Pożyczają lub kradną "odpadki" w aptece. "Spotykałem się z takim procederem"
Polacy masowo pożyczają sobie leki. Często, by je zdobyć, dobierają się nawet do aptecznych pojemników z lekami do utylizacji, co przy okazji nasila inny powszechny problem uzależnienia. - W niektórych aptekach dochodziło do kradzieży całego pojemnika - mówi nam Główny Inspektor Farmaceutyczny.
W tym artykule
Zamiast iść do lekarza, pożyczają leki od sąsiada
Polacy uwielbiają leczyć się na własną rękę. Biorą garściami suplementy, nadużywają silnych leków przeciwbólowych, sięgają bez wskazań po antybiotyki. Na tym jednak nie koniec.
Farmaceuci alarmują, że pacjenci powszechnie pożyczają sobie leki. Przy czym nie chodzi tu tylko o popularne leki przeciwbólowe, choć i te stosowane w nadmiarze mogą doprowadzić do poważnych zatruć, ale też specjalistyczne leki na receptę, które należy stosować tylko po konsultacjach z lekarzem.
- Pacjenci nagminnie pożyczają sobie leki, biorą je kompletnie bezrefleksyjnie od sąsiadów, rodziny czy znajomych. Ku mojemu przerażeniu słyszę od pacjentów, że np. na rodzinnych uroczystościach, gdzie komuś nagle skoczyło ciśnienie, od razu proponuje się kaptopryl, lek na obniżenie ciśnienia tętniczego u osób ze zdiagnozowanymi chorobami kardiologicznymi, w tym nadciśnieniem czy niewydolnością serca - przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie farmaceutka Dominika Lewandowska.
Lekarze o polskiej lekomani. Pacjenci wierzą, że pigułka pomoże na wszystko
- Ponadto ten lek powinno się stosować, gdy skok ciśnienia skurczowego sięga co najmniej 160-170 mm Hg, tymczasem jest on zażywany nawet przy wartości na poziomie 130, bo ktoś miał go akurat w domowej apteczce i pomyślał, że sąsiadowi też pomoże. Tymczasem podanie go bez potrzeby może skutkować omdleniami czy udarem, co może doprowadzić nawet do śmierci - przestrzega farmaceutka.
Jedna z pacjentek, która wzięła ten lek bez wskazań, cudem uniknęła zapaści.
- Będąc w górach, bardzo źle się poczuła, nie wiedziała, co się z nią dzieje, nie miała jak zmierzyć ciśnienia. Inna turystka pomyślała, że to nagły skok ciśnienia i dała jej właśnie kaptopryl, który sama na stałe zażywała. To tylko pogorszyło jej stan, skończyło się na szpitalnym oddziale ratunkowym. W takich sytuacjach nie ma miejsca na działanie w tzw. dobrej wierze, bo może się to skończyć tragicznie - podkreśla farmaceutka.
Wpędzają się w uzależnienie
Tymczasem Polacy nie wahają się przyjmować od rodziny czy znajomych także innych leków na receptę, w tym psychotropowych.
- Wielu Polaków jest wręcz od nich uzależnionych. Dotyczy to często seniorów, którzy zażywają tzw. zetki (np. zolpidem, zopiklon, zaleplon i ich pochodne - red.), czyli niebenzodiazepinowe leki nasenne, które są dostępne tylko na receptę. Niestety, by poradzić sobie z bezsennością, nie idą do lekarza, ale biorą "na wypróbowanie" leki od sąsiadki, bo jej pomagają - wskazuje Lewandowska.
- Miałam kiedyś pacjentkę, która przyszła do nas zadowolona, by wypytać o lek, który tak dobrze na nią zadziałał, nie mając kompletnie świadomości, jak szybko może ją wpędzić w uzależnienie. Widzimy, że pacjenci najpierw idą do "Goździkowej", a do apteki często trafiają już po fakcie - dodaje.
Farmaceutów niepokoi też fakt, że po takie leki sięgają coraz młodsze osoby, które, choć nawet mają receptę, to nie są świadome ryzyka.
- Najmłodsza osoba, której wydawałam zolpidem, miała 17 lat, receptę realizowała jej mama. Zapytałam ją, czy córka wie, jak stosować ten lek, powiedziała, że tak, bo bierze go od kilku miesięcy i wszystko jest w porządku. Tymczasem można go stosować przez maksymalnie kilka tygodni - podkreślała w rozmowie z WP abcZdrowie farmaceutka Paulina Front.
Leki psychotropowe brane bez kontroli mogą doprowadzić także do utraty świadomości, a tym samym do wypadków, które mogą się skończyć np. poważnym urazem głowy.
Antybiotyki jak cukierki
- W sezonie infekcyjnym zmorą jest także niekontrolowane zażywanie antybiotyków. Ludzie biorą je jak popadnie, dokańczają stare opakowania, które zostały im po poprzednim leczeniu albo biorą od sąsiada, nie pytając nawet, na co dokładnie je stosował. Tymczasem przyczyną choroby mogłaby być zupełnie inna bakteria, a konkretne patogeny leczymy konkretnymi antybiotykami, to nie jest uniwersalny środek - przestrzega farmaceutka.
- Miałam nawet pacjentkę, której sąsiadka dała antybiotyk, który stosowała wcześniej na boreliozę. Pomyślała, że na infekcję też może pomóc. Na szczęście, zanim go zażyła, przyszła do apteki po konsultację - zaznacza farmaceutka.
Antybiotyki mogą powodować wielu skutków ubocznych, nie mówiąc już o nasileniu groźnego zjawiska antybiotykooporności bakterii. Takie leki mogą zaburzać równowagę mikroflory jelitowej, prowadząc nawet do poważnego zapalenia jelit.
- Niewłaściwie leczona infekcja może prowadzić do kolejnego zakażenia, które będzie wymagało ponownego zastosowania antybiotyku. Koło zaczyna się więc nam zamykać. Wychodząc z jednej infekcji, za chwilę możemy złapać drugą. Ponadto antybiotyki mogą wchodzić w groźne interakcje z innymi lekami - ostrzega Dominika Lewandowska.
- Takim przykładem są antybiotyki z klarytromycyną, która obecnie króluje w aptekach, bo stosuje się ją u osób z krztuścem i mykoplazmą, a tych infekcji stale przybywa. Problem nasila fakt, że aktualnie tych antybiotyków brakuje w aptekach, więc pacjenci tym chętniej je między sobą pożyczają. Niestety mogą one powodować poważne działania niepożądane, takie jak gwałtowny spadek ciśnienia, zaburzenia rytmu serca, nieskuteczność antykoncepcji hormonalnej - wylicza ekspertka.
Dobierają się do zużytych leków
Poważne konsekwencje może mieć także leczenie na własną rękę silnymi lekami przeciwbólowymi. Nie chodzi tylko o leki opioidowe np. z tramadolem, po których mogą wystąpić m.in. zaburzenia oddychania, zaburzenia rytmu serca czy zaburzenia świadomości.
Farmaceutka przypomina też historię rodziny, o której było głośno w czasie świąt. Ktoś przez pomyłkę dodał do ciasta lek, który został po zmarłej babci (olejek z medyczną marihuaną), przez co kilka osób trafiło do szpitala. Niestety wielu Polaków nie wie, co zrobić z lekami, które zostaną po zmarłych albo zostawiają je celowo, by potem je stosować.
- Nie brakuje osób, które są od takich leków uzależnione. Potrzebują ich w dużych ilościach, więc obserwujemy, że chodzą po aptekach i wybierają różne preparaty z pojemników przeznaczonych na zużyte leki. Jako farmaceuci nie mamy możliwości reakcji, nie będziemy się z nimi przecież bić, czy za nimi biec. Zwłaszcza że czasu na reakcję jest bardzo mało, a takie osoby wykorzystują sytuację, np. kiedy mamy kolejkę pacjentów - wskazuje Lewandowska.
O ile wtórny obrót lekami jest prawnie zabroniony (dlatego nie można przekazać niewykorzystanych leków np. po zmarłym do szpitala czy hospicjum), o tyle pojemniki na zużyte leki, które stoją w aptekach, stwarzają ogromną lukę.
To raj dla osób, które są uzależnione od leków i wykorzystują każdy sposób, by je zdobyć. Zdarza się też, że takie preparaty trafiają potem na czarny rynek.
120 ton leków
Łukasz Pietrzak, Główny Inspektor Farmaceutyczny, wskazuje, że w samej tylko Warszawie do pojemników na zużyte leki, które stoją w aptekach trafia aż 120 ton leków rocznie.
- Większość leków przeznaczonych do utylizacji trafia właśnie do tych pojemników, a zaledwie kilka procent przekazywanych jest do punktów selektywnego zbierania odpadów komunalnych. W obu przypadkach za takie miejsca odpowiada samorząd terytorialny, apteka jedynie użycza miejsca na odpowiedni pojemnik, ale za proces utylizacji już nie odpowiada - wskazuje w rozmowie z WP abcZdrowie Główny Inspektor Farmaceutyczny.
- Inspekcja farmaceutyczna nie ma więc narzędzi, by to w jakikolwiek sposób kontrolować. W ramach inspekcji możemy jedynie sprawdzić usytuowanie oraz zabezpieczenia takiego pojemnika. Niemniej jednak dostajemy zgłoszenia, że leki z tych pojemników są co jakiś czas wybierane m.in. przez osoby uzależnione - mówi.
- Kiedy pracowałem w aptece, niejednokrotnie spotykałem się z takim procederem. Co więcej, w niektórych aptekach dochodziło do kradzieży całego pojemnika. Z racji tego, że działo się to błyskawicznie, farmaceuci często nawet nie byli w stanie zareagować. Istotne jest także to, że podejmowanie reakcji podczas takiej kradzieży mogłoby być dość ryzykowne dla personelu apteki - zaznacza Łukasz Pietrzak.
Wyjaśnia, że odbiór takich leków jest regulowany przez ustawę o odpadach, za którą odpowiada resort środowiska.
- O ile kwestie proceduralne są w dużej mierze adekwatne, to na pewno warto byłoby doprecyzować kwestie organizacyjne, aby zwiększyć efektywność całego procesu oraz chronić farmaceutów. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś przynosi leki do utylizacji i przekazuje je bezpośrednio pracownikowi apteki przy pierwszym stole - podkreśla ekspert.
- W takich torebkach oprócz przeterminowanych leków zdarzają się także zużyte igły, czy też inne produkty, które mogą być niebezpieczne lub potencjalnie skażone. Dla farmaceuty może to być ogromne zagrożenie zdrowotne. Znam kilka przypadków zakłucia się zawartością takiego pojemnika - dodaje.
Zapytaliśmy resort środowiska, czy planuje jakiekolwiek regulacje w tym zakresie. Czekamy na odpowiedź.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródła
- WP abcZdrowie