Rak jest bardzo inteligentny - rozmowa z lekarzem Łukaszem Talarkiem
Rak płuc to od wielu lat główna przyczyna zgonów wśród pacjentów z chorobami nowotworowymi. Na całym świecie zabija prawie 2 mln osób rocznie. W Polsce co roku notuje się ponad 20 tys. nowych zachorowań. Pacjenci zbyt późno zgłaszają się na badania, a to utrudnia skuteczną terapię. Dlaczego bardzo mało pacjentów kwalifikuje się do leczenia operacyjnego? O walce z trudnym przeciwnikiem opowiada onkolog, doktor Łukasz Talarek.
Fragment wywiadu pochodzi z książki „Onkolodzy. Walka na śmierć i życie” autorstwa Joanny Kryńskiej i Tomasza Marca, która ukazała się nakładem wydawnictwa The Facto.
1. Jak wygląda rak?
Ciężko to opisać. Zazwyczaj jest to okrągła, lita, twarda zmiana o różnej wielkości. To tkanka patologiczna, której nie powinno być w danym miejscu. Pokażę wam (tu doktor Talarek sięga po tomografię i pokazuje niewielką szarą plamkę na zdjęciu płuc).
2.
Będzie pan w stanie to usunąć?
Hm, leży obwodowo, więc teoretycznie tak, ale wszystko wskazuje na to, że to guz przerzutowy, więc pobierzemy najpierw wycinek i zbadamy. Obawiam się, że tego raczej nie będę mógł usunąć. Ale tak ten rak mniej więcej wygląda.
3. Na zdjęciu. A na żywo?
To tak jakby dotykać małej kuleczki. Albo czasami dużej kulki, bo to, co pacjenci potrafią mieć w sobie, naprawdę w niektórych sytuacjach zadziwia. Najczęściej zaskakuje nas rozsiew drobnoguzkowy, którego nie widać w tomografii. Tak jak dzisiaj: kolega operował pacjentkę, która miała mieć w płucach dwa guzy, ale okazało się, że dookoła jest kilkadziesiąt drobnych guzków nowotworowych. Niestety, zabieg nie miał w takiej sytuacji sensu.
4. Dlaczego?
Jeżeli nie da się usunąć wszystkiego, to lepiej nie usuwać nic. Poza tym w niektórych sytuacjach zabieg byłby tak obciążający dla pacjenta i niósłby ryzyko takich powikłań, że bardziej by zaszkodził, niż pomógł. Mógłby też uniemożliwić dalsze leczenie. O tym musimy pamiętać. Jest jeszcze jedna zasada – zmiana pierwotna, ten pierwotny nowotwór trzyma na wodzy i hamuje rozwój guzów przerzutowych. Usunięcie go działa w takich sytuacjach jak zwolnienie hamulca i powoduje gwałtowny rozwój przerzutów.
"Onkolodzy. Walka na śmierć i życie", autorstwa Joanny Kryńskiej i Tomasza Marca, to osiem rozmów z onkologami pracującymi w Polsce. O życiu, śmierci, walce i pytaniach, na które nie ma odpowiedzi mówią ci, którzy są na pierwszej linii frontu w walce z największym wrogiem człowieka. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa The Facto.
5. To tak, jakby ten rak był inteligentny.
Jest niestety bardzo inteligentny. Ten pierwotny potrafi kontrolować zmiany rozsiane po organizmie i kiedy go zabijemy, to pozostałe szybko zabiją organizm.
(…)
6. Statystyki pokazują, że rak płuca to nadal trudny przeciwnik.
Nawet bardzo trudny. Niestety w większości wypadków wciąż z nim przegrywamy. Dziś miałem dyżur, było naprawdę wielu pacjentów i do operacji nie zakwalifikowałem nikogo. A było to ponad czterdzieści osób.
7. Co to znaczy?
Że wszyscy mają guza w płucach, ale albo są to zmiany tak zaawansowane, albo tak umiejscowione, że nic nie można zrobić, albo jeszcze jakieś inne powody dyskwalifikują z leczenia operacyjnego.
8. W jakim wieku są to pacjenci?
W różnym. Od dwudziestu czterech do osiemdziesięciu pięciu lat.
9. Dwudziestoczterolatek z rakiem płuc.
Tak, ze zmianą przerzutową…
10. Co mu pan powiedział?
Że na dzień dzisiejszy nie możemy go zakwalifikować do leczenia operacyjnego, że wymaga to dalszego leczenia chemicznego i rozważenia operacji w przyszłości, jeżeli chemia zadziała.
11. Tak, ale to jest taka dyżurna formułka, którą wygłasza się zawsze w takich sytuacjach. A pan przecież wie, jak to dalej będzie wyglądało.
Tak. Dzisiaj wystawiłem też pięć skierować do hospicjum, bo pacjent lub pacjentka nie kwalifikują się do żadnego leczenia onkologicznego. I co z tego, że ja się domyślam, jak może się to dalej toczyć? Odbierając pacjentowi wiarę, odbieramy mu wszystko.
12. Wydaje się, że ma pan tego raka oswojonego. Widzi pan go nawet, dotyka, usuwa. Nie boi się go pan? Tego, że sam pan zachoruje?
Boję się. Zwłaszcza tego, co jest w tej chorobie najgorsze, a to cierpienie i samotność. Niestety widzę, że choroba często przerasta rodzinę, a nie pacjenta, i zostaje on sam. To jest przykre. Widać to na sali pooperacyjnej, tam, gdzie podaje się chemię, często już w czasie pierwszej wizyty. (…) Codziennie obserwuję, ile cierpienia i ile wyrzeczeń pacjenci muszą ponieść, żeby tę walkę rozpocząć i kontynuować. Jestem dla nich pełen podziwu, naprawdę. Dla ich pokory wobec tej choroby. Na początku jest zazwyczaj faza buntu, pytanie: „Dlaczego ja?”. A potem oswajają się z nowotworem i radzą sobie dzielnie. Kibicuję im!
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.