Lekarz krytycznie o pomysłach kandydatów na prezydenta. "To oznaczałoby rewolucję"
NFZ, kryzys w psychiatrii, aborcja. Podczas poniedziałkowej debaty w TVP kandydaci na prezydenta przerzucali się pomysłami na reformę ochrony zdrowia. Choć potrzeba pilnej zmiany, sam radykalizm nie wystarczy. – Wyższe nakłady powinny iść w parze z reformą, której nadal nikt się nie podjął – komentuje Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.
W tym artykule:
Co zamiast NFZ?
Jedną z kluczowych kwestii podczas poniedziałkowej debaty prezydenckiej w TVP była ochrona zdrowia, a wraz z nią tak radykalne pomysły na jej reformę, jak likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia.
Zdaniem Sławomira Mentzena obecny system ochrony zdrowia jest niewydolny i wymaga gruntownych zmian, w tym właśnie likwidacji NFZ. Kandydat Konfederacji uważa, że w to miejsce "trzeba wprowadzić konkurujące ze sobą fundusze ubezpieczeń zdrowotnych".
– Tak, żeby konkurencja wymusiła jak najwyższą jakość usług. Tego rodzaju systemy są najbardziej efektywne, są najbardziej innowacyjne. I to po prostu trzeba zrobić. Ja wiem, że wielu to się może nie podobać, bo są przyzwyczajeni do tego NFZ-etu, ale ten NFZ działa źle. Z każdym kolejnym rokiem działa gorzej. Ten system po prostu zbankrutował – zaznaczył Mentzen. Dodał, że pacjenci czekają w coraz dłuższych kolejkach do lekarza, a w szpitalach zamyka się kolejne oddziały.
Sprawdziliśmy warszawskie SOR-y
– Taka zmiana, jak likwidacja NFZ, w polskich warunkach oznaczałaby rewolucję. W teorii wprowadzenie na rynek dwóch systemów ubezpieczeń – publicznego i prywatnego – jest dobre, bo faktycznie ta konkurencyjność mogłaby się przełożyć na jakość. Diabeł tkwi jednak w szczegółach – komentuje w rozmowie z WP abcZdrowie Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.
– Chodzi przede wszystkim o to, żeby nie doprowadzić do systemu "dwóch prędkości", które zwalczałyby się nawzajem, bo już teraz mamy trochę taką sytuację w ochronie zdrowia. Po drugie, pamiętajmy, że dając za przykład Niemcy czy Szwajcarię, gdzie funkcjonuje mieszany system ubezpieczeń, mówimy o znacznie większych budżetach niż w kontekście pieniędzy, którymi dysponuje NFZ – dodaje rzecznik NIL.
Jednolity podatek zamiast składki
W czasie debaty prezydenckiej nie obyło się też bez tematu składki zdrowotnej, który nadal budzi wiele emocji. Magdalena Biejat z Lewicy wskazała, że powinien ją zastąpić jednolity podatek. – Mamy konkretny plan zlikwidowania składki zdrowotnej i zastąpienia jej jednolitym podatkiem zdrowotnym, dzięki któremu każdy będzie się dokładał do systemu ochrony zdrowia sprawiedliwie – wskazała Biejat. Podkreśliła, że wówczas "państwo realizowałoby obowiązek dostarczenia dobrej opieki zdrowotnej dla każdego, bez względu na status materialny".
– Być może wprowadzenie takiego ujednolicenia sprawiłoby, że byłoby mniejsze poczucie niesprawiedliwości, ale czy to rozwiąże problem? Tu trzeba czegoś więcej. Chodzi o to, by te kwoty, które płacimy, były nominalnie większe, jak ma to miejsce w innych krajach, chociażby w Czechach. Forma ma tu mniejsze znaczenie – ocenia rzecznik NIL.
Zapaść w psychiatrii
W kontekście zmian systemowych rzecznik NIL zwraca też uwagę na pilny problem dotyczący kryzysu w psychiatrii, szczególnie dzieci i młodzieży. Podczas debaty ten wątek poruszył Rafał Trzaskowski, wskazując, że mamy już do czynienia z zapaścią w tej dziedzinie. – Otworzyłem sieć poradni, bo chcemy pomagać i problemy rozwiązywać, a nie tylko o tym opowiadać – wskazał polityk. Dodał, że "ochrona zdrowia musi być publiczna" i "to jest zadanie najważniejsze".
– Niestety, kryzys w psychiatrii, który teraz mamy, to efekt wieloletnich zaniedbań. Psychiatria dzieci i młodzieży była kompletnie zapomniana i nie było na nią pieniędzy. W efekcie zaczęto zamykać oddziały, a te, które były, przypominały odrapane więzienia. Dlatego nikt z młodych medyków nie chciał wybierać takiej specjalizacji. Praca nie dość, że trudna, to jeszcze w trudnych warunkach – zwraca uwagę lekarz Jakub Kosikowski.
– I nagle okazało się, że mamy wysyp problemów psychicznych wśród dzieci i młodych ludzi, którzy potrzebują opieki na już. Tymczasem takiego kryzysu nie da się odwrócić od ręki. Oddziały, które i tak są nieliczne, mają znacznie więcej łóżek niż potrzeby pacjentów. Przez to np. dzieci po próbach samobójczych są wożone po całej Polsce, by ktoś je mógł przyjąć – zaznacza.
– Bez zwiększenia podaży ze strony NFZ nie mamy co liczyć, że spadną ceny prywatnych wizyt. A zdarza się, że one już sięgają 700 zł. Dlatego otwieranie kolejnych poradni to jeden z kierunków, w których na pewno należy działać. Takich miejsc pilnie potrzeba po to, by zapobiegać i uniknąć hospitalizacji, na którą często brakuje miejsca – zaznacza lekarz.
Potrzeba "przejrzystego" prawa
Nie sposób było też uciec od innego palącego problemu dotyczącego bezpieczeństwa Polek w kontekście prawa antyaborcyjnego. – Obecna ustawa antyaborcyjna jest barbarzyńska i trzeba ją złagodzić – podkreślił Adrian Zandberg z Razem. Dodał, że opowiada się "za prawem kobiet do wyboru do 12. tygodnia ciąży". Z kolei Szymon Hołownia stwierdził, że rozwiązanie sprawy aborcji to "docelowo tylko referendum".
– Kluczowa jest tu inna sprawa: jasne i przejrzyste prawo. Aktualnie mamy do czynienia z nieprawdopodobną kwestią, że przy braku zmian w konstytucji od 2020 roku, mamy do czynienia z różnymi interpretacjami prawa. Nie ma co do tego zgody wśród ginekologów, ani prawników. Najlepszym przykładem była ostatnia sprawa z Oleśnicy – zwraca uwagę Kosikowski.
Zobacz także: "Skandal bez precedensu". Lekarz o wtargnięciu Grzegorza Brauna do szpitala w Oleśnicy
– Jesteśmy w takim momencie, że pacjentki zastanawiają się, do jakiego szpitala jechać, by czuć się bezpiecznie. A lekarze, choć powinni skupić się na leczeniu, zastanawiają się, jak postąpić, by potem nie mieć do czynienia z prokuratorem. To jest absurd – podkreśla lekarz.
Bezpieczeństwo Polek
Poczucie bezpieczeństwa ma szerszy wymiar, na który zwrócił uwagę Marek Woch z Bezpartyjnych Samorządowców, opowiadając się za abolicją ZUS dla przedsiębiorców. Kandydat na prezydenta – w kontekście dramatycznego spadku dzietności – ostro skrytykował działania ZUS, nazywając go "Zakładem Ubezwłasnowolnienia Społeczeństwa". Przytoczył też jeden przykład. – Kiedy pracodawca zatrudnił kobietę, a to są dziesiątki tysięcy takich sytuacji w miesiącu, ZUS wysyła do pracodawcy pisma i pyta: "dlaczego pracodawca zatrudnił kobietę, która zaszła w ciążę?" – mówił Woch.
Jego zdaniem szczegółowe pytania ze strony ZUS podważają uczciwość nie tylko pracownika, ale też pracodawcy. Ten, jak mówił Woch, otrzymuje nawet kilkanaście pytań. Przykładowo: dlaczego zatrudnił kobietę, dlaczego kobieta zaszła w ciążę, na jaki okres zawarta została umowa, czy istnieje faktyczna ekonomiczna potrzeba zawarcia umowy itd. – Proszę państwa, czy jest to żona, czy nie żona? Czy są świadkowie, którzy mogą potwierdzić, że ona pracowała? – wyliczał Woch podczas debaty.
Zdaniem Jakuba Kosikowskiego presja nakładana w ten sposób na przedsiębiorców przez ZUS odbija się na kobietach i ich decyzjach o macierzyństwie.
– To na pewno wymaga zmiany, bo pracodawca, który musi się tłumaczyć przed ZUS, może też stwarzać presję na zatrudniane kobiety. Dobrym przykładem, który pokazuje, jak brak takiej presji działa korzystnie na dzietność, są rezydentury w publicznych szpitalach. Pieniądze na takiego pracownika idą z budżetu państwa, a państwo nie musi się przed nikim tłumaczyć. W efekcie kobieta decyduje się na dziecko, bo wie, że miejsce pracy będzie na nią czekało. Nie boi się, że natychmiast po powrocie zostanie zwolniona – zwraca uwagę Kosikowski.
– Pieniądze bez zmian systemowych i odwrotnie nie załatwią sprawy. Dlatego wyższe nakłady na ochronę zdrowia powinny iść w parze z reformą, której nadal nikt się nie podjął – podsumowuje rzecznik NIL.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.