Taki ruch szyją może prowadzić do udaru. Eksperci odradzają tego nawyku
Po całym dniu przy komputerze szyja bywa tak spięta, że niektórzy ustawiają głowę do szybkiego ruchu aż do wyraźnego "kliknięcia". Problem w tym, że to, co daje natychmiastową ulgę, w rzadkich, ale realnych sytuacjach może skończyć się dramatem: rozwarstwieniem tętnicy kręgowej, a nawet udarem.
W tym artykule:
Skąd bierze się potrzeba "strzelania" szyją?
Wielogodzinne siedzenie nie jest dla odcinka szyjnego neutralne. Badania opisywane przez National Institutes of Health (NIH) wskazują, że siedzący tryb życia potrafi zaburzać naturalne krzywizny kręgosłupa i podkręcać napięcie mięśniowe. Efekt? Sztywność, uczucie "zastania" i ból, które prowokują szukanie szybkiej ulgi.
W analizach dostępnych w PubMed (2024) naukowcy porównują kręgosłup do "mostu wiszącego" uginającego się pod przeciążeniem. Gdy głowa przez długi czas pozostaje w jednej pozycji, dochodzi do mikrouszkodzeń, przeciążenia tkanek i narastania dolegliwości. U niektórych wiąże się to też z odchyleniami rzędu 4-11 stopni, co dodatkowo sprzyja dyskomfortowi i potrzebie natychmiastowego "rozruszania" szyi.
Popularny mit mówi o ocieraniu kości albo "nastawianiu kręgów". Tymczasem źródłem dźwięku jest zjawisko kawitacji w płynie maziowym w stawach. Płyn ten działa jak smar, a rozpuszczone w nim gazy (m.in. azot) mogą gwałtownie tworzyć pęcherzyki, gdy zmienia się ciśnienie.
Pierwsze objawy stwardnienia rozsianego
Texas A&M University (TAMU) opisywał w 2024 roku obrazowanie rezonansem magnetycznym w czasie rzeczywistym, które pokazało mechanizm: szybkie rozciągnięcie torebki stawowej obniża ciśnienie i w ułamku sekundy powstaje pęcherzyk gazu – to ten moment daje "klik". Ciekawostka: ponowne "strzelenie" tym samym stawem zwykle nie jest możliwe od razu – potrzeba około 60 minut, żeby gazy znów rozpuściły się w płynie.
Największe ryzyko: tętnica kręgowa i udar
Jednorazowe "pyknięcie" nie oznacza automatycznie katastrofy, ale problem zaczyna się wtedy, gdy ruch jest gwałtowny, powtarzalny i wykonywany bez kontroli. W publikacjach opisywanych w PubMed odnotowano nawet przypadki śmiertelne, w których manipulacja szyją wiązała się z rozwarstwieniem tętnicy kręgowej i udarem mózgu.
Co ważne, także zabiegi wykonywane przez profesjonalistów nie powinny być traktowane jak szybka usługa "na sztywność". Analizy dostępne w PubMed Central (PMC) podkreślają wagę oceny klinicznej i wykluczenia przeciwwskazań, zanim dojdzie do jakiejkolwiek manipulacji w obrębie szyi.
Do komputera dochodzi smartfon. Badanie opublikowane na Oxford Academic wykazało, że nawykowe pochylanie głowy podczas korzystania z telefonu zwiększa ryzyko bólu karku 2,34-krotnie. W tych danych pojawia się też niepokojący kontekst: 42 proc. osób korzysta ze smartfona ponad 5 godzin dziennie, często przy zgięciu szyi około 30 stopni. Tak rodzi się "syndrom tekstu" (text neck) – przeciążeniowy ból szyi, który łatwo pomylić z "potrzebą nastawienia".
Co zamiast "strzelania"? Bezpieczniejsze rozwiązania
Jeśli szyja regularnie daje o sobie znać, lepszą inwestycją niż ryzykowny odruch jest praca nad postawą i ruchem. W "Journal of Orthopaedic & Sports Physical Therapy" (JOSPT) opisano, że regularne ćwiczenia mogą zmniejszyć ryzyko bólu szyi o ok. 50 proc. w ciągu roku.
Za bezpieczne uznaje się m.in. mobilizacje połączone z relaksacją poizometryczną oraz proste ćwiczenia wzmacniające i korygujące ustawienie głowy, np. "cofanie brody" (chin tucks). Działają spokojnie, bez szarpania, a z czasem poprawiają kontrolę mięśniową i odciążają przeciążone struktury.
Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Źródło: pmc.ncbi.nlm.nih.gov stories.tamu.edu * jospt.org
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.