Newsy"Wytrzeźwiałki" nadal biją rekordy. "Traktują nas jak drugi dom"

"Wytrzeźwiałki" nadal biją rekordy. "Traktują nas jak drugi dom"

Rekordziści trafiają do izby wytrzeźwień nawet 100 razy w roku. Mimo nocnej prohibicji, którą wprowadziły niektóre polskie samorządy, nadal pijemy nadmiernie i szkodliwie. - Ludzie kupują alkohol hurtowo i tracą kontrolę - nie ma wątpliwości Mariusz Nawrot, dyrektor Miejskiego Centrum Profilaktyki Uzależnień w Krakowie.

Pracuje w krakowskiej "wytrzeźwiałce". "Rekordzista mia�ł 6 promili"
Pracuje w krakowskiej "wytrzeźwiałce". "Rekordzista miał 6 promili"
Źródło zdjęć: © East News, Policja Lubuska
Katarzyna Prus

Rekordziści z promilami

- Od 1959 roku, kiedy powstała nasza placówka, mieliśmy dokładnie 717 tysięcy pobytów. Statystycznie można więc powiedzieć, że był u nas każdy mieszkaniec Krakowa. Mamy tu cały przekrój społeczny: od wieloletnich bezdomnych alkoholików, przez pijące coraz częściej młode kobiety, po zagranicznych turystów czy znanych polityków - przyznaje w rozmowie z WP abcZdrowie Mariusz Nawrot, dyrektor Miejskiego Centrum Profilaktyki Uzależnień w Krakowie.

Największą tego typu placówką w Polsce jest jednak warszawska izba wytrzeźwień, działająca w ramach Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych.

Rocznie słynna "Kolska" nazywana tak od ulicy, przy której się mieści, notuje w statystykach nawet 20 tys. pobytów, przy czym jednocześnie może tam przebywać nawet 120 osób.

Cztery symptomy, które mogą świadczyć o tym, że masz problem z alkoholem

Polacy nadal piją szkodliwie
Polacy nadal piją szkodliwie© Getty Images

- 20 lat temu, kiedy przyjmowaliśmy 40 tysięcy osób, zdarzało się nagminnie, że izba była przepełniona i musieliśmy zamykać ok. 2 w nocy. Teraz, choć nadal mamy bardzo dużo ludzi, takiego przepełnienia już nie ma, a izba działa przez całą dobę - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie Daniel Witkowski, kierownik Działu Przerywania Ciągów Alkoholowych.

Choć do "wytrzeźwiałek" trafia statystycznie mniej osób, nie słabnie trend nadmiernego i szkodliwego picia.

- Rekordzista miał 6 promili alkoholu we krwi. To dawka, która jest zagrożeniem dla życia, więc od razu musiał być przewieziony na toksykologię. U nas nie ma możliwości, żeby przeprowadzić taką detoksykację. Najczęściej osoby, które mają takie stężenie alkoholu, są od niego uzależnione, choć nie zawsze jest to tzw. patologia. To mogą być osoby, które piją regularnie, ale są w stanie funkcjonować, mają dom, pracę. Pamiętam mężczyznę, który miał 4,6 promila, ale jakimś cudem jeszcze trzymał się na nogach i wykłócał się, że jest trzeźwy. Jednocześnie przyznał, że pił non stop od kilku tygodni - wspomina dyrektor krakowskiego ośrodka.

- Mamy cały przekrój społeczny, od osób w wieloletnim kryzysie bezdomności po wysokofunkcjonujących alkoholików na stanowiskach. Średni wynik wskazywany na alkomacie to 2,3 promila, ale oczywiście są też tacy, którzy mają 5 czy 6 promili, których odsyłamy do szpitala. Nie przyjmujemy też zawodowych żołnierzy, opiekuje się nimi żandarmeria - dodaje Witkowski.

"Traktują nas jak drugi dom"

- Największą liczbę pobytów w ciągu roku mieliśmy tuż przed pandemią i wówczas było ich nawet 11 tysięcy rocznie. W ostatnich latach ta liczba spadła i sięga ok. 8 tysięcy. Jednocześnie utrzymuje się niestety trend nałogowego i szkodliwego picia. Ok. 24 proc. wszystkich pobytów dotyczy osób, które trafiają tu kilkakrotnie. Rekordziści wracają nawet 100 razy w ciągu roku - podkreśla Nawrot.

- Niektórzy traktują nas jak drugi dom, bo ten własny stracili, ale nie chcą zmieniać swojego życia, więc pomóc jest im trudno. Tacy nasi "znajomi recydywiści" mają już swój stały schemat: dzwonią na policję, zgłaszając, że trzeba po kogoś przyjechać, a na miejscu okazuje się, że chodziło o nich - zaznacza dyrektor.

Kiedyś najbardziej tłoczno było tu tylko w sylwestra, ale teraz rekordowe dni zdarzają się także w święta czy weekendy majowe, zwłaszcza jeśli dyskonty kuszą promocjami na alkohol.

- Niestety efekty tych promocji od razu widać u nas. Piwo potrafi kosztować wtedy tyle, co butelka wody mineralnej, więc ludzie kupują alkohol hurtowo i tracą kontrolę. Co ciekawe, szczególnie w kontekście stereotypu Polaka katolika, w ubiegłym roku dwa dni, kiedy trafiło do nas najwięcej ludzi poza sylwestrem, przypadły na Środę Popielcową i Wielki Piątek - dodaje nasz rozmówca.

W Warszawie takich wyraźnych tendencji już teraz nie widać.

- Kiedyś, jeśli był duży koncert czy popularne imieniny, to wiedzieliśmy, że będziemy mieć obłożenie. Teraz kiedy patroli policji i straży miejskiej jest znacznie mniej, bo brakuje pracowników, jest też automatycznie mniej osób, które są do nas przywożone - zauważa Witkowski.

Coraz więcej kobiet

Niepokojący trend dotyczy natomiast kobiet: piją więcej i częściej niż kiedyś trafiają na izbę wytrzeźwień.

- Kiedyś kobieta na izbie wytrzeźwień to była rzadkość. 25 lat temu wśród osób, które do nas trafiały, kobiety stanowiły zaledwie 5 proc. Teraz jest ich już prawie trzy razy więcej, bo ten odsetek wzrósł do 13 proc. To kobiety w różnym wieku, również bardzo młode, które łączą alkohol ze środkami psychoaktywnymi. Niedawno mieliśmy taką dziewczynę w wieku ok. 20 lat. Miała 0,6 promila alkoholu we krwi, więc daleko jej było do naszych rekordzistów, ale dwóch naszych pracowników miało problem z jej prowadzeniem, bo była tak agresywna, najprawdopodobniej po środkach pobudzających - opowiada dyrektor krakowskiego ośrodka.

Co piąta osoba, która trafia na Kolską w Warszawie, to kobieta. Przewagę w stołecznej "wytrzeźwiałce" mają jednak mężczyźni i stanowią aż 80 proc. wszystkich, którzy tam trzeźwieją.

- Co ciekawe, to właśnie kobiety są najczęściej agresywne, potrafią godzinami wykrzykiwać wyzwiska pod adresem naszych pracowników i są agresywne fizycznie - przyznaje dyrektor.

Wiek nie jest jednak regułą, bo na "wytrzeźwiałce" lądują też starsze kobiety, w tym takie, którym zdarzyło się jednorazowo wypić więcej.

- Kilka dni temu trafiła do nas kobieta w średnim wieku, z trzema promilami we krwi, a w torebce miała ponad 100 tysięcy złotych w gotówce. Okazało się, że trafiła do nas prosto z rodzinnej awantury, w którą przerodziło się "opijanie" sprzedaży mieszkania - opowiada dyrektor krakowskiego ośrodka.

Co ciekawe, młode pokolenie nie pije już tak chętnie.

Izba wytrzeźwień na Kolskiej w Warszawie
Izba wytrzeźwień na Kolskiej w Warszawie© Stołeczny Ośrodek dla Osób Nietrzeźwych

- Osoby w wieku 25-29 lat stanowią najmniejszą grupę, choć mogłoby się wydawać, że oni piją w dużych ilościach. Jeśli nawet piją dużo, to robią to, widać, mniej szkodliwie niż ci w wieku 30-49 lat, których jest u nas zdecydowanie najwięcej i z tego, co widzimy, to oni piją najbardziej ryzykownie - wskazuje nasz rozmówca.

Kawalerski w "wytrzeźwiałce"

Wśród mężczyzn nadal są bohaterowie wieczorów kawalerskich z zagranicy, choć już nie na taką skalę, jak kilka lat temu, kiedy zdarzało się, że demolowali ogródki krakowskich lokali.

- Nadal przyjeżdżają do nas Brytyjczycy, Irlandczycy, Skandynawowie. Trafiają też mężczyźni z krajów arabskich, gdzie alkohol jest zakazany, a nawet Ameryki Południowej. Zdarzało się, że ich koledzy z wieczoru kawalerskiego wrócili następnego dnia do domu, a oni musieli u nas zostać, bo nie wytrzeźwieli i nie zdążyli na samolot. Niektórzy bawią się do tego stopnia, że trafiają do nas bez ubrania, jedynie z reklamówką, którą zasłaniają się w wiadomym miejscu. Zgodnie z prawem nie możemy nikogo wypuścić, jeśli nie wytrzeźwiał, a to może trwać kilka, ale też kilkanaście godzin - zaznacza dyrektor.

Ośrodek nie udziela też informacji rodzinie czy znajomym o pobycie, chyba że ten, kto tam przebywa, sam wskaże konkretną osobę do kontaktu. Inaczej jest w przypadku nieletnich. Policja ma w takiej sytuacji obowiązek poinformować rodziców lub opiekunów.

- Nietrzeźwi nieletni trafiają do nas, jeśli nie ma możliwości, by przekazać ich rodzicom lub prawnym opiekunom. Mamy niestety sytuacje, że i dzieci, i rodzice są pijani. Wówczas taki nieletni zostaje u nas do momentu wytrzeźwienia, a my informujemy sąd rodzinny. Na szczęście nie są to nagminne sytuacje, rocznie mamy mniej więcej około 10 takich pobytów - wskazuje dyrektor.

Cena za dobę jak w hotelu

Choć "izba wyrzeźwień" czy "wytrzeźwiałka" to powszechnie używane określenia, dyrektor zaznacza, że takie ośrodki nie są już tym samym, czym były w PRL-u.

- W 2011 roku na bazie izby wytrzewień powstała kompleksowa placówka, która nie jest już jedynie miejscem, w którym się trzeźwieje, ale działamy szerzej, prowadzimy m.in. leczenie odwykowe, zajmujemy się profilaktyką uzależnień czy działaniami edukacyjnymi podczas warsztatów w szkołach. Izba wytrzeźwień jest więc jednym z elementów naszej działalności - tłumaczy Nawrot.

Jedno z pomieszczeń w krakowskiej izbie wytrzeźwień
Jedno z pomieszczeń w krakowskiej izbie wytrzeźwień© Miejskie Centrum Profilaktyki Uzależnień

- Dla części osób, które były u nas pierwszy raz, sam fakt pobytu jest na tyle traumatycznym i przełomowym przeżyciem, że zaczynają leczenie, bo orientują się, w jakim momencie się znaleźli. U nas pomoc w leczeniu też można uzyskać, bo prowadzimy terapie, również dla rodzin, i pomagamy w wyjściu z nałogu - dodaje Witkowski.

Zmianę widać też w cenie. Doba w krakowskim ośrodku kosztuje 437 zł (taką cenę ustalił w ubiegłym roku krakowski samorząd) i jest taka sama jak w Warszawie.

- Budynek ma 25 lat, ale warunki są przyzwoite. Na pewno nie razimy tu prądem i nie polewamy zimną wodą, jak niektórzy myślą. Wyposażenie jest standardowe: łóżko, materac, okna - wysoko i z odpowiednimi zabezpieczeniami, bo zdarzają się jeszcze próby samobójcze, można też skorzystać z prysznica. Jeśli ktoś trafił tu w sytuacji życiowego kryzysu, może też porozmawiać z naszym psychologiem. Podajemy tylko wodę, bo osobom nietrzeźwym nie można dawać jedzenia ze względu np. na ryzyko na zakrztuszenia - wyjaśnia dyrektor.

Zwraca uwagę, że nocna prohibicja, która w Krakowie obowiązuje od 1,5 roku, przyniosła pewne pozytywne zmiany. Taki zakaz wprowadziło już ok. 200 samorządów w Polsce, a kolejne, m.in. Warszawa, przymierzają się do tego.

- W sytuacjach, kiedy mamy do czynienia z agresywną osobą, prawo pozwala nam na zastosowanie przymusu bezpośredniego z użyciem np. pasów czy podanie uspokajającego zastrzyku oczywiście pod kontrolą lekarza. Na szczęście takich sytuacji jest coraz mniej. Jest spokojniej, a przyczyniła się do tego na pewno nocna prohibicja, która w Krakowie obowiązuje od północy do 5.30 i faktycznie widzimy, że w tych godzinach trafia do nas mniej ludzi, niż kiedyś. Nie są to może jeszcze jakieś spektakularne efekty, ale zmianę w dobrym kierunku widać - podsumowuje Nawrot.

Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualna Polska

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródła

  1. WP abcZdrowie

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie