na emeryturze, mam masę terminów, masę rzeczy do zrobienia i nagle człowiek zostaje wyrwany z tego wszystkiego. Nigdy nie jest się gotowym na chorobę.

Wiele osób w takiej sytuacji pyta, czemu to właśnie ich dotknęła choroba. Czy ksiądz też miał podobne rozterki?

Nie. Przyznam, że miałem świadomość, że mogę mieć obciążenie dziedziczne. Wiedziałem, że jest takie ryzyko, dlatego że moi rodzice zmarli na nowotwory. Tata zmarł dość młodo na raka jelita grubego, przez pięć lat żył z przetoką, a to było straszne w tamtym czasach. Natomiast świadomość ryzyka to jest zupełnie coś innego niż to, co się czuje, kiedy się dostanie diagnozę do ręki.

Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy zmagam się z ciężką chorobą. Miałem tętniaka na aorcie, wtedy nie zdawałem sobie sprawy z ryzyka i życie uratował mi lekarz pierwszego kontaktu. Kiedy do niego trafiłem, powiedział, że muszę jechać do szpitala, ja wtedy tłumaczyłem, że najpierw muszę pojechać do Wrocławia. Lekarz zamknął mnie wtedy w gabinecie i wezwał pogotowie. Wyglądało to trochę kabaretowo, ale później dowiedziałem się, że godziny zadecydowały o tym, że mnie uratowali.

Pamiętam dobrze, jak mnie wtedy wieźli na łóżku, jak patrzyłem na te lampy od dołu. Wie pani, o czym wtedy myślałem? Wcale nie myślałem o wieczności, o tym, jak będzie wyglądało spotkanie ze Świętym Piotrem, tylko o tym, że nie zostawiłem nikomu kluczy i haseł do komputera i kto będzie kontynuował moją pracę.

To doświadczenie nauczyło mnie, że trzeba mieć w życiu pokorę i świadomość, że w każdej chwili może nastąpić jakaś gwałtowna choroba.

Dlaczego zdecydował się ksiądz opowiedzieć o chorobie? To bardzo osobiste sprawy.

Myślę, że trzeba przełamać pewne tabu w społeczeństwie, że nadal za mało mówi się o profilaktyce raka prostaty, że wielu mężczyzn wstydzi się przyznać do choroby. Wydaje mi się, że o profilaktyce raka piersi mówi się więcej, mężczyźni też nie mogą udawać, że rak prostaty ich nie dotyczy. To jest choroba cywilizacyjna, a podstawa to badania profilaktyczne, badanie PSA, bo im wcześniej wykryta choroba, tym większe szanse na wyleczenie.

Dziękuję Panu Bogu, że przy okazji innych badań udało się wykryć chorobę, inaczej żyłbym w nieświadomości, a za miesiąc, dwa byłyby już przerzuty. W tym przypadku liczy się każdy tydzień, nieraz i dni. Widzę inne osoby, które wiedzą, że trafiły do lekarza za późno, że już nie mają szans.

Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także:

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze