Trwa ładowanie...

Strażak "Norek" walczy z rakiem. "Widzę, jak mąż umiera na moich oczach"

34-latek walczy z rakiem jelita grubego. Jego leczenia chcą się podjąć lekarze w Niemczech, w Polsce została mu już tylko chemioterapia paliatywna
34-latek walczy z rakiem jelita grubego. Jego leczenia chcą się podjąć lekarze w Niemczech, w Polsce została mu już tylko chemioterapia paliatywna (arch. prywatne)

Za młody na raka jelita grubego? Im też tak się wydawało. Pan Artur ma 34 lata i wcześniej był okazem zdrowia. Aktywny, wysportowany strażak. Kiedy jego córeczka miała osiem miesięcy, nagle zaczął gwałtownie chudnąć i słabnąć - czasami nie miał siły nawet, by wziąć Manię na ręce. Jego historia jak w soczewce skupia wszystkie problemy, z którymi na co dzień muszą się mierzyć polscy pacjenci onkologiczni. Teraz jedyną szansą jest leczenie w Niemczech.

spis treści

1. Norek walczy z rakiem jelita

- Widzę, że ostatnio mąż czuje się kiepsko. Jest bardzo osłabiony. Na raka jelita grubego są dwa rodzaje chemii - pierwsza po roku stała się nieskuteczna, dlatego teraz zmienili mu na inną. Ogólnie jest ostatnio bardzo słaby, nie wychodzi z domu, tylko leży, siedzi albo śpi. Nie je. Jest żywiony przeze mnie pozajelitowo, podłączam mu kroplówki, inaczej umarłby z głodu. Ma nowotworową anoreksję, przez chorobę bardzo dużo schudł w krótkim czasie - opowiada Aleksandra Nowaczyk, żona.

Artur Nowaczyk
Artur Nowaczyk (arch. prywatne)
Zobacz film: "3 ważne objawy raka jelita, które najczęściej ignorujemy"

Norek, bo tak nazywany jest wśród najbliższych, ma 34 lata. Z zawodu i z zamiłowania jest strażakiem. Porównując aktualne zdjęcia i te sprzed choroby, trudno uwierzyć, że to ta sama osoba.

Wiadomo, że ryzyko zachorowania na raka jelita rośnie z wiekiem - badania profilaktyczne są zalecane dopiero po 45. roku życia. Ryzyko choroby zwiększa też zła dieta, brak ruchu - żaden z tych czynników w jego przypadku nie miał miejsca. Artur Nowaczyk dbał o dietę, zawsze był bardzo aktywny, zresztą tego wymagała jego praca.

- To był dla wszystkich szok. Myślę, że nawet dla lekarzy, którzy zbagatelizowali jego objawy. Mówi się, że jest za młody na raka jelita, ale niestety jest coraz więcej takich przypadków. Artur to człowiek, który nie usiedział w miejscu, wszystkim pomagał. Ciężko zrozumieć, jak to możliwe, że właśnie jego zaatakowała taka choroba - podkreśla Anna Marcinkowska, siostra żony.

Pan Artur z żoną i córeczką
Pan Artur z żoną i córeczką (arch. prywatne)

2. Zaczęło się od zapalenia wyrostka

- Pierwsze objawy pojawiły się cztery lata temu. Męża czasami pobolewał brzuch, robiliśmy badania, ale wszystko wychodziło dobrze. 3,5 roku temu zaczęło się to nasilać. Zrobił się stan zapalny wokół wyrostka robaczkowego, wtedy mąż dostał antybiotyk. Chirurg stwierdził, że nie ma podstaw, żeby usunąć wyrostek. Niestety, z perspektywy czasu widzimy, że to było błędem. Ja ciągle powtarzałam mężowi: idź z tym prywatnie, może z kimś skonsultuj, ale nie chciał. Przekonywał mnie, że skoro chirurg to widział i mówił, że nic złego się nie dzieje, to po co... - wspomina pani Aleksandra.

Utrata wagi i silne osłabienie - to były pierwsze objawy raka jelita

Utrata wagi i silne osłabienie - to były pierwsze objawy raka jelita

Dwa lata później mężczyzna nagle zaczął gwałtownie chudnąć i opadać z sił. - Nasza córeczka miała wtedy osiem miesięcy i wymagała całodobowej opieki, czasami chorowała, a on siedział i mówił, że nie ma siły nawet wziąć jej na ręce. Na początku nawet się na niego złościłam, wiadomo, jak jest z małym dzieckiem, ale jego zachorowanie było mocno niepokojące. Zrobiliśmy prywatnie badania, inaczej musielibyśmy czekać miesiącami. USG pokazało się, że na jelicie jest 10-centymetrowy guz, a z morfologii wychodził ogromny niedobór żelaza. Chirurg stwierdził, że to pewnie jakiś guz zapalny. Skierował męża do szpitala, żeby usunąć tę zmianę - opowiada żona.

3. Zwijał się z bólu, ale kazali mu czekać

Mimo że zwijał się z bólu, musiał dwa miesiące czekać na operację. W tym czasie schudł 20 kg.

- Strasznie cierpiał. Raz trafiliśmy nawet na SOR, bo już nie wytrzymywał - tam powiedzieli nam, że go nie przyjmą, skoro ma umówiony planowy zabieg, to musi czekać. Czekaliśmy - mąż prawie umarł z głodu, bo wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że może skorzystać z żywienia pozajelitowego. Po operacji lekarze powiedzieli nam, że jest dramat. Okazało się, że to jest bardzo zaawansowane stadium raka jelita z przerzutami do otrzewnej - nie do usunięcia. Co się wtedy z nami działo, można sobie tylko wyobrazić - mówi łamiącym głosem pani Aleksandra.

Medycy nie podjęli się usunięcia guza, a operacja została przerwana. W listopadzie 2022 r. pojawiła się nadzieja. Rodzina dotarła do profesora, który podjął się radykalnej operacji guza. Niestety, historia się powtórzyła.

- Gdyby to wszystko usunąć, to by go zabiło - tak mi wprost powiedział profesor. Bardzo nastawiliśmy się na to, że to się uda. Niestety w Polsce powiedziano nam, że teraz jedynym wyjściem jest zmiana chemii i leczenie paliatywne, to oznacza leczenie chemioterapią do śmierci. Nie chce mi się w to wierzyć, nie dopuszczam myśli, że to się może tak skończyć. Mąż bardzo dzielnie walczył, rok temu było z nim jeszcze gorzej i się z tego wykaraskał, więc mam nadzieję, że tak samo będzie i teraz - mówi.

Rodzina ciągle zastanawia się, jak potoczyłaby się ta historia, gdyby wcześniej padła właściwa diagnoza albo gdyby szybciej został przyjęty do szpitala. - To jest typowe przeoczenie. To jest niemożliwe, żeby w półtora roku od badań pojawił się 10-centymetrowy guz - podkreśla żona.

Pan Artur z żoną
Pan Artur z żoną (arch. prywatne)

4. Nadzieja w immunoterapii, ale kosztuje fortunę

Znaleźli jeszcze jedną szansę na leczenie w niemieckiej klinice za pomocą immunoterapii przeciwnowotworowej. - Terapia wykorzystuje i wzmacnia własny system obronny pacjenta w walce z rakiem i trwale aktywuje układ odpornościowy przeciwko noworosnącym komórkom nowotworowym - wyjaśnia Anna Marcinkowska.

Teraz robią wszystko, żeby zgromadzić potrzebne środki. Szacują, że koszty mogą sięgać nawet 700 tys. złotych. 6 lutego jadą do Kolonii na badania kwalifikujące, które mają wskazać, jak będzie wyglądać terapia i jaki będzie jej dokładny koszt.

- Trwa zbiórka na leczenie za pomocą portalu Siepomaga.pl, są prowadzone licytacje na Facebooku, można je znaleźć na profilu - Norek kontra rak. Darczyńcy są bardzo hojni: są wyjazdy, bilety na mecze, wyroby cukiernicze. Wszyscy mówią, że chcą mu się odwdzięczyć za jego dobroć, ale środki potrzebne na leczenie są ogromne, a Artur nie ma już czasu - opowiada szwagierka.

- Szukamy wszędzie pomocy, chociażby to miało kosztować fortunę, żeby go uratować. Artur choruje od kiedy Mania miała 8 miesięcy, więc ona cały czas widzi tylko takie życie: tata z kroplówką, tata leży - to też jest strasznie przykre. Ja z kolei widzę, jak mąż umiera na moich oczach. Nie chcę, żeby córka tak go zapamiętała. Chciałabym, żeby miała piękne wspomnienia związane z tatą. Nikt jej go nie zastąpi - podkreśla pani Aleksandra.

- Nasi znajomi często mówią, że nadal są w szoku, jak o nas myślą, że nie mogą uwierzyć w to wszystko. Może to dziwnie zabrzmi, ale my się już z tym oswoiliśmy. Musieliśmy, żeby żyć dalej. Nie możemy usiąść na krawężniku i płakać. Mamy dziecko, musimy o nie dbać i działać. Wciąż mamy nadzieję... - kończy żona.

Pan Artur i Marianna
Pan Artur i Marianna (arch. prywatne)

Katarzyna Grzęda-Łozicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze