NewsyNewsy - zdrowie"To nieakceptowalne". Sytuacja w polskiej armii jest poważna

"To nieakceptowalne". Sytuacja w polskiej armii jest poważna

Brak wsparcia psychologicznego dla żołnierzy to problem, który wymaga natychmiastowej uwagi, ale jest ignorowany. Z kolei na najnowocześniejszy sprzęt fundusze zawsze się znajdą. "To nieakceptowalne" – ocenia prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej.

Problemy w koszarach. "Mamy na czołgi i rakiety, ale nie na psychologów dla żołnierzy"
Problemy w koszarach. "Mamy na czołgi i rakiety, ale nie na psychologów dla żołnierzy"
Źródło zdjęć: © Getty Images

Uzależnienia to chleb powszedni

Prof. Jędrzejko zwraca uwagę przede wszystkim na wysoki poziom uzależnień wśród wojskowych. Wygląda to podobnie jak w innych grupach mundurowych – wśród policjantów, funkcjonariuszy służb specjalnych, ale także sędziów i prokuratorów.

- I nie mówimy o setkach, ale o dużo szerszej grupie ludzi, którzy codziennie piją alkohol lub wchodzą w inne zachowania problemowe i ryzykowne, aby w ten sposób odreagować stres, przemęczenie, silne emocje, napięcie – mówi prof. Mariusz Jędrzejko w rozmowie z Mirą Suchodolską z PAP-u. – Są świetnie wyszkoleni, wysportowani, cieszą się społecznym autorytetem, bardzo dobrze zarabiają, a mimo to część z nich topi codzienne cierpienia i napięcia w alkoholu. Mówię o tym nie po to, żeby kogoś stygmatyzować, ale żeby zwrócić uwagę na problem. Tym ludziom należy odpowiednio pomagać.

Profesor wspomina, że po spotkaniu z dowódcami Wojska Polskiego na temat używania alkoholu i narkotyków przez kadrę i żołnierzy sił zbrojnych otrzymał telefony z 17 wielkich jednostek. – Prosili "niech pan przyjedzie do nas, porozmawia o tym, potrzebujemy takiego wsparcia".

WIDEO

Wasze Zdrowie – odc.6. Zrozumieć męskość

Jeden psycholog na 3 tys. żołnierzy

Okazuje się, że w jednej z największych jednostek wojskowych w Polsce, liczącej ponad 3 tys. osób, pracuje tylko jeden psycholog.

- To przemiła kompetentna pani psycholog, ale powinien być tam cały zespół, choćby dlatego, że członkowie tej jednostki operują sprzętem wartym setki milionów dolarów. W zwykłej szkole, gdzie jest 600 uczniów, jest psycholog, pedagog i pedagog specjalny, a i tak nie dają rady z codziennymi problemami nastolatków, które są niczym wobec tych, przed jakimi stają członkowie grup dyspozycyjnych – podkreśla profesor i dodaje, że "to absolutnie niewystarczające".

Możliwe też, że wielu żołnierzy obawia się, że przyznanie się do problemów psychicznych może zaszkodzić ich karierze. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, czym jest stres bojowy, PTSD i trauma.

- To wynik niczym nieuzasadnionego przekonania, że w armi są tylko twardzi ludzie. To bajka, bo w dużej części wojsko jest odzwierciedleniem ogólnej kondycji psychicznej społeczeństwa. A ta jest zła – 1,6 mln Polaków skorzystało w ubiegłym roku ze zwolnień od lekarzy psychiatrów – mówi prof. Jędrzejko.

- Wychodzi na to, że mamy na czołgi K2, Abramsy, mamy na rakiety, F-35, a nie mamy na wsparcie psychologiczne. To jest nieakceptowalne. Ta jedna pani psycholog nie jest w stanie poradzić sobie z taką masą ludzkich problemów, co zresztą otwarcie przyznaje. W armii amerykańskiej są zatrudniane całe zespoły specjalistów, które dbają o dobrostan psychiczny żołnierzy – podkreśla profesor.

System nie nadąża

Według eksperta system nie nadąża za "realnymi potrzebami".

- To dziwne, bo ministrem obrony jest lekarz. Nawet teraz byłoby możliwe coś takiego, jak płatny trzymiesięczny urlop na poratowanie zdrowia psychicznego, które jest integralną częścią zdrowia człowieka – ale nie ma. Jak złamiesz nogę, możesz iść na L4, ale już jak "złamiesz" sobie głowę, to zwolnienie ci się nie należy. Ciągle słyszymy, że żołnierz musi być silny, gotowy, ale przecież jest tylko człowiekiem i – jak każdy – choruje, cierpi, przeżywa, tylko może lepiej to kryje – podkreśla profesor.

Dodaje, że problemy nie omijają także wyższych stopniem żołnierzy. Co więcej, często bywają one dodatkowym obciążeniem jeszcze bardziej pogarszającym sytuację.

- Jako asystent dowódcy Wojsk Lądowych obserwowałem pijącego niemal każdego dnia kapelana naszej formacji – pił, bo sobie nie radził z emocjami, ale nie umiał o tym powiedzieć. Jednego dnia, nie mogąc patrzeć, jak się stacza, zamknąłem go na noc w kaplicy, aby wytrzeźwiał. Rano pojechaliśmy do znajomego psychiatry. Terapię porzucił po trzech spotkaniach – wspomina profesor.

Czy jest jakiś sposób na wyjście z tej patowej sytuacji?

- To nie jest dziwne, że w armii są alkoholicy, tylko to, że nie chcemy zbudować systemu, który by tym ludziom skutecznie pomógł. To w 95 proc. ludzie niezwykle wartościowi, którzy – jak przyjdzie bronić Polski na przesmyku augustowsko-suwalskim – to pojadą tam i będą twardo walczyć. Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej, z powodu swojego nałogu, nie zrobią sobie albo komuś krzywdy – zauważa profesor.

Według niego pora stworzyć porządną strategię zarządzania sytuacjami kryzysowymi w życiu żołnierza.

- Gdzie są słabe ogniwa? Gdyby to zależało ode mnie, wysłałbym do jednostek tysiąc świetnie wyszkolonych specjalistów – psychologów, psychiatrów, pedagogów, żeby byli z żołnierzami. Nie tylko po to, żeby "kłaść ich na kozetce", ale też zagrać w tenisa, popływać żaglówką i po prostu pogadać, tworzyć warunki, aby otwierali się z problemami, które w tej służbie są naturalne. Z pewnością powinien powstać ośrodek wsparcia stacjonarnego, ale nie w konwencji oddziału psychiatrycznego – dodaje prof. Mariusz Jędrzejko z Centrum Profilaktyki Społecznej.

Źródła

  1. PAP

Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.

Wybrane dla Ciebie