Bunt pielęgniarki "Pacjenci nas wyzywają, potrafią uderzyć, opluć"
Odbyłem rozmowę z pielęgniarką, która pracuje na dużym oddziale polskiego szpitala. Z jednej strony zakochana w zawodzie, podkreśla, że nie wyobraża sobie innej pracy, z drugiej strony sfrustrowana, wciąż zapracowana i wiecznie niedoceniona. To słowa, kobiety, która nie krzyczy na manifestacjach, która nie woła jestem biedna, tylko kobieta, która pracuje od rana do nocy i dalej potrafi być miła dla pacjentów, dalej nie zgubiła się w systemie podłej biurokracji i medycznego pesymizmu.
Łukasz Surówka: Dlaczego została Pani pielęgniarką?
Monika, pielęgniarka z 35-letnim stażem pracy: Ponad 30 lat temu, kiedy miałam, powiedzmy, wybrać zawód nie było takich możliwości jak dzisiaj. Nie każdy mógł być lekarzem, prawnikiem czy architektem. Wtedy doceniane były zawody klasy średniej, robotnik, ślusarz, pielęgniarka. Moja mam pracowała jako pielęgniarka i wtedy wydawało mi się, że jest to najlepsza praca na świecie. Bo ona była kimś. Dobrze zarabiała, jak na tamte czasy, była szanowana przez wszystkich dookoła, miała powiedzmy wyrobiony status społeczny. I tak w mojej głowie zrodził się pomysł, że to odpowiednia dla mnie praca. Że ja też muszę być pielęgniarką i tak poszłam do liceum medycznego i zostałam pigułą.
- Dzisiaj Pani żałuje?
‐ I tak i nie. Kocham swoją pracę, kocham kiedy pacjenci się uśmiechają, kocham z nimi żartować. Wciąż po tylu latach pracy słyszę komplementy, jaka to cudowna siostrzyczka, albo, ooo, znowu nasza kochana pani pielęgniarka przyszła na dyżur. To są te chwile, dla których warto wykonywać ten zawód. Ale to, jak zaczynałam pracę i jak nas traktowano, a to, jak to wygląda obecnie, to jest dramat. Jeden wielki przewrót o 180 stopni. I żałuję, bo przez to moja praca już nie daje mi tyle satysfakcji, co dawniej. Siedzimy z koleżankami w dyżurce i wciąż między sobą narzekamy i wspominamy, jak było kiedyś. Mówi się, że kiedyś było lepiej. I czasami ja tak sobie myślę, że było lepiej. Ale szczerze nie żałuję, bo to najlepsza praca na świecie i mimo, tego, co w naszym zawodzie się podziało, to nadal chętnie przychodzę na dyżur.
Zobacz także:
- Brak ochoty na seks, nagłe tycie. Objawy świadczą o poważnej chorobie
- Naturalne lekarstwo. Obniży cholesterol i pozbędzie się niebezpiecznych złogów
- 6 znaków, które świadczą o tym, że jesteś świetnym kochankiem
‐ A co takiego się podziało?
‐ No przede wszystkim zmienił się stosunek pacjentów do personelu. Teraz każdy wymaga i żąda. Szacunek to słowo obce. Jak pracowałam na SORZe, to ile razy usłyszałam okropne epitety, jaka jestem zła, wredna, podła, brzydka, okropna itd. Pacjenci nas wyzywają, potrafią uderzyć, opluć. Ile to razy zdarzyły się groźby sądem i konsekwencjami prawnymi. Teraz pacjenci są niesamowicie roszczeniowi. I z jednej strony zgadzam się z tym, że należy walczyć o swoje i jeżeli doszło faktycznie do poważnego zaniedbania ,to należy ponieść konsekwencje.
Ale jeżeli pacjenci stale traktują personel medyczny, i to nie tylko pielęgniarki, ale też lekarzy i ratowników medycznych jako łapówkarzy, alkoholików i tych, co to nie wiadomo ile zarabiają, to nigdy nie będą mieć do nas szacunku. Teraz naprawdę rzadko się słyszy, aby ktoś podziękował, aby powiedział komplement, czy ot tak zagadał o czymś miłym. Teraz częściej się słyszy: "tylko ostrożnie, bo ostatnio taka pielęgniarka no na wylot przebiła mi żyłę". Pewnie teraz biedna ma sprawę sądową z tego powodu. Ale wina też jest w środowisku.
Bo dawniej stosunek z lekarzami był inny. Byliśmy partnerami. Teraz najczęściej jesteśmy do wykonywania ich poleceń. Oczywiście nie zawsze tak jest. Wszystko zależy od miejsca pracy. Mieliśmy kiedyś ordynatora, co nie reagował nawet na dzień dobry.
Gdy odchodził z pracy, to nawet się nie pożegnał. A gdy pracowałam w gabinecie z lekarzem ortopedą, to praca szła jak po maśle. Żartowaliśmy, razem piliśmy kawę, każdy zawsze coś przyniósł słodkiego. Tak można pracować - dogadywać się, być partnerami, traktować się tak samo. Wiadomo, że ja jestem od wykonywania zleceń lekarza, i jak on coś powie, to ja to muszę zrobić, ale tu znowu chodzi o ten szacunek.
‐ Czyli gdyby nie utrata szacunk, to wszystko byłoby jak dawniej? To jest największy problem?
Szacunek przede wszystkim. Ale to zmieniły się czasy. Teraz każdy biega za pieniędzmi, za swoim dobrem, nikt nie patrzy na drugą osobę. A my pielęgniarki wciąż musimy myśleć o drugiej osobie – o naszym pacjencie. Dlatego te nowe czasy zmieniły cale społeczeństwo, zatem nas w medycynie też nie mogło to ominąć. Ludzie wylewają swoje frustracje na nas.
No bo na kim innym? Przecież nie pójdą do sejmu mówić, że kolejka do endokrynologa jest ogromna, że na SORZe czeka się kilka godzin. To nie im będą pluć w twarz, tylko nam. I to też fakt, że pielęgniarka znaczy dużo mniej. Bo do pana doktora już z większym respektem podchodzą. No ale do tego dochodzi też ten status społeczny. No bo dawniej inaczej zarabiałyśmy, a teraz inaczej.
‐ No właśnie jak to jest z tymi zarobkami. Teraz niedawno była podwyżka 400zł. Średnia krajowa wyliczana jest na około 3000zł miesięcznie dla pielęgniarek. A jak jest w rzeczywistości?
No tak. 400 zł było. Tylko nikt nie mówi, że jest to brutto zatem na rękę jakieś 240 zł. Nikt też nie mówi, że jest to dodatek. Nie liczy się do emerytury ani niczego. W każdej chwili może być zabrany i nikt o tym nawet nie wspomni. A te śmieszne 3000 zł to niby gdzie. Bo proszę Pana ja zarabiam 2000zł brutto. Nie wierzy Pan?
Mogą pokazać mój kwitek. Bo te średnie miesięczne to są wyliczane przez sumę mojej pensji, ale też pensji Pani szanownej pielęgniarki, która pracuje na wysokim stanowisku i ma pensję po 5000-8000 zł, zatem średnia zawszy wyjdzie wysoka i wszyscy będą mówić, że przecież my dużo zarabiamy, to czemu wiecznie płaczemy.
No tylko teraz tak my pracujemy za takie pieniądze, bo mały szpital, a 30 km dalej w większym szpitalu stawki są już 2500 zł. Więc mam tą samą wiedzę, to samo wykształcenie, a mieszkam w mniejszej miejscowości, to mam zarabiać mniej? Praca taka sama. A rzeczywistość? Mamy ogromny oddział. Ponad 40 łóżek. A nocki potrafimy obstawiać we dwie. Bo nie ma kto pracować. To musimy się na to zgadzać.
Oczywiście w nocy nie ma sanitariuszki, zatem jedziemy nie tylko z zabiegami, lekami, kroplówkami, dokumentami itd. Ale także musimy wszystkich pacjentów przebrać, zmienić pampersy, zmienić pościel. W ciągu dnia różnie, czasem 3, czasem 5 pielęgniarek na dyżurze. Dodatkowych dyżurów nie ma, bo dyrektor nie ma pieniędzy. Więc pracujemy w pocie czoła. Bo to oddział trudny. Internistyczny. Mamy wszystkie przypadki.
Na chirurgii zrobią zabieg, no ale komuś cukier skoczy, to spychają go do nas do ustabilizowania i diagnostyki, więc mamy również pacjentów z dopiero operowanymi ranami. Pacjent z bólem w klatce po zabiegu na ortopedii też do nas. To mamy pacjentów z wyciągami. Przychodzą święta, to oddział pełen staruszków robiących pod siebie, bo rodzina chce spędzić święta na nartach. I tak od rana do nocy.
A na takim oddziale dermatologii czy okulistyki to nawet jak są 2 pielęgniarki na 40 chorych, to pracy mają zdecydowanie mniej. A pensja ta sama. Takie są realia. Sprawiedliwości nie ma. Oddział SOR i anestezjologii ma więcej. Bo to te specjalne oddziały. Nasz już nie. A zbieramy wszystko.
‐ A czemu nie ma nikogo do pracy? Przecież stale otwierają się nowe prywatne uczelnie, które kształcą pielęgniarki, na publicznych jest po kilkaset miejsc na każdym roku.
No tylko, że te pielęgniarki, które teraz kończą szkoły i mają tytuł magistra to niestety na tym się kończy. Nie znają realiów pracy. Nie wiedzą, że czeka je ciężka harówka. Myślą, że założą piękny fartuszek i będę pisać dokumenty. Że sanitariusz zrobi wszystko, co brudne z pacjentem. Ale tak nie jest. Przychodzą do nas na praktyki czy staże. I co. I przerażenie i strach w oczach. Nie umieją dotknąć pacjenta, nie wiedzą za co się zabrać.
One by tylko zastrzyki robiły. A to akurat najmniejszy problem. Ale dźwigaj pacjenta 150kg na tomografię, potem zmień mu pampersa. Każdy dzień pracujemy w gównie. I to należy powiedzieć głośno. Więc nikt się nie garnie do takiej pracy. W przychodniach miejsca są zawsze obstawiane przez znajomości, bo praca zdecydowanie odbiega od tego, co mamy na oddziale. W karetkach i na SORZe praca trudna i specyficzna.
Wiele tych młodych dziewczyn myśli o wyjeździe. Bo dostaną fajny socjal, bo fajne zarobki, ba nawet jako opiekunki osób starszych zarobią więcej niż my. I tu powstaje problem. Że my się starzejemy. Teraz średnia wieku u nas na oddziale to około 50 lat. Za chwile my odejdziemy i kto przyjdzie za nas pracować? Wtedy dopiero powstanie problem. Mam nadzieje, że mnie już nie będzie dotyczył. A my te 50-tki to dopiero mamy ciężką prace. Bo już wzrok nie ten, bo nowoczesny sprzęt, bo już nie mamy tyle siły, co dawniej. A pacjenci coraz więksi i ciężcy.
Zobacz także:
- Brak ochoty na seks, nagłe tycie. Objawy świadczą o poważnej chorobie
- Naturalne lekarstwo. Obniży cholesterol i pozbędzie się niebezpiecznych złogów
- 6 znaków, które świadczą o tym, że jesteś świetnym kochankiem
‐ No ale zaraz a przepisy BHP, kontrole itd.?
No są oczywiście. Na papierze. Bo wiemy doskonale, kiedy kontrola przyjdzie. To wtedy nie nosimy obrączek na rękach. Kontrola sprawdzi i wszystko wygląda, że jest ok. Raport napiszą i w papierach się zgadza. Co tam, że pacjenci w nocy z łóżek spadają, bo rączki są pourywane i bandażem przywiązane.
Co tam, że w zimie pacjent z zapaleniem płuc a tu nagle okno wypada i radź tu sobie człowieku. Nasza dyżurka wyremontowana. Zgadzam się. Ale wózek, którym wozimy leki - dramat. Winda – modlimy się, żeby się nie zacięła, kiedy wieziemy trudnego pacjenta. I wciąż o tym głośno się mówi. Teraz była książka takiego dziennikarza, co opisał jak to ciężko wszystko w szpitalu wygląda. Jaka znieczulica panuje. Ale jak ma być inaczej? Jak biurokracja załatwiona. Papiery wystawione. A dalej jest źle.
‐ No ale ktoś odpowiada za tą biurokrację. Oddziałowa, ordynator, dyrektor…
Tak oni mają takie stanowiska. I powinni być z tego rozliczani. Ale u nas jak to u nas. Rączka rączkę myje. W poprzednim szpitalu mieliśmy taką oddziałową, że chciało nam się płakać. Ona tylko pięknie wyglądała.
Ale brak jakichkolwiek umiejętności. Ani pomocna, ani rozgarnięta. Dostała fuchę, bo znała dyrektora, papier miała zrobiony, no to siedzi do dzisiaj. Nigdy nie pomagała w pracy. Grafik zawsze na ostatnią chwilę. A jak brała się za raporty … wszystko do poprawki. Tak nie da się pracować. Kiedyś pracowałam na oddziale paliatywnym. Oddziałową była młoda dziewczyna, ale oddział pracował na 150 proc.
Wszystko było załatwione, oddziałowa stała za nami murem. Potrzeba było nowych łóżek, to potrafiła napisać każdego dnia po 2 podania do dyrektora, aż w końcu kupił nowe. Wymagała dużo. Potrafiła nas przepytywać z leków i procedur, ale aż człowiek był zmotywowany do nauki do rozwoju. Na kursy non stop jeździłyśmy.
Uczyłyśmy się. Sprzęt był fajny. Dziewczyny jak przychodziły na praktyki, to najpierw narzekały, że tak wymaga, a potem dziękowały, że tyle się nauczyły. Sama też brała się do pracy. Najpierw swoje obowiązki z dokumentami, a potem dawaj wózek z lekami, zastrzyki i wszystko. To był mój najlepszy oddział, gdzie pracowałam. Tylko niestety wszystko dobre szybko u nas się kończy. Pozbyli się jej, bo dyrektorowi się nie podobała. Ale ona dobrze na tym wyszła, bo trafiła do lepszego szpitala i dalej świetnie prowadzi oddział. Takich ludzi z pasją potrzeba w medycynie.
‐ A co Pani lubi najbardziej w swojej pracy. Co przynosi radość, dlaczego dalej chce Pani pracować?
Heh, może to śmiesznie zabrzmi, ale ja uwielbiam kłuć. I powiem nieskromnie, że mam taką rękę, że nie raz mnie wołają, żebym to ja kuła. I to nie chodzi, że patrzę z iskrą w oku, kiedy komuś trzeba zastrzyk czy wenflon. Tylko ot tak, lubię to.
A poza tym ja kocham pacjentów. Nawet tych usranych. Lubię z nimi rozmawiać, żartować. Kiedy widzę, że daję im choć trochę radości, ulgi w cierpieniu to mnie jest lepiej na sercu. Niejedną babcie przytulę, wysmaruje i zabawię. Panowie i podrywanie. No super sprawa. A te wdzięczne słowa. To jest najlepsze podziękowanie.
Bo nie te skromne i tandetne podarunki, np. przeterminowane albo z ostentacyjną ceną na wierzchu, tylko właśnie słowa podziękowania i docenienia naszej pracy. Wiele rodzin przychodzi do nas i mówią, że nie spodziewali się, że tu taki młyn, że tyle pracy, a my dalej dajemy radę. To daje kopa do życia, do dalszej pracy. Do tego żeby wstać rano i przyjść znowu na dyżur.
‐ A jak jest z rodzinami pacjentów?
No to jest generalnie dramat. Pacjenci często po prostu z bólu czy wieku nic nie mówią. Ale rodzina ma najwięcej do powiedzenia. Pretensjonalni, wszystko najlepiej wiedzą, krytykują, mają ze wszystkim problem. Kiedyś mieliśmy pacjenta z dużą odleżyną. No to robiłyśmy opatrunki. A potem przychodziła żona i wszystko zmieniała.
I jeszcze komentowała, że to brzydko, że to źle. No to jednego dnia opatrunek nie został zmieniony, a ona akurat tego dnia przyszła trochę później do męża. I nagle okazuje się, że nasz opatrunek jednak może być, bo ona ma teraz inne godziny pracy i jakbyśmy mogły jednak do męża zaglądać. Albo częste nakazy: proszę do mamusi/tatusia zaglądać co 15-20minut, bo jest teraz w nowym środowisku i może mieć stany lękowe.
Stany lękowe? Proszę Pana, ja mam 40 pacjentów na oddziale, jest nas 2 w nocy, a około 10 pacjentów krzyczy przez całą noc, mimo podania dużej dawki leków uspakajających. Przepraszam, ale kiedy ja mam zaglądać do mamusi i pytać, czy soczku nie podać? To nie nasze zajęcie.
‐ To może zakończmy czymś optymistycznym. Jakie miała Pani śmieszne przypadki w Pracy? Co sprawiło, że oddział śmiał się przez kilka dni?
To takich historii jest wiele. Jak już mówiłam, mamy mnóstwo "wariatów". Drą się po nocach, krzyczą, wyją jak psy. No różni chorzy, ludzie różnie reagują i się zachowują. Często osoby starsze, z demencją, które leżą chcą wychodzić i np. iść sadzić ziemniaki i proszę ich natychmiast wyrzucić, i wyzywają Cię od szamanek, od wiedźm, klątwy rzucają.
A rano kompletnie o niczym nie pamiętają i "Paniusiu, pyszna owsianka". Kiedyś jeden pacjent przez sen zaczął bić drugiego. Kiedyś Pan dość otyły chodził po nocy i podjadał ludziom jedzenie z szafek. Innym razem pacjent zabezpieczony pasami (na zlecenie lekarza) wieczorem położony normalnie w łóżku, po kilku godzinach leżał do góry nogami – jak?
Nie mamy pojęcia. Notorycznie się zdarza, że siedzimy w dyżurce i jemy śniadanie, a pacjent przynosi próbkę z kałem lub moczem i kładzie nam między bułkami. Albo panowie leżący, zamiast zawołać o kaczkę, potrafią sikać w górę i dookoła łózka.
Fontanny im się zachciewa. Mnóstwo ekshibicjonistów. Kiedyś Pani postanowiła w niedzielę, kiedy najwięcej odwiedzających, przejść się środkiem korytarza ciągnąc za sobą cewnik. Także historii dziwnych, ale generalnie śmiesznych jest dużo. Tylko z czasem to już nas nie śmieszy, a po prostu załamujemy ręce.
Monika, pielęgniarka z 35-letnim stażem pracy. Pracownik oddziału chorób wewnętrznych szpitala powiatowego. Jej koleżanki z oddziału sfrustrowane podpisują się razem z nią. Podpisują się swoją opinią, ale pracują dalej. Już nie krzyczą. Po tylu latach nie mają siły i czekają tylko na emeryturę. Marną niestety …
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.